środa, 10 maja 2023

Sprawozdanie zaległe

Zaniedbanie, zaniechanie, zawiecha. A może po prostu ten brak czasu tak dolega? Wszystko z tego i cóż z tego i nic z tego. Garść fucktów.

Po chorobie się podniosłem i poszedłem biegać i nawet pobiegłem. To jest wiadomość, bez której nie da się żyć, jak – jak wiadomo – bez 99 % informacji przeze mnie podawanych. No więc biegłem. Powoli, przez las, porannie. Świeciło słońce. Było git. Liście już są, zielone, nowe, podświetlane słońcem aż rażą. To jest ten moment, którego nie powinienem przegapić i którym dobrze byłoby się ucieszyć. Wczoraj, właśnie wracając z przebieżki, ze zdziwieniem zauważyłem, że za chwilę będzie dziewiętnasta, a wciąż świeci słońce. Szok! Na mnie też świeci słońce.

Spotkałem się z kolegą. Łikendowo, w mieście rodzinnym, w celu zrealizowania drobnych prac naprawczych i towarzysko-alkoholowym. Ależ to było spotkanie! Jak znasz kogoś ponad czterdzieści lat i nadal dobrze się czujesz w tym towarzystwie, to coś znaczy. Powiem tylko tyle, że po części zadaniowej przeszliśmy do części sentymentalnego spaceru po mieście młodości, grzechów, błędów, upadków, ale i wzlotów, odlotów, uniesień, zachłyśnięć i zakrztuszeń. W celu prawidłowego przeprowadzenia spaceru przygotowałem – pierwszy raz w życiu! – alkoholowy napój spacerowy. Zakupiłem dwie butelki pepsi, po czym odłożyłem część pepsi na bok, a na jej miejsce wprowadziłem wódkę. Przepis jest prosty, ale skuteczny. Zero witamin, minerałów, zero czegokolwiek zdrowego, po prostu dwie trucizny zmieszane w proporcji tylko wzmagającej ich trucicielskość. To nie mogło nie zadziałać! I żeby nie było, że nie piliśmy piwa! Piliśmy, bo odwiedziliśmy lokal naszej młodości. Jest w Malborku niewiele knajp, ale jedna z nich stoi 300 metrów – w linii prostej - od mieszkania (ważne w kierunku „do”, ale może ważniejsze w kierunku „z” - jaka linia prosta?..). I w dodatku mieści się w zabytkowej budowli. To jest gotyk na dotyk! Czym tam człowiek tego gotyku nie dotknął! Niejedna twarz nosi w sobie ślady cegły gotyckiej i nie chodzi tu o zachwyt wyrażony w kawałku taty Kazika, że coś tam, coś tam, co „tak gotycki mają rys”. W tym przypadku zarysowanie gotykiem, jego dotyk i muśnięcie, to był cios, żeby nie powiedzieć pierdolnięcie!

Ok. Powróćmy do czasów aktualnych. Zatem spacer. No spacer… No nie ma co za wiele w mowie się wyrażać. Są sprawy, które powinny być, ale niekoniecznie powinny być opisane. Rozmowa snuła się rzewna, ale i bez popadania w ton martyrologiczny. Ot, chodzą stare dziady i piją wódkę. Biletów na to by nikt nie kupił. Wydarzenie ekskluzywnie nie na sprzedaż.


Wiadomo, Madonna to ikona i swego czasu mega figurzasta postać, a w połączeniu z zuchawłym spożyciem napojów z puszki, przez zwykłego - a co dopiero zuchwalego! - puszkarza, to dopiero zabójczo emocjonalny koktajl. I ten krzyżak... Tylko w Malborku!


Wydarzenie zostanie z pewnością powtórzone.

Odbyła się też majówka wyjazdowa. Była bania, były bzy, pachniała trawa ścięta i tą trawę pies nasz jadł i wydalał na schwał. Tak. I szczekał. Reja oszalała. Teren ogrodzony i ona, pani na włościach. 4,5 kilo żywej wagi psa stróżującego. I gitara. I grill. I już. Opada kurz.

Syn wrócił z wycieczki do Katalonii. Podobało się. Pokaz zdjęć trwał ponad godzinę. Królowało muzeum z pracami Salvatora Dalego.

Ok. Było dużo, dużo wiecej, ale wiadomo, ten brak czasu tak dolega. Może jeszcze tylko focia z Bydgoszczy, z mojego ulubionego tam kościoła. Cudeńko.