czwartek, 31 grudnia 2015

Zagrożenia - bo jakżeby inaczej?! - na Nowy 2016 Rok



Groza, jak powszechnie wiadomo, jest powszechna. W planie ogólnoświatowym: terroryzm, wojny, głód, uchodźstwo, katastrofy klimatyczne, śmierć i pożoga masowa. W planie krajowym: Antułan i reszta ministrów z nadpremierem w tle… właściwie to wystarczy… W planie osobistym zaś: Erło 2016. Jakoś tak się wydarza, że właśnie w rytmie Erło pulsuje moje afektowanie i choć na co dzień jestem człowiekiem pogodnym (tzn. rozpoznaję główne zjawiska pogodowe, takie jak: deszcz, śnieg, wichura itp.), to w roku Erło ewidentnie mi się pogarsza. Odkąd nasza, polska, narodowa reprezentacja zaczęła awansować do turnieju finałowego, odtąd ja regularnie zacząłem popadać w tarapaty. Może to przypadek, może to zbieg okoliczności, ale nie ukrywam, że pod tym względem nadchodzący rok jawi mi się niebezpiecznym. Może wyjście z grupy coś zmieni w tym zakresie, może – o ile nie wyjdą – styl, w jakim w grupie zostaną, da mi siłę, może tak?.. Sprawdzę to na własnej skórze i na innych fragmentach mojego eksperymentowanego organizmu.

Innym niebezpieczeństwem, jakie czeka mnie w przyszłym roku, będzie moje kolano. Konkretnie prawe kolano. Zmniejszyłem przebiegane odcinki, co staram się nadrabiać regularnością, ale ono i tak skrzypi. Jeszcze chwila i zamienię się w truchtolenia, co uprawia truchlenie po okręgu. Już teraz tempo spada, już teraz sam sobą pogardzam, a co będzie gdy zostanę biegowym chefalumpem? Będzie groźnie. Rok fizycznych uszkodzeń organizmu w roku Erło, to może być koniunkcja ponad moją cierpliwość/wytrzymałość. A jeżeli do tego dojdzie jeszcze np. zakończenie kariery przez np. Edytę Górniak, to cios będzie zbyt silny. Niestety…

Rodzina… Rodzina jest niebezpieczna w sposób permanentny, zwłaszcza dzieci, w myśl zasady, że małe, to mało niebezpieczne, a ze wzrostem poziom zagrożenia narasta, no i nie da się w tym kontekście ukryć, że chodzi o Wiktora… Nie wiemy, jak on to robi i skąd bierze budulec, bo nie z jedzenia, ale jednak go przybywa. Chłopak większy, to i konflikty, problemy, dramaty też są większe. W przyszłym roku znowu większa kurtka, buty, czapka, może łóżko?

Praca. Tak… Są dwa główne problemy związane z pracą. Pierwszy jest taki, że się ją ma i -  chociaż się nie chce! - trzeba pracować, a drugi taki, że się jej nie ma i – chociaż się chce! – nie można. Oby żaden z tych problemów nie spotkał mnie w nadchodzącym roku, ale niebezpieczeństwo jest. Aha! Wham! Moment! Z pracą wiąże się jeszcze jeden problem, kładący się cieniem na całość życia ludzkiego, a mianowicie: zarabia się za mało! Zawsze i wszędzie! Oby mi zatem realna siła nabywcza się klapnęła w Nowym Roku 2016!

Worek zagrożeń: jedzenie modyfikowane genetycznie, rak we wszystkich gatunkach i lokalizacjach, zgony i choroby osób bliskich, awarie samochodu, bezsenność, ślepota, niemożność czytania, konsumpcjonizm, brak grzybów na jesień w lasach, głupota, psy (ale tylko takie, które gryzą), zadławienia i zachłyśnięcia, film o katastrofie, przyrost masy ciała, klęska urodzaju/nieurodzaju, że się spadochron nie otworzy, osy, pomysł na i realizacja tatuażu, agresja…

Jak wiadomo, powyższy katalog nie ma końca i pewne jest tylko to, że coś z niego się zdaży. Oby jak najmniej. Czego oczywiście Państwu życzę. Tak… Zakończyłem pogodnie, gdyż jak wiadomo, póki co pogoda nam dopisuje.

