piątek, 15 grudnia 2023

Grudzień 2023 nadal jest

Czytam książki. Autor: Jogre Luis Borgesa. „Alef” i „Powszechna historia nikczemności”. W tej drugiej pozycji ostatni kawałek: „O ścisłości w nauce”. I tak to sobie czytałem i skojarzyło mi się z czasami studiów, a konkretnie z uroczym esejem Jeana Budrillarda „Precesja symulakrów”. Hm… Poszukałem w sieci i znalazłem. Pierwsze zdanie tego tekstu: „Gdybyśmy mieli za najpiękniejszą alegorię symulacji uznać fikcję Borgesa, w której kartografowie Cesarstwa zarysowują mapę tak szczegółową, że w końcu pokrywa ona szczelnie całe terytorium […] – to fikcja ta zatoczyła względem nas pełne koło ima na co najwyżej dyskretny urok symulakrów drugiego stopnia.”. Tak… Pal sześć o co w tym chodzi, odłóżmy na bok „dyskretny urok symulakrów drugiego stopnia”, ale to zatoczenie koła! Za moment minie trzydzieści lat od kiedy zakończyłem studia, a tekst Boudrillarda musiałem czytać gdzieś tak w okolicach drugiego roku, na zajęciach z metodologii (tak mi się wydaje), które prowadził Pan Andrzej Zybertowicz (tego jestem pewien!). Co się w tej głowie dzieje i przechowuje na jakich zasadach, że czytając trzydzieści lat później Bourgesa, zupełnie bez świadomości, jedno skleiło się bezbłędnie z drugim? Czego jeszcze mogę się spodziewać, jakich wspomnień zza światów pamięci? Tak często wydaje mi się, że bez sensu było tyle lektur, popisane po marginesach książki itp., że to wszystko w piach, a tu takie zdziwienie. No i dobrze. Samo się zapamiętało, samo się pamięta i samo się przypomniało. Beze mnie. Wiadomo, że ostatecznie i tak bez sensu, ale mała satysfakcja jest. Może kolejna lektura, książka dr. Asi Podgórskiej „Tak działa mózg. Jak mądrze dbać o jego funkcjonowanie”, przyniesie odpowiedź na pytanie: jak to się dzieje? Oczywiście, że nie przyniesie. Także, to będzie kolejna miła i stracona lektura.


Zero nastroju przedświąteczniego. Różnie z tym u mnie bywało, ale tegoroczna edycja jest zdecydowanie the best of the best! Ani światełka, ani lastkrismasy, nic… Choiny, dzwoneczki, spacerujące po galeriach handlowych anioły, szał zakupowy, zagniatanie ciasta na pierniki, kolejne lampki o ciepłych barwach… Nic… Wykres jest płaski, nie dygnął. Póki co przynajmniej. Poniżej dwa poniżające obrazy świąt.




A wracając do pojeba Brauna, co świeczki pogasił, to nie ma do czego wracać. Notuję to, żeby – wiadomo – nie było, że nie było odnotowane. A teraz – koniecznie po odnotowaniu! – można/powinno się o tym zapomnieć, żeby nie było zapamiętane. Chociaż, jak powiadają niektórzy: historia naszą nauczycielką jest! - to jednak nie przesadzajmy z tą nauką. Najczęściej idzie ona w las.W tym momencie może po chojnę? A może tylko za przyziemną potrzebą?..

Pojebani ludzie z fochem i hejtem. Tak, trochę ich jest w okolicach. I nie ważne są ich poglądy. Po prostu walą z grubej, a niekiedy i bardzo grubej rury. Czasami ich gruba rura nie jest aż tak gruba, jak by chcieli, ale starają się swoją cienką grubą rurą i tak zrobić co tylko można. Bo tak! Bo mają rację! Oni zawsze mają rację, która usprawiedliwia, wręcz zmusza ich do grubej rury użycia. To jest warunek podstawowy. „Prawda was wkurwi!” – powiada pismo, a właściwie: „To, że oni czynią wbrew prawdzie, którą Wy znacie, to Was wkurwi! I to daje Wam prawo napieprzać dookoła słowem i gaśnicą!”. I już. Proste. Obrażanie, wykrzykiwanie, obsrywanie. Paskudy.

A przecież można sobie spokojnie zasnąć i spać.



czwartek, 30 listopada 2023

I to tyle

Śnieg leży. Na całej połaci. Nie mam nic do przekazania. Wpłacam na Szlachetną Paczkę. Jak czytam opisy rodzin, które czekają na pomoc, to robi mi się smutno. W tym roku święta będą inne. Wiadomo. Bardziej bez. Bez tych światełek. Bez tej choinki. Bez tych potraw. Bez domu, a ja będę trochę bezdomny. Wiadomo, że nie całkowicie, ale jednak już bez domu rodzinnego. Święta będą inne, ale będą.

