wtorek, 31 marca 2015

Wino deser(l)ove dnia



Popatrzyłem wczoraj na pierwsze strony „Dziennika” Jerzego Pilcha i przyszło mi do głowy pytanie: czy ja już przeżyłem swój najlepszy dzień w życiu? Dzień, po przeżyciu którego  mógłbym powiedzieć sobie: ok., to był na prawdę niesamowity czas! Jeden dzień, o którym wiedziałbym, że po prostu był dobry i - żeby nie dramatyzować! - nie chodzi mi o to, żeby zaraz po tym dniu iść się powiesić, ale o to, żeby wieczorem poczuć się dobrze, pomyśleć spokojnie, mieć w sobie pragnienie przeżycia jeszcze jednego takiego właśnie dnia. Dzień, to dużo… Sam nie wiem ile to oddechów! Posiłki, rozmowy, patrzenie, poruszanie się, myśli – może być tego mnóstwo! A potem w zapiskach  Jerzego Pilcha powstaje zapis na kilka stron lub mniej albo brak w nim nawet jednej litery na ten temat i tak czy inaczej jest już po wszystkim, minął dzień. Oczywiście w tle cały czas „Perfect Day”. Ciekawe, co robiłbym w takim dniu?..

Wczoraj, to na pewno nie był perfekcyjny dzień. Nie był też specjalnie zły, ale wizyta u dentysty, to jednak jest poważna wada i dowód świadczący przeciw. Zwłaszcza, że poddany zabiegom miał być Wiktor… Człowiek dzielny, odważny, zawsze skory do udzielania rad i znający się na wszystkim, a jednak na fotelu dentystycznym odkrywający w sobie pewną słabość. Żeby być uczciwym: któż z nas na fotelu dentystycznym nie odkrywa w sobie i we wszechświecie pewnych niedociągnięć czy też - mówiąc wprost - zasłabnięć intelektualnych Twórcy? Ja spoczywając w plamie światła lampy dentystycznej zawsze konstatowałem, że coś tu się kurwa nie powiodło! Dobra, konstatowałem i mimo tego poddawałem się roli pacjenta, a Wiktor? A Wiktor nie… Wiktor zagaduje rzeczywistość, nawet kiedy rzeczywistość trzyma palce (w niebieskiej rękawiczce jednorazowej) w jego ustach. Na nic wcierany w dziąsła żel przeciwbólowy, na nic argumenty, przykłady, groźby karalne i prośby poparte wizją nagród w życiu doczesnym i pozagrobowym (z łaskawym uznaniem go za pewnik). Jest weto i koniec i kropka! Ostatecznie udało się poruszyć mleczaka na tyle, że Wiktor ma dokończyć dzieła własnoręcznie, a czas jest najwyższy, bo stały ząb wylazł na powierzchnię i czym prędzej powinno znaleźć się dla niego miejsce.

Wczoraj – pierwszy roboczy dzień po zmianie czasu… Już dawno myślałem, że zmorę bezsenności mam za sobą, a jednak nie! I kiedy do kilkudniowej niedyspozycji sennej dołożył się jeszcze poniedziałek z obowiązkową pobudką przed szóstą, to poniedziałek ów nie wyglądał przez moje oczy dobrze. Zamglony był, nieostry, ze zwiększoną domieszką grawitacji i ewidentnie zagęszczonym powietrzem. Po co oni mi to robią? Nie wiem… Jedyna pociecha jest taka, że dłużej teraz będzie jasno i krążąc po stadionie w moim prozdrowotnym, chomiczym truchcie, wyraźniej będę widział, że kręcę się w kółko.

Wczoraj wręczono Wiktory. Nie kumam idei tych nagród, ale widziałem w TV fragment gali. Co to w ogóle jest „osobowość telewizyjna”? Czy to idzie dalej, w inne media? Osobowość internetowa? Osobowość telefoniczna? Osobowość piszących hasła na murach?

Wczoraj, to nie był zły dzień. No i piliśmy wino porzeczkowe! Nie, to stanowczo nie był zły dzień!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz