wtorek, 27 marca 2012

Kiepsko startująca wiosna, porządny film i zachód słońca

Stało się. Nadeszła wiosna. Niestety, jakaś taka podła tego roku. Spotykam się z chorobami, kłopotami, wahaniami temperatur i nastrojów. Przychodzi mi się zastanawiać, gdybać, dywagować, a wszystko to – wiem o tym dobrze – na próżno. Nic z tego kombinowania nie wyniknie, wyniku nie zmieni, sytuacji nie poprawi. Matnia i czarno widzę.
A’propos Woody Allena, obejrzeliśmy ostatnio z A. film tego reżysera i nie było to emitowane przez telewizję publiczną dzieło „Vicky Cristina Barcelona”, tylko „Hannah i jej siostry”. Muszę przyznać, że dawno nie widziałem tak dobrego filmu! Zdanie dobitnie wykrzyczane, zdradzające entuzjazm i zapał, bo film podobał mi się cały, od początku do końca i pewnie nawet gdyby miał w środku reklamy, to te reklamy też by mi się spodobały. Spodobały by mi się wszystkie te setki razy widziane przeze mnie reklamy, na które czasem przeklinam, które wykorzystuję do tego, by odetchnąć podczas seansu, zebrać myśli, ułożyć się wygodniej w fotelu, czy po prostu pójść załatwić się aż do toalety.  Kto wie, kto wie? Być może gdyby film ten podzielony był reklamami, to ja – niesiony falą entuzjazmu - bezpośrednio po emisji popędziłbym do sklepu - choć już było późno – i nakupował wszystkiego, co zauważyłbym w czasie bloków reklamowych? Kto wie?.. Na szczęście film nie miał reklam, bo emitowany był z płyty. Sukces artystyczny nie przekuł się tym samym w sukces komercyjny, ale sam film – rewelacyjny. Oceny nie psuje mi nawet fakt jego nieco lukrowanego zakończenia – UWAGA: WYJAWIAM „KTO ZABIŁ!” - kiedy to wszystko, wszystkim się udaje. Chory hipochondryk nie jest chory, niepłodny hipochondryk zapładnia - życiowo niezaradną - aktorkę, która okazuje się mieć niesamowity talent pisarski i – przy okazji - w płodnym hipochondryku odnajduje poszukiwanego od lat mężczyznę swego życia. Zdradzający mąż wraca do niepozostawionej przez siebie żony, kochanka – sama w toksycznym związku z trudnym mężczyzną – uwalnia się zarówno od męża, jak i kochanka, by wejść w związek z kimś mądrym, pięknym i uczciwym. Hannah też daje sobie radę… Ostatecznie.
Ta ogólna radość i harmonijne rozwiązanie średnio przypadły mi do gustu, ale film jest do tego stopnia niesamowity, że jakoś to łyknąłem, a nawet zaakceptowałem i przez chwilę – przyznaję, jak oszołom oszołomiony - wierzyłem, że tak właśnie jest/może być w życiu! Ech, życie, w de fuck to… Magia wielkiego kina! Ech2…
Kiedy emocje opadły w książeczce dołączonej do płyty przeczytałem, że sam autor też nie do końca jest zadowolony z finalnie panującego szczęścia i powszechnej szczęśliwości. Ok. To, że Woody Allen zrozumiał swój błąd, to ważne. Mnie to wystarcza, a filmowi - tak dobrze zrobionemu - nie jest w stanie zaszkodzić.
A teraz, zapowiadany i poprzedzony ostrzeżeniami - żeby nie było, że nie było! -  zestaw landszaftów klasycznych, czyli „Zachodźże słoneczko”. (Piosenka gratis, do nucenia we własnym zakresie). 

Zachodźże, słoneczko,
Skoro masz zachodzić,
Bo mnie nóżki bolą
Za gąskami chodzić.

 
Nóżki bolą chodzić,
Rączki bolą robić.
Zachodźże, słoneczko,
Skoro masz zachodzić.

 
Gąski także śpiące
cichutko gęgają,
Smutno pastuszkowie
Po polu hukają.