Sejm obraduje, a ludzie na to patrzą. I to sporo ludzi. Sam też się przyglądam. I nawet słuchanie posłów PiS – wiadomo, że nie wszystkich – może mieć sens. Niektórzy z nich - wiadomo, że nie wszyscy – mówią z sensem. Ale to ci mniej znani. Może nowi? Może jeszcze się nie ogarnęli, może jeszcze ich patia nie dość uformowała we „właściwej” formule debaty publicznej. „Spluń na Tuska przez lewe ramię i się przeżegnaj, po czym wznieś oczy ku górze i przywołaj imię Jarosława Najczystszego, Najmędrzejszego, Stworzyciela Pensji i Premii, który Nigdy Nie Odejdzie i Po Wszystkie Czasy Władał Nam Będzie Nami, a i te kurwie wszeteczne przylezą kiedyś z podkulonymi ogonami i będą (nas) J E G O!!! błagać o litość, ale ni huja nie będzie litości, dla tych kurwiów i zaznają potępienia, alchajmera, nerwobóli, drgaw i innych plag, tak nam dopomóż Jarosławie Jedyny, Niepodzielny, Gronostaju, Orle, Hefalumpie Przenajlepszy. Jamen”.

Jest też oczywiście gwiazda sejmu Pan Marszałek Szymon Hołownia. Mnie się póki co podoba i nie będę polskim zwyczajem już „bał się na zapas”, że… Ma chłop szybkość reakcji i szeroki zasób słów, a przy tym dość dużą odporność na chaos.

Acha… No powołany został rząd Mateusza Morawieckiego, ale tym nie ma sensu się zajmować. Odnotowuję dla porządku. Fakt miał miejsce.

Przebiegłem mój zaplanowany i założony na ten rok dystans minimum. Teraz biegam, bo lubię…

A poza tym: wojna w Ukrainie i Strefie Gazy. Straszne rzeczy. Wiadomo. Strach oglądać telewizję.

Ponadto: Paweł bez roboty włóczy się po okolicy i rozwozi małe karteczki, które - mimo mrozu i zgrabiałych palców – przykleja na słupach i przystankach. „Psa wyprowadzę”, „Zaplanuję Twoje samobójstwo – transport zwłok i mylenie tropów gratis”, „Złom zbieram”, „Twój gruz przyjmę jak swój i będzie bezpieczny”, „Św. Józef do żywej szopki, jak żywy (2 kolędy/h w cenie)”, „Odstraszanie szpaka - nęcenie wróbla i pszczoły (jako zapylaczy) – od marca”, „Hejt okolicznościowy – na osiemnastkę, kolejną rocznicę ślubu, zebranie wspólnoty mieszkaniowej. Anonimowo”, „Model. Tylko poważne propozycje od klas artystycznych. Zakres usług: nagość niedoceniona. Dogadamy się”, „Transport drobnych paczek z punktu A do punku G”. Jeździ ów młody człowiek po okolicy. Uważajcie. Wypatrujcie. Pomóżcie. Ida święta. Niekatolicy też chcą jeść. I ich dzieci też.

Są tysiące kwestii, które mnie nie zaprzątają. Ale przecież patrzę i widzę. I to tyle.


Idą. I nadejdą.

środa, 25 października 2023

Buchalteria

Wybory parlamentarne w sosie nieparlamentarnym. Wszyscy wygrali! Kraj cudów! PiS, bo najlepszy wynik wyborczy. KO, bo odsunęli PiS od władzy. Trzecia Droga, bo wynik lepszy niż najlepszy z przewidywanych i witają się z władzą. Lewica, bo wraca do rządów. I Konfederacja, bo wprowadziła do parlamentu więcej posłów niźli mieli poprzednio. Oczywiście każdemu coś tam nie wyszło, ale oficjalnie sukces! Ja tam się cieszę. Nie mam złudzeń, że rządy koalicyjne będą się wiązały z kłopotami, niespełnionymi obietnicami, dogadywaniem się i negocjowaniem, które będzie też brutalne, ale… Właśnie ALE, mam nadzieję, że nigdy nie osiągnie to poziomu dna, o jakie - w stylu swojego funkcjonowania - osiągnęło PiS. Niech ta koalicja zrealizuje choć 50 % tego, co zapowiadała, to mi i tak wystarczy. Niech ja nie muszę już patrzeć na Pana Czarnka, Morawieckiego, Błaszczaka, czy Ziobro przemawiających do mnie, jak do debila, któremu można powiedzieć wszystko z uśmiechem i pełnym przekonaniem o swojej bezkarności. Z drugiej strony, mam też nadzieję, że ci którzy przejmą władzę nie zapomną o ponad siedmiu milionach ludzi głosujących za Kaczyńskiego koncepcją Polski.

Słowo roku: frekwencja. 74,38 % To zrobiło na mnie wrażenie. Kolejki do lokali wyborczych i ludzie stojący do trzeciej w nocy, żeby oddać głos.

Męska reprezentacja naszego kraju w piłce siatkowej wygrała w tym roku wszystko, co można było wygrać. Liga Narodów: w finale pokonali reprezentację USA, a w całym turnieju z piętnastu meczy przegrali dwa (w fazie grupowej). Mistrzostwa Europy: w finale pokonali reprezentację Włoch, w całym turnieju nie przegrali żadnego meczu. Turniej kwalifikacyjny do przyszłorocznych Igrzysk Olimpijskich: wygrali wszystkie mecze i tym samym cały turniej. Żeby nie było: żeńskiej reprezentacji też poszło dobrze! Liga Narodów: trzecie miejsce. I udało się zakwalifikować się na IO! Także jest dobrze bardzo.

Drugie słowo roku: śmierć. Moja mama umarła dwa miesiące temu. Jej świat się skończył. Mój nie. Jeszcze nie. I co? Są setki, tysiące detali, które wyglądają inaczej. Nagrobek, po zeszłorocznym postawieniu, uzyskał nowy napis. Rachunki trzeba było poregulować. Zmiana w książce telefonicznej komórki. Poznałem procedury umieszczania w ZOL-u. Dowiedziałem się o rzeczach, o których nie chciałem. Jeszcze raz okazało się, że są ludzie, na których mogę liczyć.

Jakieś tam wakacje się odbyły. Jakieś wyjazdy i inne atrakcje, ale czy to było atrakcyjne? Nie, nie w tym roku. Ten sezon urlopowy nie należał do udanych. Było intensywnie, ale stanowczo nie
rekreacyjne.

Aktualnie jesień na mnie dżdży i w tym dżdżu biegam po stadionie, a zatem w kółko. Dużo wskazuje na to, że plan na rok – co do przebytych kilometrów – zostanie osiągnięty. Powoli widać już też żem już stary, bo średnie tempa są coraz słabsze, ale co tam… Grunt, to jeszcze nie kłaść się w grunt! I inne takie żarty z użyciem słowa „gruntownie” w różnych kontekstach. Gruntowny remont…

No i co... Kilka zdjęć.


Landszaft. Wiadomo, wstyd, ale ładnie jest...


Taka koncepcja...


Człowiek w jednym kapciu, z jamnikiem na barkach. Wiadomo. Włocławek.


Love jesień.

środa, 19 lipca 2023

Praca, sen, praca i inne przygody

Jak pisze kolega Adam: „praca, sen, praca”, no ale przecież życie to coś więcej! Jest jeszcze jedzenie, oddech itd. - podstawowe funkcje życiowe, a - na bazie realizacji tychże - coś tam się przesuwa przed oczami, jakaś rzeczywistość. A zatem…

Syn zdał do II klasy Liceum Ogólnokształcącego… Syn jest zdolny i nawet w klasie z innymi zdolnymi, nadal jest nieco bardziej zdolny. Średnia ocen klasy, to coś około 4,7. Ja takie średnie widywałem tylko w telewizji. I nie chodzi mi o to, że jakoś dziko mi na tej średniej zależy, czy że nawołuję do walki o nią, bo jestem raczej we frakcji „olej to”, ale wykręcenie takiego wyniku (przez klasę) na coś jednak wskazuje. Ok. Tyle o szkole, teraz są wakacje. Jest upalny lipiec.

Jest upalny lipiec. Kilka tropikalnych nocy z temperaturami powyżej 20 stopni Celsjusza miało miejsce. Deszczu raczej mało. W mieście, gdzie trawy pokoszone, trawy schną. Buty, od biegania po stadionie osiedlowym, uwalone jak nigdy dotąd pyłem.

Za nami przedsmak urlopowych wojaży, tj. wyjazd w rodzinne strony mamy mej. Wieś na Lubelszczyźnie. W samochodzie pięć osób plus pies, który całą drogę spędził dzielnie i grzecznie na kolanach. Przejazd w zdecydowanej większości autostradami i drogami ekspresowymi. Żona dała mi poprowadzić samochód przez sporą część trasy, no ale jednak nie całą… Dla zdrowia i bezpieczeństwa wszystkich uczestników ruchu… 


Startowaliśmy w piątek dość późno, więc dotarliśmy już po zmroku. Różnica w zachodzie słońca między tu, a tam, to pół godziny i właśnie tych 30 minut nam zabrakło ;-). Kolejną różnicą, którą od razu dało się zauważyć były komary, tzn. tam były. Może nie jakieś zabójcze tłumy, ale jednak przebywanie po zmroku za zewnątrz było nieco utrudnione. Cóż jednak komary, wobec ciszy i ciemności?! HWDK! Niech im będzie, ta kropla krwi warta była tego doświadczenia. Plus, wiadomo, złe i do gruntu niezdrowe spotkania towarzyskie z rodziną w trybie tzw. zarwanych nocy. Bo było, nie da się ukryć, nocy zarwanie i na skraju całkowitego ich zepsucia, że aż się martwiłem czy kolejna  nadejdzie… Ok, przesadzam, nie martwiłem się, ale jednak opadając na posłanie widziałem już świt. Za oknem świtało, ale w moim wnętrzu panował mrok całkowity zarwanej nocy. I widziałem nocy zarwanej sprężyny, mechanizm pogięty, ogólnie tejże sprężystość pogiętą… A była to po prostu twarz moja własna w lustrze gdzieś odbita… Przelotnie… Boleśnie… A może lutro dodało złośliwie coś od siebie?.. Także… Gdyby ktoś kiedyś wypuścił na rynek produkt pn. „Zarwana Noc”, to ja mogę zgłosić się do promocji. Mam w portfolio kilka zdjęć i wspomnień. Mglistych, ale mam… Twarzą zarwanych nocy mógłbym być… Swoją drogą: jest tam lustro, które ma ponad sto lat, a wisi na zewnątrz. Wiosna, lato, jesień, zima. Niszczeje od tego, nabiera charakteru i odbija coraz odważniej nie tylko to, co widać…


