wtorek, 23 kwietnia 2024

Serduszko danio na zawsze!

Danio regeneruje tkankę serca… Kurna! Miałem danio i zawsze lubiłem. Danio ryba, a nie jogurt! To jest wiadomość! Z rzeczy równie ważnych to kongres USA podjął decyzję w sprawie przyjęcia pakietu pomocy dla Ukrainy.

No i po wyborach samorządowych. W Toruniu, w wyborach na Prezydenta Miasta, Pan Michał Zaleski przegrał z Panem Pawłem Gulewskim. „Ski” przegrał z „Wskim” i to nie o włos, ale grubo, o warkocz Marusi, czy nawet Violetty. Paweł zamiast Michała, […]. Swoją drogą ciekawe, jak się Pan Michał odnajdzie w ławach opozycji po 22 latach na stanowisku prezydenckim, z trzema tylko kompanami
własnej opcji? Od rządzenia do głębokiej i marginalnej opozycji. To może być - tak zwyczajnie, po ludzku - mocno bolesne. Jakieś odruchy i postawa po niemal ćwierćwieczu mogły się w człowieku zagnieździć, a tu ni hu hu, nikt drzwi nie otworzy, nie ukłoni się, że o wykonaniu polecenia nawet nie wspomnę. A mogą znaleźć się i tacy, co będą brać odwet, w jakiejś tam formie… Wszak ustępujący Pan Prezydent nie słynął z łagodnego traktowania otoczenia. Jadąc kilka dni temu przez Gród Kopernika (nie mylić z Fromborkiem, który nosi miano grobu Kopernika) rzucił mi się w oczy baner – wtedy jeszcze wyborczy – Pana Zaleskiego, z odręcznym dopiskiem w brzmieniu nieprzychylnym, które brzmiało: „kurwa Rydzyka”. No bo tańce były, a ten balet, to - jak się wydaje - zaledwie niewielka część wspólnych występów. Okazało się, że to jednak rydzykowna gra.

Wracając na chwilę do kampanii wyborczej - dwa zdjęcia.


Klasyczne hasło, które – gdyby nie to, że jest prawdziwe – mogłoby tylko zostać wymyślone. Szukałem dokoła plakatu obszaru niezgody, zarysowanego pola walki, ale nie znalazłem. Pan Franciszek po prostu mówi NIE. Prawie jak u Pana Andrzeja, który rysuje.


No i jeszcze sprawy niby lokalne, ale jednak pojawia się pytanie: czy Amerykanie znają tę listę?


W Toruniu odbędzie się kolejna edycja Festiwalu Teatralnego Kontakt. Mamy zamiar rodzinnie wziąć udział i zobaczyć kilka spektakli. I to jest super, że dzięki uprzejmości ludzkiej jest na to szansa. Bo są to przedstawienia takie raczej fajne, prawdziwe, porządne, a nie „Akademia Pan Kleksa. Spektakl muzyczny”, na który - jakieś dwa tygodnie temu - wybraliśmy się do Gdańska… Matko święta… Już idąc po parkingu miałem złe przeczucia, bo na wydarzenie zmierzała stanowczo zbyt duża grupa małych księżniczek, wróżek i innych takich postaci w rozmiarze dziecięcym. Bilety kupowaliśmy
dawno, dawno temu, po premierze utworu „Całkiem nowa bajka” i oczywiście nowego filmu o Kleksie. Ta… Jakoś nam się poskładało, że będzie to raczej koncert, na którym wystąpią śpiewacy powyższego utworu, no ale sprawy nie były jasno postawione… Byliśmy w błędzie. Spektakl był zdecydowanie skierowany do dzieci, a największą jego atrakcją były bańki mydlane. Niestety, nawet jak na spektakl dla dzieci, było to zdecydowanie zbyt mało. Kupiliśmy kota w worku, który z worka uciekł i została sama kocia kupa. I brudny worek… Ale na Kontakcie będzie inaczej. Nadmienię tylko, że szkoda mi czasu i pieniędzy wydanych na to wydarzenie. Wiem… Sorry Asiu… Musiałem, to napisać. Za te cztery stówy mogliśmy nakupić sporo wódki. Przy okazji całego tego nieszczęścia dobre było tylko to, że znaleźliśmy w Gdańsku fajną knajpę chińską, która kiedyś była chińska, potem japońska, a teraz znowu jest chińska.

