poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Zapasy słońca



Wekowanie weekendu. Ach! Gdyby możliwe było magazynowanie czasu, w którym wszystko gra, współgra, pasuje, jest ok. albo przynajmniej nie uwiera i nie zgrzyta. Bo też nie chodzi mi o mitomańskie powroty do mlekiem i miodem płynącej krainy dzieciństwa, czy w przeszłość jeszcze bardziej szemranego czasu przed mitycznym upadkiem. Nie. Chodzi mi o zwykły, całkowicie ziemski i wręcz przyziemny weekend spędzony m.in. w Bydgoszczy. Był superspacer, na którym zbierane były bydgoskie pokemony. Była wizyta w teatrze na Jacku i Placku z muzyką Lady Pank i coś tam jeszcze było, ale już nie pamiętam. Było bez szału, ale też bez dołowania i marazmu. Było stabilnie miło.


Tak było. To już prawie miesiąc temu. A teraz jakby grzęznę i nie wiem czy to jakby meteopatycznie, czy może jakoś bardziej organicznie niedomagam?.. Jakby nie było, to w związku z niemocami słownymi zamieszczam obrazki. To wszystko jest wiosna. Tysiąc twarzyw wiosny.





Zwłaszcza ta ostatnia fotka, z wczoraj, jest wiosenna. Będzie lepiej!

piątek, 14 kwietnia 2017

Jak Kaczka Misia pogoniła, czyli Wielkanocna anomalia śród źwierzątek



Jak będzie w tym roku wyglądać święto w domu Misia, który tak bezpardonowo został zaatakowany i właściwie skasowany przez agresywną Kaczkę? Jak ze smakiem pochylić się nad żurem, jak udać do kościoła ze święconką, kiedy wszyscy patrzą i nie wszyscy współczują i kiedy trzeba tam pojechać na własną rękę, prywatnym wozem, bądź – upodlenie i upadek – pójść na nogach? Jak żyć Panie?! Jak żyć Panie Ministrze?! Znowu apteka? Znowu codzienność i szarzyzna? Mysie bobki przy listwie przypodłogowej… Czy Miś da radę? Czy temu Misiu po półtora roku działalności w sferze publicznej, do której – jak to się okazało po wnikliwej i dogłębnej analizie komisji – nie miał kwalifikacji, uda się podjąć trud istnienia?.. Jechał, kierował ciężką wojskową ciężarówką, odbijał z rąk wrogów, bronił i żywił, a tu du-i-pa, bo bez zaplecza. Niesiony chyba tylko wiarą, nadzieją i zapałem, wrodzoną smykałką i talentem stawał na barykadach, toczył bój za bojem, unosił siebie na falach w tym eteru też, ale do czasu… Nie pomógł nawet doping i słowa otuchy płynące wprost z Torunia. To nie będą raczej zbyt radosne święta, no chyba, że jakiś prezent jednak osłodzi temu młodemu człowiekowi ów trudniejszy moment w życiu. Może Mikołaj przyjdzie już na wiosnę? Święta, to czas cudów, nie można o tym zapominać!

Ze swej strony zaś, niesiony zawodowym zapałem i muzyką relaksacyjną (tu i ówdzie tylko przeplataną Ave Maryja i Requiem), pragnę złożyć wszystkim trojgu czytelnikom niniejszego bloga/blogu najserdeczniejsze życzenia, aby nie dręczyły ich dreszcze, torsje, erupcje, wyrzuty bycia wyzutym/tą z sumienia. Niech ten nadchodzący czas, który – jako się rzekło – nadchodzi, skoro już nadchodzi, to przyniesie ze sobą istotnie zmianę na lepsze, bez jednoczesnego pogarszania na gorsząco gorsze. Niech po całości kwiat zakwitnie, ptak zaćwierka, niemoc ustąpi, a wymaz z ucha jednoznacznie wykluczy najgorsze. Niech sny śnią się sennie i łagodnie, bez chłodu, głodu i innych apopleksji. Samoakceptacji, samokontroli, samoświadomości, samouwielbienia, ale w granicach prawa i zdrowego rozsądku. Bo zdrowie, w tym rozsądek, jest najważniejsze! Oczywiście pobożne życzenia bezbożnych nie muszą się spełniać, nie ma najmniejszego powodu by czynnik decyzyjny reagował, ale… Nadzieja to jest potwór karmiący się odpadkami, jest jak koza – zeżre wszystko i jeszcze da mleko. Właśnie… Zatem: na zdrowie i do zobaczenia! A co się zobaczy, to się jeszcze zobaczy.

Acha, jacyś radykałowie znowu namazali na ścianie. Klimat może nie jest świąteczny, ale skoro już wroga wytropili i wskazali, to - ku upowszechnieniu i ku przestrodze - zamieszczam.