Ok, nie ma co popadać w melodramatyczny ton, bo po nocy przychodzi dzień i tak też działo się i tym razem. Za każdym razem. Póki co. A z atrakcji to było jeszcze: wizyty na cmentarzach, palenie zniczy, grill, Grody Czerwieńskie i Zwierzyniec. Przez tyle lat jeździłem do wsi rodzinnej mojej matki i przez tyle lat uczyłem się w szkołach o Bolesławie Chrobrym i jego wyprawie na Ruś Kijowską w roku 1018… Tyle lat… bez kumacji, bez się zorientowania, bez połączenia tych – jakże blisko przecież leżących od siebie - kropeczek… Kurna. Kurwa. O Jezu. Gdyby to były kropeczki na biedronce, to na 10000% znajdowałyby się na jednym jej skrzydełku, a ja i tak ich nie połączyłem. Może dla biedroneczki chlebonośnej, to i dobrze (bo bym zgniut), ale dla człowieka, w tym wypadku dla mnie, to raczej słabo. Ostatecznie jednak wiedza dotarła i oto okazało się, że te mityczne Grody Czerwieńskie, to właściwie jest tu! Za zakrętem, za miedzą, pojedziesz pan tą drogą, potem w lewo, GPieS złapie trop i pana poprowadzi i bez trudu pan znajdziesz, są, czekają, od setek lat nigdzie nie poszły sobie. Tylko, po prawdzie, panie, tam gówno jest… No i fakt... Raz jeszcze rzeczywistość w starciu z wyobrażeniem poległa. Z tym, że jednak nie do końca. Bo już jadąc tam wiedziałem, że tam gówno jest, ale jednak: jest gówno, ale było złoto! I w tym sensie, jest to gówno pozłocone blaskiem dawnej chwały. No dobra. Grody Czerwieńskie, przywrócone do Polski przez Bolesława Chrobrego, pierwszego króla Polski, w wymiarze materialnym, to jest widok słaby, ale już w wymiarze duchowym – a w takim staram się plasować nie tylko przy pomocy środków psychoaktywnych – to już jest Las Vegas naszego kraju. Także…



No i Zwierzyniec… Może chodzi o to, że się ludzie niektóre zamieniają w źwierzęta pod wpływem alkoholu, może – najpewniej – o co inne, nie wiem. Wiem tylko, że byliśmy. Piwo nabyliśmy i potem piwa się napiliśmy. I zaś noc do reperacji trzeba było oddać… Co wy tam, z tą nocą, do kurwy nędzy, robiliście?! – zapytał nocy reperowacz przyjmując kolejne od nas zlecenie. – Czy was ktoś w źwierzęta pozamieniał, że taki niszczycielski żywioł w was wstępuje, bez opamiętania, bez kultury człowiekowi przyrodzonej, czy co?.. Człowiek się tak nie zachowuje! Człowiek, to w porządku jakimś jest, funkcjonuje, strukturę jakąś ma, dyscyplinę, jak choćby w Treblince… A nie, jak dzikie źwierze, noc za nocą zarywa… Ech… Ta… Także byliśmy w Zwierzyńcu. Fota.


Tyle to. Teraz inne, ale już w skrócie. Mama na leczeniu jest. Plany urlopowe są. Reprezentacja pań w siatkówce zdobyła brązowe medale w VNL. Biegać się biega. Czytać się nie czyta raczej. Czeka się… Na nie wiadomo na co, na najgorsze, na to, co minęło bezpowrotnie… No, ale się czeka… Jak pisze kolega Adam: „praca, sen, praca”, a pomiędzy tym wszystkim oczekiwanie…



poniedziałek, 19 czerwca 2023

1989 - kocham i nie kumam

Jest słabo, jeżeli chodzi o systematyczność. Muszę zerknąć w telefon i popatrzeć na zdjęcia, żeby złapać jakąś chronologię. Chyba, że pójdę chaotycznym tropem „co się po prostu pamięta”, czyli, że co mnie najbardziej, a co wcale i nic, a nic.

Po pierwsze zatem: TEATR. Wielki teatr mój widzę ogromny. Przedstawienie „1989”. Byliśmy i zobaczyliśmy i chyba zostaliśmy zwyciężeni. Żona, syn i ja – w sensie rodzinnym, ale też w kontekście towarzyskim szerszym. Chociaż był i głos odrębny, wyrażony opuszczeniem przedstawienia w przerwie! Poza tym jednym, śmiałym, radykalnym i odważnym przypadkiem reakcje były na plus. A to przecież spektakl śpiewany, w dużej mierze w formule rap. No, ale spoko, mnie indywidulanie, żeby już nie zataczać szerszych kręgów, jak sęp nad ofiarą, się podobało. Plan jest nawet taki, żeby kupić płytę, bo artyści występujący mają zamiar ją wydać. Więc oni ją wydają, a my nabywamy. Ciekawe, czy bez tych wszystkich kolorów ze sceny i bez tańców utwory nadal będą się podobały?

