jedentydzień
poniedziałek, 4 marca 2024
Urodziny w wigilię śmierci
piątek, 15 grudnia 2023
Grudzień 2023 nadal jest
Czytam książki. Autor: Jogre Luis Borgesa. „Alef” i „Powszechna historia nikczemności”. W tej drugiej pozycji ostatni kawałek: „O ścisłości w nauce”. I tak to sobie czytałem i skojarzyło mi się z czasami studiów, a konkretnie z uroczym esejem Jeana Budrillarda „Precesja symulakrów”. Hm… Poszukałem w sieci i znalazłem. Pierwsze zdanie tego tekstu: „Gdybyśmy mieli za najpiękniejszą alegorię symulacji uznać fikcję Borgesa, w której kartografowie Cesarstwa zarysowują mapę tak szczegółową, że w końcu pokrywa ona szczelnie całe terytorium […] – to fikcja ta zatoczyła względem nas pełne koło ima na co najwyżej dyskretny urok symulakrów drugiego stopnia.”. Tak… Pal sześć o co w tym chodzi, odłóżmy na bok „dyskretny urok symulakrów drugiego stopnia”, ale to zatoczenie koła! Za moment minie trzydzieści lat od kiedy zakończyłem studia, a tekst Boudrillarda musiałem czytać gdzieś tak w okolicach drugiego roku, na zajęciach z metodologii (tak mi się wydaje), które prowadził Pan Andrzej Zybertowicz (tego jestem pewien!). Co się w tej głowie dzieje i przechowuje na jakich zasadach, że czytając trzydzieści lat później Bourgesa, zupełnie bez świadomości, jedno skleiło się bezbłędnie z drugim? Czego jeszcze mogę się spodziewać, jakich wspomnień zza światów pamięci? Tak często wydaje mi się, że bez sensu było tyle lektur, popisane po marginesach książki itp., że to wszystko w piach, a tu takie zdziwienie. No i dobrze. Samo się zapamiętało, samo się pamięta i samo się przypomniało. Beze mnie. Wiadomo, że ostatecznie i tak bez sensu, ale mała satysfakcja jest. Może kolejna lektura, książka dr. Asi Podgórskiej „Tak działa mózg. Jak mądrze dbać o jego funkcjonowanie”, przyniesie odpowiedź na pytanie: jak to się dzieje? Oczywiście, że nie przyniesie. Także, to będzie kolejna miła i stracona lektura.
Zero nastroju przedświąteczniego. Różnie z tym u mnie bywało, ale tegoroczna edycja jest zdecydowanie the best of the best! Ani światełka, ani lastkrismasy, nic… Choiny, dzwoneczki, spacerujące po galeriach handlowych anioły, szał zakupowy, zagniatanie ciasta na pierniki, kolejne lampki o ciepłych barwach… Nic… Wykres jest płaski, nie dygnął. Póki co przynajmniej. Poniżej dwa poniżające obrazy świąt.
A wracając do pojeba Brauna, co świeczki pogasił, to nie ma do czego wracać. Notuję to, żeby – wiadomo – nie było, że nie było odnotowane. A teraz – koniecznie po odnotowaniu! – można/powinno się o tym zapomnieć, żeby nie było zapamiętane. Chociaż, jak powiadają niektórzy: historia naszą nauczycielką jest! - to jednak nie przesadzajmy z tą nauką. Najczęściej idzie ona w las.W tym momencie może po chojnę? A może tylko za przyziemną potrzebą?..
czwartek, 30 listopada 2023
I to tyle
Śnieg leży. Na całej połaci. Nie mam nic do przekazania. Wpłacam na Szlachetną Paczkę. Jak czytam opisy rodzin, które czekają na pomoc, to robi mi się smutno. W tym roku święta będą inne. Wiadomo. Bardziej bez. Bez tych światełek. Bez tej choinki. Bez tych potraw. Bez domu, a ja będę trochę bezdomny. Wiadomo, że nie całkowicie, ale jednak już bez domu rodzinnego. Święta będą inne, ale będą.
