czwartek, 27 lutego 2014

"Ni" z gruchy, 'Ni" z pietruchy - czyli: Filip z konopii, czy coś zupełnie z innej beczki?

Znajdowanie sensu, to proces mozolny - luźna uwaga odnosząca się do życia w ogóle, jak i do tytułu tego posta/postu, jak i do dalszej jego części.

Więc: znajdowanie sensu, to przerąbywanie sobie drogi w gąszczu pomieszania. Dzień po dniu z maczetą - bo jest to działanie siłowe, na wskroś przemocowe (w duchu A. Zybertowicza, ale nie tego znanego szerszej publiczności z prasy i TV, tylko jeszcze z okresu/zakresu pracy naukowej) i podporządkowujące otoczenie (patrz: "Biblia" - w sensie świętej księgi chrześcijan) - wychodzi człowiek i napieprza. Idzie, idzie, idzie i natrafia na pomysły innych ludzi, którzy także kombinują w różnych kwestiach, na przykład w obszarze definiowania urody. Ja wiem, że sprawa nie jest łatwa, że były "rubensowskie kształty", że kanony piękna się zmieniają i co za tym idzie zmieniają się definicje, odniesienia, epitety, ale...

Jest sobie pani modelka, tak opisana:

"25-latka ma małomiasteczkowe korzenie, które podkreśla z dumą. I wielkomiejską urodę, której także się nie wstydzi".

Na takiej bazie powstaje we mnie pytanie o urodę właściwą np. dla mieszkańców przedmieść, lasów, czy obszarów o zaludnieniu 1 człowiek na 10 000 kilometrów kwadratowych? Rodzi się też pokusa poszukania kogoś, kto ma odwrotnie od tej pani, to znaczy: nie wstydzi się wielkomiejskich korzeni i ma małomiasteczkową urodę, a nawet - w wersji hardcorowej! - korzenie jej można odnaleźć w skrajnie zurbanizowanej okolicy (jakaś aglomeracja, np. Trójmiasto, Kair, Meksyk), natomiast legitymuje się urodą na wskroś pustynną, kształtowaną jedynie przez wiatr, deszcz, czy inne czynniki erozyjne. Żadnego tam loreala, żadnej maseczki nawożącej cerę, żadnego słowa uwagi od współplemieńca, czy nawet porady z poradnika celebryty (patrz, np. K. Ibisz "Jak dobrze wyglądać po 40", albo K. Cichopek "Sexy mama. Bo jesteś kobietą"). Tak... Człowiek urodzony na rynku gwarnego miasta, następnie wyrzucony poza społeczność i rosnący gdzieś tam, poza kontrolą i konwenansem, w poprzek trendom. Człowiek o urodzie samotnej. Gdzie on jest? Kim on jest? I czy też nie wstydziłby się swojej urody, gdyby przyszło do zdjęć dla pisma reklamującego bieliznę?

Nie wiem i z tą niewiedzą pozostaję, ale od dzisiaj przejeżdżając przez dowolną okolicę inaczej będę patrzył na mijanych ludzi, bo będę szukał, a jeśli znajdę, to dam znać...