Na absolutny koniec roku zaś coś skrajnie już optymistycznego - ciąg logiczny, proces technologiczny!





Zatem, pamiętając że ciągnie ciąg do ciągu i biorąc pod uwagę, że miłe złego początki, ale jednocześnie rozumiejąc powagę i powab sytuacji, życzę udanej zabawy. Przez zabawę do zbawienia! I pamiętajmy - idea zaangażowanego humanitaryzmu! - iż pomimo różnych etykiet i opakowań każdy z nas już ma - a około 23.30 jeszcze bardziej będzie miał! - w środku to samo! Analogicznie do ostatniego zdjęcia.

piątek, 18 grudnia 2015

Grudzień 2015 - no sam nie wiem... jest nerwowo...



Dramat poranny z 16 grudnia. Patyczak wyliniał i w trakcie tego linienia utracił kończynę. Jak uprzedzał nas ekspert w dziedzinie patyczakologii, jest to zjawisko zupełnie normalne i naturalne dla patyczaka (zarówno utrata, jak i samo linienie), ale syn nasz Wiktor i tak przeżył to ciężko. My też. Wszystkie ciężkie przeżycia syna dla nas są równie ciężkimi, o ile nie cięższymi, bo jesteśmy ciężsi. Dramat wagi cięższej.

Pogłębia się nocoróbstwo parlamentarne. Wbrew starej zasadzie głoszącej, że kto śpi ten nie grzeszy, partia prezesa – bez wnikania w merytorykę nawet! – grzeszy. Dla wzmocnienia motywu około sennego można wypowiedź rozwinąć o uwagę, iż o ile partia prezesa nie śpi, to jej rozum i owszem zdaje się kimać, z czego wynika, że partia prezesa nie dość, że grzeszy, to jeszcze budzi demony…

Kupiliśmy choinkę. Żywą. Choć Wiktor serdecznie poprosił, by nie nazywać jej żywą, bo jaka tam ona żywa! Mówmy więc naturalna. Już nie żywa, choć jeszcze nie martwa, zatem - choinka w agonii  została wczoraj przez nas ubrana, żeby nie obrażać golizną swą i nie gorszyć, a raczej polepszać. Budujemy atmosferę!

A dzisiaj wybieramy się do kina na – nomen omen – „Przebudzenie mocy”. Nomen Onet zaś, za GW podaje, iż „Urzędnicy MON w nocy weszli z Żandarmerią Wojskową do Centrum Kontrwywiadu NATO”. Wyglądam za okno… Świeci słońce, czyli można czuć się bezpiecznym. Za dnia Złe śpi. Dobrego dnia zatem życzę.

wtorek, 15 grudnia 2015

Bezkres kropki


Sprowadzam się do kropki. Kropka. W grudniu zdarza mi się to częściej, niż na przykład w czerwcu. Te noce w ciągu od południa aż do wczesnych godzin przedpołudniowych dnia następnego, z krótkim tylko przebłyskiem światła, temperatura zdecydowania poniżej przyjaznej i na dokładkę opady wszystkiego, co może opadać. Tematy nie chcą się poruszać, od ogółu do szczegółu wszystko zastyga i tężeje z braku tężyzny. Nawet do biegów nie mogę się przemóc i wykorzystuję w tej kwestii przeciwko sobie wszystko, co kiedykolwiek – nawet w pijanym widzie - powiedziałem… A już za chwilę kolejne Boże Narodzenie… Obawiam się, że nic z tego nie będzie… Kropka. Miałbym kreskę, to jeszcze mógłbym morsem nadawać, a tak? Nie ma szans. Kropka bez kreski, to mniej niż kreska bez kropki. Normalnie, kurwa, bezkres kropki… Po horyzont. ;-).

czwartek, 10 grudnia 2015

W grudniu, jak w garncu



Polityka zewsząd twarz wytyka… Ale może by tak umknąć od tematu? Z drugiej strony wydarzenia dookoła Trybunału Konstytucyjnego niepokoją… Kto wie czy nie przyjdzie nam stanąć na barykadach, a przynajmniej jakoś wyrazić swoje zdanie w sprawie?..  No, zobaczymy. Na ten moment bank, który udzielił nam kredytu hipnotycznego na mieszkanie, w którym mieszkamy sobie rodzinnie, podnosi marżę w związku z zapowiedzią wprowadzenia nowego podatku. Na szczęście (dla nas) sprawa ma dotyczyć tylko nowych kredytów, ale kto wie, co będzie dalej? Kto wie? Ręce do góry!

