poniedziałek, 19 czerwca 2023

1989 - kocham i nie kumam

Jest słabo, jeżeli chodzi o systematyczność. Muszę zerknąć w telefon i popatrzeć na zdjęcia, żeby złapać jakąś chronologię. Chyba, że pójdę chaotycznym tropem „co się po prostu pamięta”, czyli, że co mnie najbardziej, a co wcale i nic, a nic.

Po pierwsze zatem: TEATR. Wielki teatr mój widzę ogromny. Przedstawienie „1989”. Byliśmy i zobaczyliśmy i chyba zostaliśmy zwyciężeni. Żona, syn i ja – w sensie rodzinnym, ale też w kontekście towarzyskim szerszym. Chociaż był i głos odrębny, wyrażony opuszczeniem przedstawienia w przerwie! Poza tym jednym, śmiałym, radykalnym i odważnym przypadkiem reakcje były na plus. A to przecież spektakl śpiewany, w dużej mierze w formule rap. No, ale spoko, mnie indywidulanie, żeby już nie zataczać szerszych kręgów, jak sęp nad ofiarą, się podobało. Plan jest nawet taki, żeby kupić płytę, bo artyści występujący mają zamiar ją wydać. Więc oni ją wydają, a my nabywamy. Ciekawe, czy bez tych wszystkich kolorów ze sceny i bez tańców utwory nadal będą się podobały?

Po drugie: pozostajemy w kręgu śpiewaczym. Koncert Dawida Podsiadło. Zaczyna się w Sopocie od kolejki do Opery Leśnej. Kolejka jest karna, długa i w miarę kulturalna, no bo wydarzenie też jest kulturalne. Tak… Żeby to tak zawsze działało. Przybywamy na występ – jak artysta prosił – z dużym wyprzedzeniem. Bilety są imienne, więc przy bramkach trzeba się wylegitymować, może dlatego tak powoli to idzie? No, ale jest ciepło, mamy zapas czasu. W końcu wbijamy i kupujemy limoniadę. Wypiłeś człowieku, no to wiadomo… Toaleta… Masakra frekwencyjna. Panowie i tak mają lepiej, ale presja łamie konwencje więc robi się koedukacyjnie i wszystko jest ok, no może tylko te okołopisuarowe ceregiele. A ludzie wciąż idą… Legitymują się i idą… Informacja była taka, że śpiew się poniesie o 21.00, ostatecznie poniósł się coś około 21.40. Także niestety, pierwsze wysikanie już się nie liczyło... A zapowiedzi z megafonów były stanowcze, że jak się pójdzie gdzieś z krzesełka, to nie będzie takie ho, ho, ho, że wrócisz. Ale trzeba było zaryzykować. A w stopę, pomimo sprzyjającej aury, było nieco chłodno, a co to znaczy, to nikomu nie trzeba tłumaczyć. Ostatecznie zdążyłem wrócić, a artysta, po krótkiej i żartobliwej wypowiedzi, zaczął śpiewać. O tym, że Dawid Podsiadło potrafi, nikogo nie trzeba przekonywać. Jest to jeden z najbardziej popularnych wykonawców
średniego pokolenia, a jego dorobek jest tyleż imponujący, co nie wiadomo co. Gra słów. Nie będę przecież opisywał, jak człowiek śpiewa, no bo niby że jak miałbym to zrobić? Koncert się podobał, oprawa całego wydarzenia monstrualnie super, z kolorami, animacjami i nawet orkiestra chodząca po amfiteatrze się znalazła. Pewnie dlatego ochrona tak strzegła drożności ciągów komunikacyjnych. Co kto krok w bok, na ścieżkę betonową, to myk i już przy nim ochraniacz i żeby siąść lub też stanąć w „świetle siedzonka”. A na scenie chóry seniorów. Owacje na wystająco! Huk i ryk. Ja gdzieś tak do 37 minuty wydarzenia jakoś się nie podrywałem, jakoś na siedząco siedziałem. Zapłacone miałem za siedzonko, to co będę stał. Się w życiu nastałem w pociągach i kolejkach, to jak już siadłem, to siedziałem, ale jednak… I na mnie przyszedł czas. Nie pamiętam przy jakim utworze i też nie, że mnie porwało, ot mówię, wstanę, bo umiem jeszcze i wstałem i właściwie mniej byłem w tym staniu taneczny, niż na siedząco! No to usiadłem, bo jednak zapragnąłem ekspresji na maksa. Także tak… Tak mi zeszedł czas na tym wydarzeniu. A ludzie darli się, jakby ich opętało. I zazdroszczę i trochę boję się takich obłąkani. Co zaś do koncertu, to pewnie jeszcze pójdziemy na Dawida Podsiadło. I jak mnie ktoś zapyta: „Idziesz na Dawida”, to ja jemu powiem: „Jasne, na Dawida idę”.