Tak to wygląda. Kiepsko startująca wiosna, porządny film i zachód słońca. Jak znam życie, to dużo lepiej nie będzie, ale może choć trochę? Czy faceci przy nadziei nie bywają groteskowi?

poniedziałek, 26 marca 2012

Zażalenie na melanż

Szukając prostych rozwiązań pewnie do niczego nie dojdę, ale czasem ulegam nadziei na to, że sprawy dadzą się załatwić łatwo i bezboleśnie. Siedzę wtedy i wpisuję w wyszukiwarkę internetową przeróżne treści, np. taki tekst: „nic mi się nie chce”. No i co? No i znajduję stronę: www.zawiedzeni.pl. Jesu…
Między różnymi zawodami, które są tam skatalogowane, pojawia się także wypowiedź człowieka „zawiedzionego Melażem”, którego żal wyrażony słowami zamieszczę w całości, bo jest on przykładem godnym prezentacji. Zawiedziony Melanżem skarży się tak: „jestem naprawdę mocno zawiedziony piłem przez tydzień może trochę więcej i trzeźwiałem przez dwa dni to straszne jest jak można przespać dwa dnia ja rozumiem pić tydzień ale spać dwa dni czy macie może na to jakąś receptę żebym następnym razem tak się nie zawiódł strasznie”.
No… Ludzie mają problemy, a swoją drogą, to bardzo intensywny Melanż musiał być.

Siedzę tak, patrzę na stronę www.zawiedzeni.pl i już wiem, że będę musiał coś na niej napisać. Choćby z powodu podziwu dla twórców tego forum wymiany myśli i żalu. Tyle rzeczy mnie przecież trapi, tyle razy się zawiodłem i sparzyłem, są we mnie takie pokłady goryczy, smutku i złej krwi. Niech płynie żalu rzeka - chyba coś takiego śpiewała Elżbieta Adamiak, a ja przecież za smutnymi piosenkami jestem całym sercem. Niech więc płynie, po polskiej krainie, a dopóki płynie, Polska nie zaginie!

Kwiaty i inne badyle - czyli mój fotoblog

piątek, 23 marca 2012

Sudoku

Przegląd zdjęć trwa. Oto plażowe sudoku. Efekt wyjazdu nad morze. Morza, co prawda nie widać, zapowiadanego zachodu słońca też jeszcze nie, ale kawałki plaży wydają mi się równie ładne.


czwartek, 22 marca 2012

Żądam zieleni w kolorze blue!

Wiosna, a ja chętnie bym już popatrzył na to, jak na lato. Przeglądałem ostatnio zdjęcia, co – w łaskawie panujących nam czasach aparatów cyfrowych - jest wyzwaniem nie lada! Kiedyś człowiek kupował kliszę, na niej było 36 klatek i koniec. Każde naciśnięcie migawki, to była decyzja podejmowana w sposób przemyślany, takie bardzo świadome ojcostwo i macierzyństwo razem wzięte. A teraz? Z jednej imprezy dwieście, trzysta, tysiąc pięćset sto dziewięćset zdjęć. Nadmiar, to masakra. Nadmiar możliwości, to „masakra2”! Bo kto potem ma czas oglądać to wszystko?! Odpowiedź brzmi: nikt…
Ale ja nie o tym. Przeglądałem zdjęcia i w oko wpadły mi między innymi takie z czasów, kiedy podróż na trasie Malbork – Toruń odbywałem pociągiem… W piętrusie. Na każdej stacji postój. Zimą zimno, latem za gorąco. Brak przedziałów, plastikowe albo skają obite siedzenia. No i prędkość! Trasa 140 km pokonana w niemal cztery godziny. Dla uzdolnionych matematycznie zadanie: jaka była średnia prędkość pociągu? Odpowiedź może zaskoczyć. Z drugiej strony trzeba przyznać, że była to prędkość właściwa do niezdrowego (z przyczyn zdrowotnych) i zakazanego (z przyczyn bezpieczeństwa) palenia papierosów w otwartych drzwiach wagonu. Siadało się z nogami na zewnątrz, opierając je na stopniach schodów (jak widać na zdjęciu nie tylko) i patrzyło na malownicze łąki, lasy, pola uprawne. Zieleń, zieleń. Tak, stanowczo żądam dostępu do zielni!

  
 Póki co, mam zdjęcia i wiadomo: nie zawaham się ich zużyć!