W teatrze byliśmy na przedstawieniu dla dzieci. Utwór był o przygodach Pippilotty Wiktualii Firandelli Złotomonetty Pończoszanki. Oprawa bardzo mi się podobała, samo przedstawienie mniej, ale obyło się bez dramatu. Najważniejsze, że sztuka podobała się dziecku, gdyż do dziecka była adresowana. Do mnie działania Teatru im. Wilama Horzycy nigdy jakoś specjalnie nie przemawiały. Może ja za mało wrażliwy jestem, może nieelegancko trzeźwy do teatru przychodzę, a może zupełnie i po prostu jestem prostakiem, ale jakoś do mnie przedstawienia tego teatru nie trafiają. Byłem tam kilka razy i nic. Całe przedstawienia szły obok mnie. Hm… Jeszcze sobie przypominam, że jak byłem na przedstawieniach teatru niszowego, konkretnie Teatru Wiczy, to miałem to samo… Też kulą w płot we mnie strzelali, razili sztuką swą, a ja nie porażony oddalałem się na nogach. Może ja ateatralny jestem? Będąc jednak swego czasu na rockoperze o Jezusie w teatrze Muzycznym w Gdańsku i owszem doznałem wzruszeń… Może zatem mój teatralny niedowład ma charakter miejscowy? Nie wiem, cóż, bywa. Znieczulica miejscowa.

O! Spotkanie towarzyskie w formie obiadu miało miejsce w łikend ostatni. Dawno już nie byłem spotykany towarzysko i muszę przyznać, że na spotkaniu było miło i towarzysko. Może wynikało to z faktu ogólnie uprawianej przez zebranych ludzi wzajemnej do siebie sympatii, może poparcie tejże alkoholem wzmogło nastrój (we mnie wzmogło), a może zadziałało coś zupełnie innego. Nieważne. Było miło. I towarzysko. Poza kilkoma wyjątkami oczywiście, ale nie ma się co dąsać, ansać i kąsać. Towarzysko.

Nadal biegam i trzeba to wyznać: samo zaparcie to za mało by „nadal biegać”. Do tego potrzeba czegoś więcej, bądź też czegoś mniej… Ogólnie mówiąc: sprawa jest tajemnicza i mroczna i na 100 % zaangażowane w kwestię są siły upaprane potocznie zwane nieczystymi. Biegam sobie ostatnio już nie tylko jak szczur w kółko po stadionie, ale wyprowadzam się na spacer wzdłuż Trasy Średnicowej i zapętlam by wracać ulicą przy której stoi Radio. Owo radio, emitujące katolicki głos w Twoim domu. Radio, którego nie słucham, a które napisane ma na ścianie, że ono już 25 lat gra w służbie: Bogu, Kościołowi, Narodowi… Tak, chyba tak to idzie i w takiej kolejności właśnie: od ogółu do szczegółu. Obok takiego napisu sobie przebiegle i mrocznie przebiegam zastanawiając się, co na to wszystko mniejszość niemiecka?

Kończąc czekam na ciąg dalszy wydarzeń w kraju i za granicą też. Mając zaś na względzie, że Święta Bożego Narodzenia tuż, składam wszystkim trzem/trojgu czytelnikom niniejszego bloga/blogu serdeczne życzenia. Niech Wam będzie!

wtorek, 1 grudnia 2015

Nie ma mnie, ale...

... ale podobno jeszcze będę. Oczywiście nie mogę niczego zagwarantować, niczego obiecać, zapisać się nie mogę na żadną listę społeczną czy inną jakąś nawet aspołeczną. W planach jest (co prawda - to prawda) wizyta w teatrze i kinie, bo bilety są kupione, ale czy dożyję, dotrę, nie oślepnę w słynnym międzyczasie? Wiadomo, że nie wiadomo.

Z galanterią zdjął melonik.