Zawsze są jakieś plusy, wystarczy je tylko wypatrzeć i zamienić na minusy.

czwartek, 28 marca 2024

Okrągłe nadchodzą

Czas rozliczeń nadchodzi. Bo ten rok jest/będzie (o ile się dożyje) rokiem okłągłym, w którym to strzeli pół wieku po przekroczeniu kanału rodnego i już ewidentnie zacznę staczać się ku śmierci i nicości. Koniecznym zatem będzie zaplanowanie godnych obchodów. Takich z laserami z oczu, dymem, orkiestrą, podskokami na jednej nodze i mocą życzeniowego myślenia. Że przychodzą ludzie i och, ach, fiu, fiu, jakże jest mi do-re-mi-ło na sto fajerek! Tylko durne „ce” wyśpiewywane falsetem z grubym facetem i fun-eberie! Jakbym to sobie miał sam zaprojektować i miał nieograniczony wyobraźnią budżet i miał sto pieniędzy wraz z kosztownościami, to na pewno byłyby kanapki ze smalcem ze szczęśliwych prosiaczków, którym tylko tłuszcz odessano i one nadal są tu z nami. W sumie, te prosiaki też bym zaprosił. Zaprosił i umaił. Ponadto każdy zaproszony otrzymałby karnet i upominek indywidualnie do niego dopasowany, a całość odbyłaby się w jakiejś bajeranckiej lokacji, żeby było i komfortowo i ciepło i przytulnie jednocześnie. Z częścią wspólną do przebywania razem, ale i wydzielonymi kącikami odosobnienia, w których można by regenerować akumulatory i siły sponiewierane/utracone/nadwątlone w zabawie. Byłyby też odczyty zaproszonych znamienitych gości i akcent muzyczny, tu – wiadomo – niespodzianka wieczoru, nie powiem kto, ale możemy się domyślać. I dużo, dużo światła: świece w kandelabrach, dyskretne kinkiety, strojne choiny w sznurach kolorowych lampek oraz oczywiście leflektory skierowane na gwiazdę wieczoru. Normalnie ogród rozkoszy ziemskich (tablica środkowa), z tym, że lekkie utytłanie, owszem umorusanie się w grzechu, ale w granicach spowiadalnych, bez bezguścia, bez oślizgłości, bez nieodwracalnych zmian w relacji. Tudzież zabawa i szał. W sumie ze trzy dni bym na to przeznaczył, także natężenie można by stopniować i siły rozkładać i zmartwychwstać. Więc jakby moja żona powiedziała: „Ja chcę na jachcie”, to by się dało zrobić i tam też część imprezy przeprowadzić. A jacht, jak to jacht na takie okazje. Szerokaśny, z trzema pokładami, wycieraczką, basenem, barierkami co lśnią, salą kinową, a może i dwiema, żeby się dało w jednej poważne europejskie kino ambitne z Albanii odtworzyć, a już w drugiej bardziej luźno, ze śmiechem komedie, ale też jednak na poziomie. Dźwięc, wiadomo, Dolby Surround. I pikle i śledzie w śmietanie i ziemniaki, na galowo, w mundurkach, a do wszystkiego szampan w kieliszkach wykonanych z czego sobie kto zażyczy, do tego stopnia, że z wafla też. I można przyjść na to całe wydarzenie z dziećmi, bo jest opieka zapewniona, w czasie kiedy rodzice oddają się uciechom i podskokom, opiekają kiełbaskę nad ogniskiem, to dziecko jest zabawiane, zaopiekowane, poddane właściwej dla wieku i zainteresowań przemocy symbolicznej. Można przyjść z dzieckiem, można w szalu, bo wieszaki będą żeby odwiesić, można dowolnie i bez ograniczeń, bo – jakby co – będzie się improwizować, ale z takim budżetem, to nie będzie improwizacja, tylko po prostu z kapelusza możliwości wydobycie odpowiedniego rozwiązania problemu. Także luz. Oczywiście kwestia używek, to już kwestia – jak było powyżej – do ogrodu rozkoszy ziemskich przypisana i tu też będzie grubo, z hukiem i bez hamulca, ale jednak z klasą. Wszystko jest dla ludzi i znajdą się ludzie do wszystkiego. Wietrzenie sal. Opieka medyczna. SPA. Kapłani kilku kultów i religii. Notariusz. Ale też mop, gdyby ktoś poczuł, że chce we własnym zakresie wydzieliny jakieś omieść dyskretnie i bez rozgłosu, żeby się na butach i w opowieści nie rozniosło, a nie, że niby nikt nie wie, ale jednak przy śniadaniu dziwnie patrzą… Także: komfort, bezpieczeństwo oraz tort. Bo jakże tak bez torta, tortu? Tortus tuus musi być. Komu grubiej, komu cieniej pokroić, a kto się wstrzyma nieważne, ale tort i świeczki to na sto procent. I to duży. Jak ten księżyc, co usłużnie przyświeca i odbija się w bezkresnej toni akwenu, przez który nasz jacht cicho sunie. Szczypta romantyzmu i ciszy też potrzebna. Pauza.