środa, 25 października 2023
Buchalteria
Wybory parlamentarne w sosie nieparlamentarnym. Wszyscy wygrali! Kraj cudów! PiS, bo najlepszy wynik wyborczy. KO, bo odsunęli PiS od władzy. Trzecia Droga, bo wynik lepszy niż najlepszy z przewidywanych i witają się z władzą. Lewica, bo wraca do rządów. I Konfederacja, bo wprowadziła do parlamentu więcej posłów niźli mieli poprzednio. Oczywiście każdemu coś tam nie wyszło, ale oficjalnie sukces! Ja tam się cieszę. Nie mam złudzeń, że rządy koalicyjne będą się wiązały z kłopotami, niespełnionymi obietnicami, dogadywaniem się i negocjowaniem, które będzie też brutalne, ale… Właśnie ALE, mam nadzieję, że nigdy nie osiągnie to poziomu dna, o jakie - w stylu swojego funkcjonowania - osiągnęło PiS. Niech ta koalicja zrealizuje choć 50 % tego, co zapowiadała, to mi i tak wystarczy. Niech ja nie muszę już patrzeć na Pana Czarnka, Morawieckiego, Błaszczaka, czy Ziobro przemawiających do mnie, jak do debila, któremu można powiedzieć wszystko z uśmiechem i pełnym przekonaniem o swojej bezkarności. Z drugiej strony, mam też nadzieję, że ci którzy przejmą władzę nie zapomną o ponad siedmiu milionach ludzi głosujących za Kaczyńskiego koncepcją Polski.
Słowo roku: frekwencja. 74,38 % To zrobiło na mnie wrażenie. Kolejki do lokali wyborczych i ludzie stojący do trzeciej w nocy, żeby oddać głos.rekreacyjne.
środa, 19 lipca 2023
Praca, sen, praca i inne przygody
Jak pisze kolega Adam: „praca, sen, praca”, no ale przecież życie to coś więcej! Jest jeszcze jedzenie, oddech itd. - podstawowe funkcje życiowe, a - na bazie realizacji tychże - coś tam się przesuwa przed oczami, jakaś rzeczywistość. A zatem…
Syn zdał do II klasy Liceum Ogólnokształcącego… Syn jest zdolny i nawet w klasie z innymi zdolnymi, nadal jest nieco bardziej zdolny. Średnia ocen klasy, to coś około 4,7. Ja takie średnie widywałem tylko w telewizji. I nie chodzi mi o to, że jakoś dziko mi na tej średniej zależy, czy że nawołuję do walki o nią, bo jestem raczej we frakcji „olej to”, ale wykręcenie takiego wyniku (przez klasę) na coś jednak wskazuje. Ok. Tyle o szkole, teraz są wakacje. Jest upalny lipiec.Za nami przedsmak urlopowych wojaży, tj. wyjazd w rodzinne strony mamy mej. Wieś na Lubelszczyźnie. W samochodzie pięć osób plus pies, który całą drogę spędził dzielnie i grzecznie na kolanach. Przejazd w zdecydowanej większości autostradami i drogami ekspresowymi. Żona dała mi poprowadzić samochód przez sporą część trasy, no ale jednak nie całą… Dla zdrowia i bezpieczeństwa wszystkich uczestników ruchu…
poniedziałek, 19 czerwca 2023
1989 - kocham i nie kumam
Jest słabo, jeżeli chodzi o systematyczność. Muszę zerknąć w telefon i popatrzeć na zdjęcia, żeby złapać jakąś chronologię. Chyba, że pójdę chaotycznym tropem „co się po prostu pamięta”, czyli, że co mnie najbardziej, a co wcale i nic, a nic.
