czwartek, 1 marca 2012

Koszyk na piknik(ów)

Chciałem zacząć od słów „Portugalczyku, jak nóż bezlitosny”, ale… Jaki on tam - ten Portugalczyk – bezlitosny? Przyleciała reprezentacja Portugalii obejrzeć stadion w niemal naturalnych warunkach bojowych i obejrzała, a ja patrząc na mecz chwilami miałem wrażenie, że goście powyjmują z kieszonek strojów sportowych aparaty i zaczną - sobie i obiektowi - robić zdjęcia. I nawet nie poczekają na chwilę rzutu wolnego czy inną przerwę w grze. Ot, po prostu, jeden drugiemu strzeli fotkę w malowniczym wślizgu, czy też w pomnikowej pozie na tle szalejącego tłumu kibiców.
Szalejący tłum kibiców… Było prawie, jak we Fraglesach: „Czas na piknik!”. I grupa sympatycznych pluszaków zaczyna wesoło śpiewać. Cienkimi głosami, milusio, atmosfera podgrzewa się o jakieś 0,3 stopnie Celsjusza. Jedyny moment, w którym publiczność zgromadzona na stadionie reagowała w sposób „stadionowy”, to było buczenie i gwizdy, gdy do piłki dochodził CR7. Wtedy pluszaki, wspinając się na szczyt swoich możliwości, przechodziły na ciemną stronę mocy, a – pamiętajmy o tym wszyscy! - pluszak po ciemnej stronie mocy, to jest coś strasznego! Szkoda, że pluszaki dały radę wykrzesać z siebie nieco energii tylko w takich momentach, natomiast zabrakło jej zupełnie do prowadzenia dopingu zagrzewającego do walki naszą reprezentację.
Nasza reprezentacja wyszła na boisko i zagrała mecz. Powiem Wam, że z mojej perspektywy ta gra nie wyglądała nawet źle. Pewnie jest to efekt obniżenia standardów, co do moich oczekiwań wobec gry naszej repry, ale - jakby nie było - nie było źle. Osobiście podobał mi się Damien Perquis. No dobra, Błaszczykowski Jakub i Wojciech Szczęsny też byli ok. Ogólnie było ok!
Sam stadion zaś w telewizorze prezentuje się ładnie i nawiązuje do niedzielnych spotkań z rodziną. Wiadomo bowiem, że na piknik powinno się zabrać koszyk z jedzeniem i coś do picia. Woda, sok i herbata dobrze gaszą pragnienie i jednocześnie dają kopa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz