poniedziałek, 9 stycznia 2017

Karnawał - destrukcja - cdn.



Jest słabo… Nie to, żeby zaraz dramatycznie słabo, ale słabo – bez dwóch zdań – jest. Posylwestrowy nastrój podtrzymany spotkaniem towarzyskim w mijający łekend i owszem, nieco załagodził zapaść, ale zapaść i owszem – bez dwóch zdań – jest. Stoch nie pomógł. Alkohol tylko łagodzi upadek. Wizyta u „dobrego dentysty” daje nadzieję, ale… W tej cenie w sklepie z alkoholem mógłbym dostać dużo więcej… Pewnie nawet cały komplet (WNM).

Odkurzacz się popsuł. On już zanim się popsuł, to był popsuty, bo w sensie klinicznym i empirycznym nie odkurzał, a raczej wręcz przeciwnie, ale wył, rurą delikatnie zasysał, zmuszał do działania, więc jako przyrząd gimnastyczny i narzędzie pozwalające odprawiać rytuał „sprzątania” się nadawał. Ostatecznie jednak przestał rzęzić, ducha wyzionął i zmusił nas do zakupu nowego urządzenia, co w dzisiejszym, pełnym przepychu świecie konsumpcjonizmu jest zadaniem trudnym. Zakup poprzedzony musi być wyborem, a wybór, to proces złożony. Po wstępnej selekcji w Internecie i wytypowaniu modelu, skontaktowałem się ze światem realnym, czyli ziemską placówką e-sfery, gdzie poinformowano mnie, że JEST! Stoi, czeka, gotów, w kartonie skryty, ale cały już sprężony do skoku, by walczyć z paprochem, paprocha w przepastnym korpusie swym pogrzebać, bez sentymentu, bez chwili wahania, kark paprochowi skręcić, krtań jemu – wiadomo! – zmiażdżyć, aorty jego paprosze rozpruć, a bebechy wypruć. Takie: fajnd end distroj! Każdy włos, nim podzieli się na czworo, każdy obłoczek syfu, nim się okoci i nieuchronną - nawet w domu niepatologicznym - okruszynę chleba, która normalnie, przez uszanowanie i tak dalej (pocałuj żabkę w łapkę), to nawet ją też – bach i do Tartaru, rurą w mrok, z ułamanym paznokciem i suchym listkiem! Aaaa!!! Byłem gotów na zakupy, nawet sobie pomyślałem: jakoś tak łatwo poszło! I myślałem tak aż do chwili, kiedy sprzedawca nieznoszącym sprzeciwu tonem – plus wzrok pełen pogardy, no po prostu mistrz sprzedawactwa - powiedział: „W takiej cenie nic nie sprząta, a tak w ogóle to sprzątają tylko odkurzacze” (tu padła nazwa konkretnej marki). Kurwa… Nie trafiliśmy ani z ceną, ani z producentem… Sklep pełen sprzętu, Internet jeszcze bardziej, a my nie trafiliśmy nawet kulą w płot, że o Panu Bogu w odkurzacz nie wspomnę… Błysnęło mi w głowie, żeby może sprawę obrócić w żart, ale sprzedawcy nie było do śmiechu. Ostatecznie zmieniliśmy sklep i w tamtym moja obrażona noga nigdy więcej nie postanie. Odkurzacz został zakupiony, poniżej ceny dla odkurzaczy działających, a i tak jest o niebo bardziej sprzątający od poprzednika, który – jako się rzekło – z sukcesami nie odkurzał już od kilku lat. I też było dobrze!

Chwilę wcześniej. Zanim pojechaliśmy po odkurzacz, to okazało się że pompka od spryskiwacza nie działa. Naduszam wajchę i wyczekuję strumienia, od którego uratuje mnie tylko szyba przednia - spokojnie, katastrofa kontrolowana - a tu nic… Ni strumienia, ni pracy pompki katastrofa nagła jak szlak! Cisza. Kurwa… Może coś przymarzło – myślę sobie – wszak mróz jest wiekuisty i potężny. Otworzę maskę, zerknę, chuchnę, co prawda nic z budowy samochodu nie kumam, ale kto wie, może magia świąt zadziała, może trafi mi się ziarno? – myślę sobie. No… I trafiła mi się prawie cała bułka z ziarna!.. Kuna jej mać… Znowu się nam zalęgła kuna. Kuna pod maską, pod przykrywką, pod blachą, osłonięta od wiatru, ogrzewana ciepłem stygnącego motoru mieszka w naszym samochodzie kuna. Znosi sobie bułki, gotuje wodę i parzy herbaty smakowe, odgrzewa bigosy (do bułki), a może nawet grilluje – bo ja wiem – skrzydełka z Lidla po przecenie posezonowej? Żyje sobie i na deser zakąsza kablami! Mniam, mniam, mniam. I zżarła kable od spryskiwacza… Kuna jej mać i ona też. Niniejszym składam deklarację: Będziemy z tobą walczyć kuno potężna, będziemy cię tępić! Do zwycięstwa i do krwi ostatniej kropli z twych kunich żył! Tak nam dopomóż spreju śmierdzący i święta panienko! Teraz i zawsze! Ament na twój apartament!