poniedziałek, 4 marca 2024

Urodziny w wigilię śmierci

Przemijamy… Tak, człowiek jest śmiertelny, ale to jeszcze pół biedy. Najgorsze, że to, iż jest śmiertelny, okazuje się niespodziewanie, w tym właśnie sęk! Wiosną widać to trochę mniej wyraźnie, ale tak właśnie jest. Pozory rozkwitu, narodziny, wzrost... Żywozielona trawa na mogiłach… - Iosif Wissarionowicz rozmyśla o przyszłych pokoleniach, które nadejdą tylko po to by przeminąć. Oczywiście, w międzyczasie wzniosą miasta, fryzury i plany na przyszłość zostaną misternie ułożone, a przysięgi - na wieczność - złożone i maszyna parowa będzie ludzi wozić do pracy. Damy im czas… Silenie się na refleksje, a tu przecież trzeba działać! Wódka sama się nie wypije, a jedzenie nie zje! Wieczorem ludzie przyjdą świętować, jeść te hamburgery, sałatki, owoce, ale jednak – przede  wszystkim – pić. I nawet ci niepijący będą musieli chociaż trochę powdychać i przesiąknąć atmosferą.  To już tylko za 28 lat, 4 marca, urodzi się Robert, który zorganizuje obchody z tej właśnie okazji.  Impreza odbędzie się wcześniej, w łikend, ale kto by się o te kilkanaście godzin sprzeczał, czy czepiał,  przecież to nie agonia. Na pewno nie Iosif Wissarionowicz, on też czeka na wieczór i zabawę. On tam  w przeszłości czeka, a tu w teraźniejszości, jest już po wszystkim – „już po balu, panno Lalu!”. Konkurs  wiedzy o solenizancie zgromadził dzikie tłumy uczestników, spośród których szanse miały może trzy,  może cztery osoby, ale cała reszta mogła się dobrze bawić i czegoś nauczyć. Przyda się na przyszły  rok! Na przyszły rok będzie jak znalazł, może pytania się powtórzą? Nie było tortu, nie było tańców,  nie było śpiewów, nie było bójek. Miejska impreza, dla ludzi kulturalnych i potrafiących się zachować  - nie tylko w formalinie. Prawie wszyscy tacy byli, ale niegodne wzmianki wybryki jednostek patologicznych nigdy nie ujrzą niczego poza ciasnotą celi puszki mózgoczaszki. Alkoholi nie zabrakło,  jedzenia było tak dużo, że para gospodarzy karmiła nim gości, jak głodne gołębie, jeszcze dnia  następnego. Spotkanie zorganizowano pod szyldem: NBA 90’s. Byli zatem zawodnicy, czirliderki, trenerzy i dzieci wycierające plamy potu z parkietu. Jubilat – oczarowany prezentami – dziękował wszystkim zgromadzonym, sypał żartami, siał czar i zbierał owoc posiewu swego. Takie to było  spotkanie w stylowych wnętrzach kamienicy z początku XX wieku, w której na pewno nie zagnieździła się żadna siła nieczysta. Iosif Wissarionowicz na swój sposób bardzo lubił Michaiła Afanasjewicza… Przewrotnie, na swój sposób.