środa, 19 lipca 2023

Praca, sen, praca i inne przygody

Jak pisze kolega Adam: „praca, sen, praca”, no ale przecież życie to coś więcej! Jest jeszcze jedzenie, oddech itd. - podstawowe funkcje życiowe, a - na bazie realizacji tychże - coś tam się przesuwa przed oczami, jakaś rzeczywistość. A zatem…

Syn zdał do II klasy Liceum Ogólnokształcącego… Syn jest zdolny i nawet w klasie z innymi zdolnymi, nadal jest nieco bardziej zdolny. Średnia ocen klasy, to coś około 4,7. Ja takie średnie widywałem tylko w telewizji. I nie chodzi mi o to, że jakoś dziko mi na tej średniej zależy, czy że nawołuję do walki o nią, bo jestem raczej we frakcji „olej to”, ale wykręcenie takiego wyniku (przez klasę) na coś jednak wskazuje. Ok. Tyle o szkole, teraz są wakacje. Jest upalny lipiec.

Jest upalny lipiec. Kilka tropikalnych nocy z temperaturami powyżej 20 stopni Celsjusza miało miejsce. Deszczu raczej mało. W mieście, gdzie trawy pokoszone, trawy schną. Buty, od biegania po stadionie osiedlowym, uwalone jak nigdy dotąd pyłem.

Za nami przedsmak urlopowych wojaży, tj. wyjazd w rodzinne strony mamy mej. Wieś na Lubelszczyźnie. W samochodzie pięć osób plus pies, który całą drogę spędził dzielnie i grzecznie na kolanach. Przejazd w zdecydowanej większości autostradami i drogami ekspresowymi. Żona dała mi poprowadzić samochód przez sporą część trasy, no ale jednak nie całą… Dla zdrowia i bezpieczeństwa wszystkich uczestników ruchu… 


Startowaliśmy w piątek dość późno, więc dotarliśmy już po zmroku. Różnica w zachodzie słońca między tu, a tam, to pół godziny i właśnie tych 30 minut nam zabrakło ;-). Kolejną różnicą, którą od razu dało się zauważyć były komary, tzn. tam były. Może nie jakieś zabójcze tłumy, ale jednak przebywanie po zmroku za zewnątrz było nieco utrudnione. Cóż jednak komary, wobec ciszy i ciemności?! HWDK! Niech im będzie, ta kropla krwi warta była tego doświadczenia. Plus, wiadomo, złe i do gruntu niezdrowe spotkania towarzyskie z rodziną w trybie tzw. zarwanych nocy. Bo było, nie da się ukryć, nocy zarwanie i na skraju całkowitego ich zepsucia, że aż się martwiłem czy kolejna  nadejdzie… Ok, przesadzam, nie martwiłem się, ale jednak opadając na posłanie widziałem już świt. Za oknem świtało, ale w moim wnętrzu panował mrok całkowity zarwanej nocy. I widziałem nocy zarwanej sprężyny, mechanizm pogięty, ogólnie tejże sprężystość pogiętą… A była to po prostu twarz moja własna w lustrze gdzieś odbita… Przelotnie… Boleśnie… A może lutro dodało złośliwie coś od siebie?.. Także… Gdyby ktoś kiedyś wypuścił na rynek produkt pn. „Zarwana Noc”, to ja mogę zgłosić się do promocji. Mam w portfolio kilka zdjęć i wspomnień. Mglistych, ale mam… Twarzą zarwanych nocy mógłbym być… Swoją drogą: jest tam lustro, które ma ponad sto lat, a wisi na zewnątrz. Wiosna, lato, jesień, zima. Niszczeje od tego, nabiera charakteru i odbija coraz odważniej nie tylko to, co widać…


Ok, nie ma co popadać w melodramatyczny ton, bo po nocy przychodzi dzień i tak też działo się i tym razem. Za każdym razem. Póki co. A z atrakcji to było jeszcze: wizyty na cmentarzach, palenie zniczy, grill, Grody Czerwieńskie i Zwierzyniec. Przez tyle lat jeździłem do wsi rodzinnej mojej matki i przez tyle lat uczyłem się w szkołach o Bolesławie Chrobrym i jego wyprawie na Ruś Kijowską w roku 1018… Tyle lat… bez kumacji, bez się zorientowania, bez połączenia tych – jakże blisko przecież leżących od siebie - kropeczek… Kurna. Kurwa. O Jezu. Gdyby to były kropeczki na biedronce, to na 10000% znajdowałyby się na jednym jej skrzydełku, a ja i tak ich nie połączyłem. Może dla biedroneczki chlebonośnej, to i dobrze (bo bym zgniut), ale dla człowieka, w tym wypadku dla mnie, to raczej słabo. Ostatecznie jednak wiedza dotarła i oto okazało się, że te mityczne Grody Czerwieńskie, to właściwie jest tu! Za zakrętem, za miedzą, pojedziesz pan tą drogą, potem w lewo, GPieS złapie trop i pana poprowadzi i bez trudu pan znajdziesz, są, czekają, od setek lat nigdzie nie poszły sobie. Tylko, po prawdzie, panie, tam gówno jest… No i fakt... Raz jeszcze rzeczywistość w starciu z wyobrażeniem poległa. Z tym, że jednak nie do końca. Bo już jadąc tam wiedziałem, że tam gówno jest, ale jednak: jest gówno, ale było złoto! I w tym sensie, jest to gówno pozłocone blaskiem dawnej chwały. No dobra. Grody Czerwieńskie, przywrócone do Polski przez Bolesława Chrobrego, pierwszego króla Polski, w wymiarze materialnym, to jest widok słaby, ale już w wymiarze duchowym – a w takim staram się plasować nie tylko przy pomocy środków psychoaktywnych – to już jest Las Vegas naszego kraju. Także…



No i Zwierzyniec… Może chodzi o to, że się ludzie niektóre zamieniają w źwierzęta pod wpływem alkoholu, może – najpewniej – o co inne, nie wiem. Wiem tylko, że byliśmy. Piwo nabyliśmy i potem piwa się napiliśmy. I zaś noc do reperacji trzeba było oddać… Co wy tam, z tą nocą, do kurwy nędzy, robiliście?! – zapytał nocy reperowacz przyjmując kolejne od nas zlecenie. – Czy was ktoś w źwierzęta pozamieniał, że taki niszczycielski żywioł w was wstępuje, bez opamiętania, bez kultury człowiekowi przyrodzonej, czy co?.. Człowiek się tak nie zachowuje! Człowiek, to w porządku jakimś jest, funkcjonuje, strukturę jakąś ma, dyscyplinę, jak choćby w Treblince… A nie, jak dzikie źwierze, noc za nocą zarywa… Ech… Ta… Także byliśmy w Zwierzyńcu. Fota.


Tyle to. Teraz inne, ale już w skrócie. Mama na leczeniu jest. Plany urlopowe są. Reprezentacja pań w siatkówce zdobyła brązowe medale w VNL. Biegać się biega. Czytać się nie czyta raczej. Czeka się… Na nie wiadomo na co, na najgorsze, na to, co minęło bezpowrotnie… No, ale się czeka… Jak pisze kolega Adam: „praca, sen, praca”, a pomiędzy tym wszystkim oczekiwanie…