Po drugie: pozostajemy w kręgu śpiewaczym. Koncert Dawida Podsiadło. Zaczyna się w Sopocie od kolejki do Opery Leśnej. Kolejka jest karna, długa i w miarę kulturalna, no bo wydarzenie też jest kulturalne. Tak… Żeby to tak zawsze działało. Przybywamy na występ – jak artysta prosił – z dużym wyprzedzeniem. Bilety są imienne, więc przy bramkach trzeba się wylegitymować, może dlatego tak powoli to idzie? No, ale jest ciepło, mamy zapas czasu. W końcu wbijamy i kupujemy limoniadę. Wypiłeś człowieku, no to wiadomo… Toaleta… Masakra frekwencyjna. Panowie i tak mają lepiej, ale presja łamie konwencje więc robi się koedukacyjnie i wszystko jest ok, no może tylko te okołopisuarowe ceregiele. A ludzie wciąż idą… Legitymują się i idą… Informacja była taka, że śpiew się poniesie o 21.00, ostatecznie poniósł się coś około 21.40. Także niestety, pierwsze wysikanie już się nie liczyło... A zapowiedzi z megafonów były stanowcze, że jak się pójdzie gdzieś z krzesełka, to nie będzie takie ho, ho, ho, że wrócisz. Ale trzeba było zaryzykować. A w stopę, pomimo sprzyjającej aury, było nieco chłodno, a co to znaczy, to nikomu nie trzeba tłumaczyć. Ostatecznie zdążyłem wrócić, a artysta, po krótkiej i żartobliwej wypowiedzi, zaczął śpiewać. O tym, że Dawid Podsiadło potrafi, nikogo nie trzeba przekonywać. Jest to jeden z najbardziej popularnych wykonawców
średniego pokolenia, a jego dorobek jest tyleż imponujący, co nie wiadomo co. Gra słów. Nie będę przecież opisywał, jak człowiek śpiewa, no bo niby że jak miałbym to zrobić? Koncert się podobał, oprawa całego wydarzenia monstrualnie super, z kolorami, animacjami i nawet orkiestra chodząca po amfiteatrze się znalazła. Pewnie dlatego ochrona tak strzegła drożności ciągów komunikacyjnych. Co kto krok w bok, na ścieżkę betonową, to myk i już przy nim ochraniacz i żeby siąść lub też stanąć w „świetle siedzonka”. A na scenie chóry seniorów. Owacje na wystająco! Huk i ryk. Ja gdzieś tak do 37 minuty wydarzenia jakoś się nie podrywałem, jakoś na siedząco siedziałem. Zapłacone miałem za siedzonko, to co będę stał. Się w życiu nastałem w pociągach i kolejkach, to jak już siadłem, to siedziałem, ale jednak… I na mnie przyszedł czas. Nie pamiętam przy jakim utworze i też nie, że mnie porwało, ot mówię, wstanę, bo umiem jeszcze i wstałem i właściwie mniej byłem w tym staniu taneczny, niż na siedząco! No to usiadłem, bo jednak zapragnąłem ekspresji na maksa. Także tak… Tak mi zeszedł czas na tym wydarzeniu. A ludzie darli się, jakby ich opętało. I zazdroszczę i trochę boję się takich obłąkani. Co zaś do koncertu, to pewnie jeszcze pójdziemy na Dawida Podsiadło. I jak mnie ktoś zapyta: „Idziesz na Dawida”, to ja jemu powiem: „Jasne, na Dawida idę”.


Po trzecie: koncert Dawida, to był taka petarda w koronie wizyty w Gdańsku u naszych przyjaciół. Wiadomo, że to było mega prywatne wydarzenie, ale uchylając rondelka tajemnicy powiem tyle: tematy były poruszane, zagadnienia były dyskutowane, zdrowie było wystawiane na szwank i uszczerbek, ale wszystko w ramach przepisów i reguł gry. No i odwiedziliśmy ptasi raj. To taki las,  gdzie żyją ptaki. Na Wyspie Sobieszewskiej. Piękny to był wyjazd. Orunia i jej park nocą. No…




Pies poddany został operacji na wyciągnięcie gwoździa z poprzedniej operacji, który to gwóźdź zaczął  sam się, od środka przebijać na zewnątrz. I trzeba było mu pomóc i psu też. Ostatecznie wszystko się  udało, chociaż Rejka słabo zniosła odurzenie i dochodziła do siebie ponad dobę, ale na szczęście doszła i nadal jest z nami.