Po pierwsze zatem: TEATR. Wielki teatr mój widzę ogromny. Przedstawienie „1989”. Byliśmy i zobaczyliśmy i chyba zostaliśmy zwyciężeni. Żona, syn i ja – w sensie rodzinnym, ale też w kontekście towarzyskim szerszym. Chociaż był i głos odrębny, wyrażony opuszczeniem przedstawienia w przerwie! Poza tym jednym, śmiałym, radykalnym i odważnym przypadkiem reakcje były na plus. A to przecież spektakl śpiewany, w dużej mierze w formule rap. No, ale spoko, mnie indywidulanie, żeby już nie zataczać szerszych kręgów, jak sęp nad ofiarą, się podobało. Plan jest nawet taki, żeby kupić płytę, bo artyści występujący mają zamiar ją wydać. Więc oni ją wydają, a my nabywamy. Ciekawe, czy bez tych wszystkich kolorów ze sceny i bez tańców utwory nadal będą się podobały?Po drugie: pozostajemy w kręgu śpiewaczym. Koncert Dawida Podsiadło. Zaczyna się w Sopocie od kolejki do Opery Leśnej. Kolejka jest karna, długa i w miarę kulturalna, no bo wydarzenie też jest kulturalne. Tak… Żeby to tak zawsze działało. Przybywamy na występ – jak artysta prosił – z dużym wyprzedzeniem. Bilety są imienne, więc przy bramkach trzeba się wylegitymować, może dlatego tak powoli to idzie? No, ale jest ciepło, mamy zapas czasu. W końcu wbijamy i kupujemy limoniadę. Wypiłeś człowieku, no to wiadomo… Toaleta… Masakra frekwencyjna. Panowie i tak mają lepiej, ale presja łamie konwencje więc robi się koedukacyjnie i wszystko jest ok, no może tylko te okołopisuarowe ceregiele. A ludzie wciąż idą… Legitymują się i idą… Informacja była taka, że śpiew się poniesie o 21.00, ostatecznie poniósł się coś około 21.40. Także niestety, pierwsze wysikanie już się nie liczyło... A zapowiedzi z megafonów były stanowcze, że jak się pójdzie gdzieś z krzesełka, to nie będzie takie ho, ho, ho, że wrócisz. Ale trzeba było zaryzykować. A w stopę, pomimo sprzyjającej aury, było nieco chłodno, a co to znaczy, to nikomu nie trzeba tłumaczyć. Ostatecznie zdążyłem wrócić, a artysta, po krótkiej i żartobliwej wypowiedzi, zaczął śpiewać. O tym, że Dawid Podsiadło potrafi, nikogo nie trzeba przekonywać. Jest to jeden z najbardziej popularnych wykonawców
średniego pokolenia, a jego dorobek jest tyleż imponujący, co nie wiadomo co. Gra słów. Nie będę przecież opisywał, jak człowiek śpiewa, no bo niby że jak miałbym to zrobić? Koncert się podobał, oprawa całego wydarzenia monstrualnie super, z kolorami, animacjami i nawet orkiestra chodząca po amfiteatrze się znalazła. Pewnie dlatego ochrona tak strzegła drożności ciągów komunikacyjnych. Co kto krok w bok, na ścieżkę betonową, to myk i już przy nim ochraniacz i żeby siąść lub też stanąć w „świetle siedzonka”. A na scenie chóry seniorów. Owacje na wystająco! Huk i ryk. Ja gdzieś tak do 37 minuty wydarzenia jakoś się nie podrywałem, jakoś na siedząco siedziałem. Zapłacone miałem za siedzonko, to co będę stał. Się w życiu nastałem w pociągach i kolejkach, to jak już siadłem, to siedziałem, ale jednak… I na mnie przyszedł czas. Nie pamiętam przy jakim utworze i też nie, że mnie porwało, ot mówię, wstanę, bo umiem jeszcze i wstałem i właściwie mniej byłem w tym staniu taneczny, niż na siedząco! No to usiadłem, bo jednak zapragnąłem ekspresji na maksa. Także tak… Tak mi zeszedł czas na tym wydarzeniu. A ludzie darli się, jakby ich opętało. I zazdroszczę i trochę boję się takich obłąkani. Co zaś do koncertu, to pewnie jeszcze pójdziemy na Dawida Podsiadło. I jak mnie ktoś zapyta: „Idziesz na Dawida”, to ja jemu powiem: „Jasne, na Dawida idę”.
Po trzecie: koncert Dawida, to był taka petarda w koronie wizyty w Gdańsku u naszych przyjaciół. Wiadomo, że to było mega prywatne wydarzenie, ale uchylając rondelka tajemnicy powiem tyle: tematy były poruszane, zagadnienia były dyskutowane, zdrowie było wystawiane na szwank i uszczerbek, ale wszystko w ramach przepisów i reguł gry. No i odwiedziliśmy ptasi raj. To taki las, gdzie żyją ptaki. Na Wyspie Sobieszewskiej. Piękny to był wyjazd. Orunia i jej park nocą. No…
środa, 10 maja 2023
Sprawozdanie zaległe
Zaniedbanie, zaniechanie, zawiecha. A może po prostu ten brak czasu tak dolega? Wszystko z tego i cóż z tego i nic z tego. Garść fucktów.