Ja wiem, że to - jak mówi moja żona - landszafty, ale co tam, niech będzie i tak, że jestem landszafciarzem! A jak się zbiorę w sobie i okrzepnę, to zamieszczę tu zachody słońca! To dopiero klasyka gatunku!

wtorek, 20 marca 2012

Słońce na mnie świeci i odbiera mi chęć na poruszanie sobą

O wszystkim już chyba napisałem na moim blogu. Nie podałem jeszcze tylko wygrywających numerów totolotka, ale to będzie moja słodka tajemnica, którą zabiorę do grobu. W grobie też trzeba mieć jakieś ważne rzeczy do zrobienia, bo samo przeganianie kretów i dżdżownic, to jednak mało. A – przyznajcie to sami – skreślenie szóstki, puszczenie totka i zwycięstwo z pozycji denata, to musi być pasjonujące. 
Ech.. Lenistwo i nic tylko lenistwo, oto przyczyna bezruchu. Czasami tak mam, że nic mnie nie kręci. To nie są jakieś obniżki nastrojów, dołowania, stany pseudodepresyjne, po prostu rzeczywistość spływa po mnie, jak kaczka po wodzie. Patrzę na świat i nie zachodzi reakcja zazębiająca, mechanizm we mnie nie rusza. Nie irytuje mnie Jarosław Gowin, nie porusza powypadkowy Jarosław Wałęsa, wariaci strzelający do dzieci, czy wariaci porywający dzieci, owszem budzą sprzeciw, ale - skoro, to nie ja strzelałem i porywałem – nie wywołują piany na usta me. Nawet kiedy rano przeglądałem gazetę i dowiedziałem się strasznych rzeczy o Franzu Kafce, to ani serce, ani ręka mi nie zadrżały… Po prostu przerwałem lekturę i przewróciłem stronę.

piątek, 9 marca 2012

Dlaczego nie zabronisz mi czytać literatury iberoamerykańskiej?..

Dzieci są źródłem radości i utrapienia, zupełnie jak psy i koty, jak wszystkie psy i koty tego świata, spętane w jeden malowniczy kłąb i wrzucone do jednego mieszkania. Dzieci są też źródłem niebanalnych i zaskakujących stwierdzeń, przede wszystkim zaś: dzieci demaskują… Wiem o tym, bo zostałem ostatnio w bezlitosny sposób zdemaskowany przez Wiktora. Podczas jakiejś utarczki domowej, kiedy próbowałem wyegzekwować coś od dziecka i zagroziłem mu zakazem oglądania telewizji, dziecko postanowiło odwdzięczyć mi się pięknym za nadobne i stwierdziło, że ono też zabroni mi robienia tego, co lubię najbardziej! Dziecko przez chwilę się zastanawiało, co by tu wybrać z szerokiego wachlarza moich ulubionych zajęć, po czym z zabójczą prostotą stwierdziło:
                - A ja zabronię ci pić alkoholu!
Muszę przyznać, zabolało… Nie próbowałem walczyć. Precyzyjnie trafiony, melancholijnie pomyślałem tylko, czy picie alkoholu rzeczywiście jest tym, co lubię najbardziej i skąd moje dziecko o tym wie? Kto utwierdził mego syna w przekonaniu, że to jest właśnie to?! Nie chodzi o to, żebym się wykręcał! Nie zaprzeczę przecież: pijam. Na przestrzeni kilkunastu w sumie już lat spożywania napojów alkoholowych, zdarzyły się zapewne i takie przypadki, kiedy to picie urągało podstawowym zasadom zdrowego rozsądku i BHP, ale było to dawno, minęło bezpowrotnie i uległo przedawnieniu! Od tamtej pory na świat przyszły miliony ludzi, miliardy owadów skonało na szybach samochodów, hektolitry wody wpadły do mórz i oceanów. Młodość się wyszumiała i nadszedł czas statecznej dorosłości z zainteresowaniami poważnymi, udało mi się np. skończyć studia… Aktualnie zaś posiadam na stanie przecież jeszcze co najmniej kilka pasji, zainteresowań, zajęć… Ech…
Niemo patrząc w oczy syna zapytałem w myślach: dlaczego nie zabronisz mi czytać literatury iberoamerykańskiej?

PS. Po tej przygodzie w domu, Wiktor zdecydował się jeszcze raz zabronić „tego, co lubię najbardziej”. Tym razem rzecz działa się w przedszkolu, na korytarzu, w towarzystwie innych rodziców odbierających swoje pociechy… I kiedy czekałem na wykonanie wyroku, to dziecko zlitowało się nade mną i stwierdziło, że zabroni mi „oglądania sportu w telewizji”… Ulżyło mi.