I teraz, to już zerknę do telefonu… No tak… 4 czerwca… W Warszawie, wiadomo, marsz nad  marszami. Patrzyliśmy i syn mówi, ej, a włączmy na chwilę TVP Info… No i włączyliśmy… To zostało tysiące razy powiedziane, ale jeszcze raz powtórzę gdyż prawda tysiąc razy powtórzona, może w końcu do kogoś dotrze: jeżeli tak ma wyglądać „informacja”, to nie ma już czegoś takiego, jak „informacja” w TVP Info. To nawet nie jest jej cień. A w rzeczywistości Donald Tusk zagrzewał, a ludzi było bardzo dużo i mam nadzieję, że coś to da. Tymczasem w Toruniu, tego samego dnia, w samo południe, odbywała się uroczystość nadania skwerowi nazwy: „4 czerwca 1989 r.”. Poszedłem tam, bo myślałem, że to będzie wydarzenie współczesne, ale jednak nie. Połapałem się po tym, że obecny był Prezydent Miasta i duża grupa oficjeli plus orkiestra grająca Mazurka Dąbrowskiego. Pan 
Prezydent zdziwił się, że pierwszy raz, na tego typu wydarzeniu, pojawiło się tak wielu ludzi, ciekawe, że nie zdziwił się, że trzymają transparenty w tęcze, czy też z hasłami niesławiącymi partii rządzącej. Po chwili, do milczących transparentów dołączyły okrzyki niesławiące i wtedy podniósł się Pan poseł  Jan Wyrowiński, inicjator całego wydarzenia, który podszedł do mikrofonu i powiedział: „Proszę Państwa, zapraszałem Państwa na uroczystość, a nie na protest. Jeżeli ktoś chce protestować, to niech jedzie do Warszawy”. I tak skończyła się ta ptasia audycja… Polska w pigułce. Bo tutaj, w Toruniu, Rada Miasta, ponad podziałami, PiS, PO i radni prezydenccy, bez głosu sprzeciwu, wszyscy razem, uchwalili że tak skwer się będzie nazywał i nie ma tym samym miejsca na to, żeby zakłócać ten doniosły moment. Wszystko.



Tak. Wszystko… Choć wiadomo, że to zaledwie powierzchnia, widoczny obraz tego, co pod spodem. 

Klamra: 4 czerwca 1989 r. – 4 czerwca 2023 r

środa, 10 maja 2023

Sprawozdanie zaległe

Zaniedbanie, zaniechanie, zawiecha. A może po prostu ten brak czasu tak dolega? Wszystko z tego i cóż z tego i nic z tego. Garść fucktów.

Po chorobie się podniosłem i poszedłem biegać i nawet pobiegłem. To jest wiadomość, bez której nie da się żyć, jak – jak wiadomo – bez 99 % informacji przeze mnie podawanych. No więc biegłem. Powoli, przez las, porannie. Świeciło słońce. Było git. Liście już są, zielone, nowe, podświetlane słońcem aż rażą. To jest ten moment, którego nie powinienem przegapić i którym dobrze byłoby się ucieszyć. Wczoraj, właśnie wracając z przebieżki, ze zdziwieniem zauważyłem, że za chwilę będzie dziewiętnasta, a wciąż świeci słońce. Szok! Na mnie też świeci słońce.

Spotkałem się z kolegą. Łikendowo, w mieście rodzinnym, w celu zrealizowania drobnych prac naprawczych i towarzysko-alkoholowym. Ależ to było spotkanie! Jak znasz kogoś ponad czterdzieści lat i nadal dobrze się czujesz w tym towarzystwie, to coś znaczy. Powiem tylko tyle, że po części zadaniowej przeszliśmy do części sentymentalnego spaceru po mieście młodości, grzechów, błędów, upadków, ale i wzlotów, odlotów, uniesień, zachłyśnięć i zakrztuszeń. W celu prawidłowego przeprowadzenia spaceru przygotowałem – pierwszy raz w życiu! – alkoholowy napój spacerowy. Zakupiłem dwie butelki pepsi, po czym odłożyłem część pepsi na bok, a na jej miejsce wprowadziłem wódkę. Przepis jest prosty, ale skuteczny. Zero witamin, minerałów, zero czegokolwiek zdrowego, po prostu dwie trucizny zmieszane w proporcji tylko wzmagającej ich trucicielskość. To nie mogło nie zadziałać! I żeby nie było, że nie piliśmy piwa! Piliśmy, bo odwiedziliśmy lokal naszej młodości. Jest w Malborku niewiele knajp, ale jedna z nich stoi 300 metrów – w linii prostej - od mieszkania (ważne w kierunku „do”, ale może ważniejsze w kierunku „z” - jaka linia prosta?..). I w dodatku mieści się w zabytkowej budowli. To jest gotyk na dotyk! Czym tam człowiek tego gotyku nie dotknął! Niejedna twarz nosi w sobie ślady cegły gotyckiej i nie chodzi tu o zachwyt wyrażony w kawałku taty Kazika, że coś tam, coś tam, co „tak gotycki mają rys”. W tym przypadku zarysowanie gotykiem, jego dotyk i muśnięcie, to był cios, żeby nie powiedzieć pierdolnięcie!

Ok. Powróćmy do czasów aktualnych. Zatem spacer. No spacer… No nie ma co za wiele w mowie się wyrażać. Są sprawy, które powinny być, ale niekoniecznie powinny być opisane. Rozmowa snuła się rzewna, ale i bez popadania w ton martyrologiczny. Ot, chodzą stare dziady i piją wódkę. Biletów na to by nikt nie kupił. Wydarzenie ekskluzywnie nie na sprzedaż.


Wiadomo, Madonna to ikona i swego czasu mega figurzasta postać, a w połączeniu z zuchawłym spożyciem napojów z puszki, przez zwykłego - a co dopiero zuchwalego! - puszkarza, to dopiero zabójczo emocjonalny koktajl. I ten krzyżak... Tylko w Malborku!


Wydarzenie zostanie z pewnością powtórzone.