Po chorobie się podniosłem i poszedłem biegać i nawet pobiegłem. To jest wiadomość, bez której nie da się żyć, jak – jak wiadomo – bez 99 % informacji przeze mnie podawanych. No więc biegłem. Powoli, przez las, porannie. Świeciło słońce. Było git. Liście już są, zielone, nowe, podświetlane słońcem aż rażą. To jest ten moment, którego nie powinienem przegapić i którym dobrze byłoby się ucieszyć. Wczoraj, właśnie wracając z przebieżki, ze zdziwieniem zauważyłem, że za chwilę będzie dziewiętnasta, a wciąż świeci słońce. Szok! Na mnie też świeci słońce.
Spotkałem się z kolegą. Łikendowo, w mieście rodzinnym, w celu zrealizowania drobnych prac naprawczych i towarzysko-alkoholowym. Ależ to było spotkanie! Jak znasz kogoś ponad czterdzieści lat i nadal dobrze się czujesz w tym towarzystwie, to coś znaczy. Powiem tylko tyle, że po części zadaniowej przeszliśmy do części sentymentalnego spaceru po mieście młodości, grzechów, błędów, upadków, ale i wzlotów, odlotów, uniesień, zachłyśnięć i zakrztuszeń. W celu prawidłowego przeprowadzenia spaceru przygotowałem – pierwszy raz w życiu! – alkoholowy napój spacerowy. Zakupiłem dwie butelki pepsi, po czym odłożyłem część pepsi na bok, a na jej miejsce wprowadziłem wódkę. Przepis jest prosty, ale skuteczny. Zero witamin, minerałów, zero czegokolwiek zdrowego, po prostu dwie trucizny zmieszane w proporcji tylko wzmagającej ich trucicielskość. To nie mogło nie zadziałać! I żeby nie było, że nie piliśmy piwa! Piliśmy, bo odwiedziliśmy lokal naszej młodości. Jest w Malborku niewiele knajp, ale jedna z nich stoi 300 metrów – w linii prostej - od mieszkania (ważne w kierunku „do”, ale może ważniejsze w kierunku „z” - jaka linia prosta?..). I w dodatku mieści się w zabytkowej budowli. To jest gotyk na dotyk! Czym tam człowiek tego gotyku nie dotknął! Niejedna twarz nosi w sobie ślady cegły gotyckiej i nie chodzi tu o zachwyt wyrażony w kawałku taty Kazika, że coś tam, coś tam, co „tak gotycki mają rys”. W tym przypadku zarysowanie gotykiem, jego dotyk i muśnięcie, to był cios, żeby nie powiedzieć pierdolnięcie!
Ok. Powróćmy do czasów aktualnych. Zatem spacer. No spacer… No nie ma co za wiele w mowie się wyrażać. Są sprawy, które powinny być, ale niekoniecznie powinny być opisane. Rozmowa snuła się rzewna, ale i bez popadania w ton martyrologiczny. Ot, chodzą stare dziady i piją wódkę. Biletów na to by nikt nie kupił. Wydarzenie ekskluzywnie nie na sprzedaż.
Wiadomo, Madonna to ikona i swego czasu mega figurzasta postać, a w połączeniu z zuchawłym spożyciem napojów z puszki, przez zwykłego - a co dopiero zuchwalego! - puszkarza, to dopiero zabójczo emocjonalny koktajl. I ten krzyżak... Tylko w Malborku!
Wydarzenie zostanie z pewnością powtórzone.
Odbyła się też majówka wyjazdowa. Była bania, były bzy, pachniała trawa ścięta i tą trawę pies nasz jadł i wydalał na schwał. Tak. I szczekał. Reja oszalała. Teren ogrodzony i ona, pani na włościach. 4,5 kilo żywej wagi psa stróżującego. I gitara. I grill. I już. Opada kurz.
Syn wrócił z wycieczki do Katalonii. Podobało się. Pokaz zdjęć trwał ponad godzinę. Królowało muzeum z pracami Salvatora Dalego.
Ok. Było dużo, dużo wiecej, ale wiadomo, ten brak czasu tak dolega. Może jeszcze tylko focia z Bydgoszczy, z mojego ulubionego tam kościoła. Cudeńko.