Ten moment, w którym orientujesz się, że nie jesteś już przystojnym brunetem, o ujmującym uśmiechu, w którym zawartość zębów jest wystarczająca do – bo ja wiem – brawurowego i nie stroniącego od dezynwoltury gryzienia jabłka. Tak, nadchodzi taki moment w życiu, kiedy już wiesz, że stoisz na przegranej pozycji, że niby sylwetka dumnie wyprostowana, taki homo erectus w koszuli w kratkę, a w partiach „kapitelu głowy” nawet homo sapiens, ale jednak podskórnie już czujesz idący od podłoża chłód prawdy ostatecznej, że przeziębienie pęcherza, to nie żarty, że przyjaźń z urologiem, to związek który będzie tylko przybierał na sile i w końcu wszyscy się o tym dowiedzą i wreszcie, że śmierć, to nie jest przebieraniec, ani figura stylistyczna, symbol, rozdzierający grozą moment, po którym zaparzysz kawę i zadumasz się nad losem wszechświata. Tak… Plując zębami przednimi na kasjerkę sklepu wielkopowierzchniowego orientujesz się, że coś się zmieniło i nigdy już nie będzie takie, jak kiedyś… Każdy z nas ma w sobie kościotrupa i trzeba to zaakceptować, problemem jest moment, w którym ten jedyny widoczny bezpośrednio fragment szkieletu publicznie się do nas dystansuje, odrywa i zaczyna żyć własną śmiercią... Moja dyskusja o cenie za kilogram pomarańczy typu „premium” została brutalnie przerwana i już nigdy się nie odbędzie. NIGDY…

Ale spotkanie z tymi, co przyszli, dali radę dotrzeć, poświęcili nieco czasu w ten zimowy czas, było bardzo miłe i myślę, że skuteczne w walce o lepsze jutro. Nawet jeżeli rozmowa zeszła na temat wakacyj polityków, nawet jeżeli nie wszyscy mogli pić, nawet jeśli nie wszyscy się ze sobą zgadzali, to i tak było ok. Zwłaszcza, że takie widzenia, to najprawdopodobniej jedyna metoda, na mroczki okolicznościowe i żałuję tylko, że nie odtworzyłem kolęd w wykonaniu chóru cerkiewnego… Może następnym razem.Wiem... To może zniechęcić do wizyty...

środa, 4 stycznia 2017

Nieszczęśliwy Stary Rok 2016 i jeszcze lepszy Nowy 2017



I kiedy wysyłam do Niego zdjęcie


Myślę o Tobie...

z adnotacją: „Myślę o Tobie”, o On odpowiada: „Tabliczka z takim napisem będzie na drzwiach naszego domu…”, to już wiem, kto tam będzie kim… Dlatego muszę się ruszyć! Po prostu muszę coś ze sobą zrobić, żeby zasłużyć choćby na „skwareczkę”… Może solarium?..

Jeżeli zaś chodzi o kwestie zawodowe, to myślę, że sprawa jest dość prosta. Wsparcie z powietrza i pozamiatane!


Nie wiem tylko, jaką robotę Bóg znajduje, bo wyszukać byle gówniane zajęcie, to wystarczy podrzędny Archanioł...

Przedświąteczny zwierzak, który dereklamuje słodycze. Tu jeszcze wyglądał na żywego, ale kto wie, co było 3 minuty później?


I na deser życzenia, które mogą oddawać nastrój. Ale nie muszą!


Co zaś do Sylwestrowej zabawy, to – jak zgodnie twierdzi większość osób biorących w niej udział – było ok. Państwo Gospodarze zagwarantowali możliwość godnego i dorodnego świętowania. Z okrzykiem, z tańcem, ze śpiewem i ewentualnym leżakowaniem w miarę potrzeb - wszelkie formy ekspresji mogły znaleźć swoje ujście. Całkowicie wyeliminowany został problem głodu, jedna, jedyna osoba niepijąca - z przyczyn obiektywnych i uzasadnionych! – nie zachwiała równowagi i mikroklimatu, a jeden, jedyny „na szczęście” stłuczony kieliszek nikomu nie wbił się swym cienkim szkłem w stopę. Widok z tarasu zapierał dech w organizmie, a organizm reagował spazmami szczęścia i nawet opłata za toaletę - pobierana niechcący w wysokości 1 zł za wizytę - została zwrócona. Poza tym: ptaki we włosach potargał wiatr, z rogu obfitości ciekło umiarkowanie, ale i tak dało radę skarpetę zamoczyć, rozegrano kilka spotkań na PS4, z których wszystkie przegrał gościnny i elegancko uprzejmy Gospodarz, zaś Nowy Rok nadszedł punktualnie i na czas. No... Teraz powracamy do rzeczywistości, a rzeczywistość powraca do nas.