Odbyła się też majówka wyjazdowa. Była bania, były bzy, pachniała trawa ścięta i tą trawę pies nasz jadł i wydalał na schwał. Tak. I szczekał. Reja oszalała. Teren ogrodzony i ona, pani na włościach. 4,5 kilo żywej wagi psa stróżującego. I gitara. I grill. I już. Opada kurz.

Syn wrócił z wycieczki do Katalonii. Podobało się. Pokaz zdjęć trwał ponad godzinę. Królowało muzeum z pracami Salvatora Dalego.

Ok. Było dużo, dużo wiecej, ale wiadomo, ten brak czasu tak dolega. Może jeszcze tylko focia z Bydgoszczy, z mojego ulubionego tam kościoła. Cudeńko.



środa, 19 kwietnia 2023

***

 

Dzień dobry, choć chorobowo zmieniony. Infekcja wiosenna, standard, ale wiadomo że cierpienie jest. Moja matka zareagowała obficie diagnozując „tragedię”, na co ja zareagowałem z umiarem uwagą, że skala się skończyła, mimo że jesteśmy dopiero przy przeziębieniu. Dopiero wyruszyliśmy we wspaniałą drogę możliwych niedomagań, a już nie mam pola manewru, choć przecież są jeszcze: glejaki w mózgu, rak trzustki, rak jelita grubego, HIV, nietolerancja laktozy, niewesoły świąd, koklusz, wielourazowe urażenia narządów wewnętrznych po spadnięciu z wieżowca, biegunka krwotoczna i pospolita, itd. Na tym temat w rozmowie telefonicznej z moją rodzicielką wyczerpaliśmy.

Jak to starzy ludzie leżę nocami i myślę o nadchodzącej, nieuchronnej, bezlitosnej śmierci. Myślę sobie tak od trzeciego roku życia, więc właściwie powinien przywyknąć, ale jakoś nie przywykłem. Coraz bardziej uderza mnie upływ czasu ujmowany w osobistym doświadczeniu i eksperymencie myślowym, kiedy to uświadamiam sobie, że od chwili moich narodzin, do dnia obecnego minęło już dużo więcej czasu, niż od chwili narodzin do istotnej daty zakończenia II Wojny Światowej. Brzmi to groteskowo dość… Urodziłem się 29 lat po wojnie… Zaledwie… A urodziłem się 49 lat temu. Proporcja mnie samego zaskakuje. Albo te wszystkie piosenki, jakże współczesne, jakże młodzieżowe i na czasie, które okazują się być ilustracjami filmów z cyklu „w starym kinie”. I nie chodzi o kawałki The Doors czy innych klasyków wiedeńskich z Liverpoolu, tylko – bo ja wiem – The Curie. Właśnie lecieli w radio. Płyta z 1985. Już lata dziewięćdziesiąte powoli grzęzną w kurzu. Dzień, w którym Cobain strzelał sobie w głowę, dzień w którym kończyłem szkołę średnią, dzień w którym nie działo się nic.

Właśnie wyją syreny i biją dzwony. Powstanie w Getcie Warszawskim. Tak się złożyło.

Poza klasycznym przemijaniem właściwie jest ok. Są liczne plany, są w kalendarzu terminy pozaznaczane, jest koncepcja udziału, a co się okaże i czym to się skończy? Melancholia nie powstrzyma wiosny! Choć dzisiaj, póki co, na termometrze 5 stopni Celsjusza i leje deszcz, to odebrałem z paczkomatu okulary przeciwsłoneczne. Miłego dnia. A jakby co...

wtorek, 4 kwietnia 2023

Alert RCB

Alert RCB: strzeżcie się ludzi o wąskich nadgarstkach! Oni przyjdą nad ranem i spalą wasz dom i zjedzą ogrzaną na tym ogniu owsiankę. Jednego takiego znam. Spala domy właśnie, a potem – dla zmiany nastroju - tłucze gradem małe rośliny, demonizuje nawet demony i robi z nich pacynki na swoje palce. A wygląda tak niewinnie, tak bławatnie, z tą brodą zadbaną, jak owieczka, z paznokietkami wypielęgnowanymi i ciepłym uśmiechem. To pozór! W środku jest plątanina kabli, bebechów, deenów i mrocznych niedogodności. Pamiętajcie: wąskie nadgarstki! Witając się z nieznanym zwróćcie na to uwagę, przyjrzyjcie się, ściskając dłoń na powitanie popatrzcie nie tylko w oczy… To ważne! Dla was. Wiem, na tą chwilę sprawa może wydawać się błaha, wręcz wyimaginowana, ale ostrożność nic nie kosztuje.


Ok. Sprawy ważne za nami. Część reportażowa zacznie się informacją o wizycie na koncercie muzyki bardzo kurka poważnej, bo było to Stabat Mater G. B. Pergolesiego. Panie pięknie śpiewały, a ja walczyłem z sennością. Głowa opadła mi ze dwa, może trzy razy, ale na szczęście nie potoczyła się daleko. Czy aby na pewno „na szczęście”? Po koncercie to już plebejsko choć w anturażu stylizowanym na nieco bardziej „ą-ę”, bo w miejscu, w którym nie wypada mieć t-szertu w serek. Oczywiście łamacze reguł byli, są i będą, rebelianci w dresach na salonach, ale my po koncercie
wyglądaliśmy akuratnie. Przy czym należy zauważyć, że na okoliczność michy i utracjuszowskiego picia alkoholu, dołączył do nas Człowiek o Wąskich Nadgarstkach… CoWN. Wiadomo, żeby tak na koncert pójść, to nie, żeby posłuchać lamentu matki nad konającym dzieckiem, to nie, żeby tak trochę duchowej strawy w siebie zapodać, jakoś odżywić tę duszę wątłą i oddalającą się od światła, to oczywiście, kurwa, nie… Co to, to nie… Bo i po co… Ale przyjść, poziom naszej grupowej elegancji obniżyć - proszę bardzo! Także, uważajcie na ludzi o wąskich nadgarstkach.