Po trzecie: koncert Dawida, to był taka petarda w koronie wizyty w Gdańsku u naszych przyjaciół. Wiadomo, że to było mega prywatne wydarzenie, ale uchylając rondelka tajemnicy powiem tyle: tematy były poruszane, zagadnienia były dyskutowane, zdrowie było wystawiane na szwank i uszczerbek, ale wszystko w ramach przepisów i reguł gry. No i odwiedziliśmy ptasi raj. To taki las,  gdzie żyją ptaki. Na Wyspie Sobieszewskiej. Piękny to był wyjazd. Orunia i jej park nocą. No…




Pies poddany został operacji na wyciągnięcie gwoździa z poprzedniej operacji, który to gwóźdź zaczął  sam się, od środka przebijać na zewnątrz. I trzeba było mu pomóc i psu też. Ostatecznie wszystko się  udało, chociaż Rejka słabo zniosła odurzenie i dochodziła do siebie ponad dobę, ale na szczęście doszła i nadal jest z nami.


I teraz, to już zerknę do telefonu… No tak… 4 czerwca… W Warszawie, wiadomo, marsz nad  marszami. Patrzyliśmy i syn mówi, ej, a włączmy na chwilę TVP Info… No i włączyliśmy… To zostało tysiące razy powiedziane, ale jeszcze raz powtórzę gdyż prawda tysiąc razy powtórzona, może w końcu do kogoś dotrze: jeżeli tak ma wyglądać „informacja”, to nie ma już czegoś takiego, jak „informacja” w TVP Info. To nawet nie jest jej cień. A w rzeczywistości Donald Tusk zagrzewał, a ludzi było bardzo dużo i mam nadzieję, że coś to da. Tymczasem w Toruniu, tego samego dnia, w samo południe, odbywała się uroczystość nadania skwerowi nazwy: „4 czerwca 1989 r.”. Poszedłem tam, bo myślałem, że to będzie wydarzenie współczesne, ale jednak nie. Połapałem się po tym, że obecny był Prezydent Miasta i duża grupa oficjeli plus orkiestra grająca Mazurka Dąbrowskiego. Pan 
Prezydent zdziwił się, że pierwszy raz, na tego typu wydarzeniu, pojawiło się tak wielu ludzi, ciekawe, że nie zdziwił się, że trzymają transparenty w tęcze, czy też z hasłami niesławiącymi partii rządzącej. Po chwili, do milczących transparentów dołączyły okrzyki niesławiące i wtedy podniósł się Pan poseł  Jan Wyrowiński, inicjator całego wydarzenia, który podszedł do mikrofonu i powiedział: „Proszę Państwa, zapraszałem Państwa na uroczystość, a nie na protest. Jeżeli ktoś chce protestować, to niech jedzie do Warszawy”. I tak skończyła się ta ptasia audycja… Polska w pigułce. Bo tutaj, w Toruniu, Rada Miasta, ponad podziałami, PiS, PO i radni prezydenccy, bez głosu sprzeciwu, wszyscy razem, uchwalili że tak skwer się będzie nazywał i nie ma tym samym miejsca na to, żeby zakłócać ten doniosły moment. Wszystko.



Tak. Wszystko… Choć wiadomo, że to zaledwie powierzchnia, widoczny obraz tego, co pod spodem. 

Klamra: 4 czerwca 1989 r. – 4 czerwca 2023 r