Wiktor pięć lat później… To już są poważne sprawy. To jest Liceum Ogólnokształcące, to są poranne problemy ze wstawaniem, wieczorne problemy z kładzeniem się spać i brak dostrzegania związku pomiędzy tymi dwoma faktami. Ale co tam, bycie nastolatkiem, to jest ciężki kawałek chleba i - nawet ja jako rodzic niewykwalifikowany - mam tego świadomość. Gdybym miał jakieś tam kwalifikacje w tym kierunku, bo ja wiem, pedagogikę ukończoną lub psychologię chociaż zaczętą, pewnie byłoby łatwiej, ale nie mam nic… I jest nieco trudniej. Przy czym nie marudzę, doceniam i podziwiam, bo chłopak jest na schwał. Ja w jego wieku już bardzo wyraźnie byłem nikim, co z czasem tylko się utrwaliło, ale na szczęście syn ma inaczej. Inne czasy, inne miasto i dopływ dobrych genów ze strony matki.

Oglądamy sobie z żoną „The Last of Us”. I nie wiem, czy ktoś jeszcze to zauważył, ale zarażeni mają… Tak, bardzo wąskie nadgarstki… Przy pobieżnym oglądaniu, to może umknąć, ale kiedy się odrobinę skupić, to jest jednak wyraźnie do wyłapania. Nawet to małe dziecko. Za normalnego jeszcze nadgarstki na miarę świetlanej przyszłości i zegarka godnej marki, a chwila po zakażeniu? Żenada… Palce normalne, dłoń, jako tako, ale same nadgarstki… Jakbyś zapałki w kasztana wetknął. Mam nadzieję, że aktorowi-dziecku nie stała się na planie krzywda i efekt został osiągnięty dzięki cudom grafiki komputerowej stanowiącym ukoronowanie możliwości naszej cywilizacji, a nie jakimś zabiegom będącym u podwalin tejże (że cywilizacji znaczy).

Święta idą. Marsze obronne dobrego imienia Jana Pawła II broniące idą. Wybory idą. A wszystko płynie. Refleksje ogólne dzisiaj nie występują.

piątek, 31 marca 2023

Dzień fobry

Pogubiło się kilka lat. Wiadomo, że w rzeczywistości nic się nie pogubiło, ale jakoś trzeba zacząć. Można uznać, że wygodnie będzie zacząć od pogubienia, z nadzieją na odnalezienie, ale oczywiście wiadomo, że nic z tego… [wulgaryzm]. Niemal pięć lat. W międzyczasie wydarzył się covid, blisko nas dzieje się wojna, nastąpił zgon ojca, zamieszkał z nami pies i kilka jeszcze innych rzeczy się wydarzyło na pewno. Ważnych, mniej ważnych, najważniejszych.

Na przykład Program Trzeci Polskiego Radia zakończył swą działalność w formule strawnej. Powstały dwie stacje internetowe, w których pracę znaleźli redaktorzy i inni pracownicy odchodzący z Trójki. Łaskawie nam panujący politycy PiS to uczynili. Nie udało się za PRL-u, a udało się za tej władzy. To było mocne wydarzenie, takie dotykające codzienności. Jak przez dwadzieścia lat włącza się radio i słucha mniej więcej tych samych głosów, to na prawdę robi różnicę i jest odczuwalne.

Nie ma szans na jakieś podsumowanie tego, co wydarzyło się w międzyczasie. Międzyczas, to czas utracony. Przerwa w rejestracji. Z drugiej strony patrząc, jakie to ma w ogóle znaczenie, czy się patrzy i rejestruje? Mam dziury w mózgu i pamięć w nieładzie, więc nawet jeżeli coś widziałem, to i tak jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że nie pamiętam. Chwytam tylko to, co blisko. A i tak wylatuje. Dobrze wychowani mówią, że „nie wypada”, a mi ciągle wypada… Wylata… I się tłucze.

Od dwóch miesięcy czytam/morduję się z biografią Kopernika. Z czytaniem jest słabo raczej. Jak z wiosną póki co, ale przecież będzie lepiej. Ha, ha, ha.

Mecze dwa w siatkówkę. Zaksa i Jastrzębski w pucharze CEV, Liga Mistrzów znaczy. Oba wygrane i jest szansa na polski finał. Sebastian Świderski zapowiedział podobno, że jeżeli obie polskie drużyny wejdą do finału, to będzie się starał o rozegranie go w Polsce. Na ten moment zaplanowany był do rozegrania we Włoszech.

Ola bloga. No dobra. Spróbuję. Co z tego wyjdzie. Zobaczę.