poniedziałek, 28 października 2013

Projekt okładki

Psychologia sądowa - Stanik Jan M.

Dobra robota projektanta okładki, to bardzo ważne na trudnym rynku!

Oczywiście sam autor też jest ważny. :-)

Czyli o czym jest ta książka?

piątek, 25 października 2013

Pisał do mnie Robot....

Tak... Pisał do mnie Robot i choć było to miłe, jednak w końcu musiałem coś z tym zrobić... Ja mam rodzinę, Robot pisał coraz odważniej, coraz bardziej nie po angielsku, no i w końcu zdecydowałem się ustawić zabezpieczenie w komentarzach. Żegnaj Robocie... Weryfikacja obrazkowa Cię załatwi. Mam nadzieję.

Chciałem zainteresować wątrobą

 Tak, właśnie tak, jak w tytule. Skoro ludzie piszą o wszystkim i niczego się już nie trzeba wstydzić, to ja bym chciał zainteresować Państwa - troje czytelników niniejszego bloga - wątrobą, konkretnie zaś moją wątrobą. Potocznie i plebejsko WĄTROBA kojarzy się wiadomo z czym (patrz: mit o Prometeuszu, itd.), mniej przyziemnie i nieco bardziej wzniośle też wiadomo z czym się ona kojarzy (patrz: marsjańskość wątroby – zagadnienie medyczne opisane w poczytnej pozycji „Wątroba jest z Marsa, a reszta jest milczeniem”, problem „obcości” organów wewnętrznych jest tematem ciekawym, ale nie będę go tu teraz rozwijał, choć, aż się prosi…). Mnie – oczywiście - interesuje tylko i wyłącznie skojarzenie elitarne, jedyny gatunek skojarzenia, na jakie zasługujemy my: moja wątroba i ja… Ach… - bolesne westchnienie. Więc moja wątroba i ja mamy złe wyniki, może nie tak złe, jak nasza reprezentacja piłkarska, ale jednak złe. Przejdźmy do meritum (wyznanie): mamy za dużo chorego sterolu. Uff.. Powiedziałem to, ekshibicjonistycznie wywaliłem to z siebie. Ok. Mam nadzieję, że Państwo zostało zainteresowane, a teraz – zgrabnie – przejdźmy do ciągu dalszego, czyli: co mi leży na wątrobie, krótki przegląd.

1.  „Produkt urodowy” - od jakiegoś czasu w radio słyszę reklamę, w której jakaś aktorka zachwala coś takiego właśnie i nie wiem, czy to jeszcze jest język polski, czy może tylko ja się zagapiłem i nie spostrzegłem zmian? Ale w sumie… Skoro istnieje coś takiego jak „produkt narodowy”, a w piosence ludowej tu i ówdzie słychać o tym, że ktoś wygląd ma „…ujowy”, to może i „produkt urodowy” jest ok? A może właśnie w ramach reklamy powinno się te dwa „owe” przymiotniki zestawić, że niby: „Jeśli wygląd masz chujowy, zakup produkt urodowy!”.
2. Ktoś oblał Jakuba Wojewódzkiego. Ogólnie postulat mój jest taki, żeby - jeżeli ktoś kogoś irytuje (i odwrotnie: kogoś ktoś - to też!) - to żeby tego kogośktosia olewać, a nie oblewać. I co tu właściwie dodawać? Chyba nic. Olewam temat. Olewuar - że tak z francuska się z tym zagadnieniem rozminę.
3. Teraz o problematycznych skojarzeniach. Trwa od jakiegoś czasu batalia o powrót „starego” systemu nauczania, czyli m.in. o to, żeby dzieci szły do szkoły w wieku lat siedmiu, a nie sześciu. I w związku z tym pojawił się w GW artykuł „Bitwa o sześciolatki”, który mnie, niestety – w dużej mierze w związku z działalnością abp Józefa – skojarzył się raczej z możliwym do zrealizowaniem w telewizji realitiszoł!.. „Witamy, witamy w naszym najnowszym formacie! Tylko u nas będzie mogli z bliska zobaczyć, jak księża z czterech parafii w naszym kraju, walczą o zwycięstwo w tym niesamowitym, jedynym w swoim rodzaju Szoł! Dwa tysiące kamer, w tym te zamontowane w konfesjonałach i w łaźni ukażą Państwu dramaturgię zmagań, radość zwycięstwa i gorycz porażki, których niewątpliwie będziemy świadkami! Przypominam, że wszyscy widzowie, mogą przesyłać do nas smsy z nazwiskiem najsympatyczniejszego Pasterza. Koszt smsa, to jedyne 3,33 zł (w tym VAT), a spośród esemesantów wylosujemy szczęśliwego zwycięzcę, który otrzyma wiekuisty odpust grzechów! Także… No… Warto, warto!!! A teraz już rozpoczynajmy! Dzieci niecierpliwie czekają, zatem: Bitwę o sześciolatki czas rozpocząć!”. Kwestia pedofilii w ogóle, a - z zamiłowania do instytucji - kwestia pedofilii w Kościele Katolickim i sposobów sobie z nią radzenia leży mi na wątrobie bardziej niż „produkt urodowy”.
 4. Wcześnie robi się ciemno, a od niedzieli będzie się tak robić jeszcze wcześniej. Im jestem starszy, tym bardziej jestem światłoczuły i tym bardziej brakuje mi lumenów i luks(us)ów. Wczoraj znowu biegałem w ciemności i znowu zastanawiałem się, czy nie zostanę czymś obrzucony (w najlepszym razie wiązankami mięsa) przez młodych ludzi raczących raczyć się piwem, a także – występuje w parze - papieroskiem. Muszę przyznać, że trochę jestem tym sfrustrowany, bo niby sport to zdrowie, ale w takich okolicznościach przyrody, to różnie może się skończyć. Na marginesie: Ech… Rozumiem ich… Młodzi mogą raczyć się bezkarnie, bo potem, to już jednak onkologia staje się bardziej namacalna i na wyciągnięcie – niestety - nie tylko ręki…
Na zakończenie zaś konstatacja ogólna, że ogólnie to nie jest źle, że ogólnie, to prawie w ogóle nie ma się czym przejmować, a wątroba – jako jedyny tak ważny organ –  to ona potrafi odrosnąć! To przecież na jej widok wszyscy transplantolodzy uśmiechają się szeroko i – pomimo wiedzy i doświadczenia! – niemal z niedowierzaniem kiwając głowami, mówią: „Ho, ho, ho, ale ty urosłaś!”. I jakby mogli, to by ją wysoko, wysoko unieśli w ramionach i zakręcili się z nią, jak w filmach się zakręcają rodzice ze swoimi uniesionymi w powietrze pociechami, no, ale nie mogą, bo wiadomo, że to by mogło pacjentowi zaszkodzić, a tego żaden transplantolog nie chce! Zróbmy to zatem my! Na chwałę, na cześć i w podzięce za wszystko: w górę wątroby! I: wiara czyni cuda! Hm… Czy to cuda czynią wiarę?! Odwieczny dylemat: jajko czy kura? Popijać czy nie popijać? Ok. Koniec.

poniedziałek, 21 października 2013

Dawno, dawno temu!

Dawno, dawno temu, mnie tu, mnie tu nie było… Bo gdzie indziej, to oczywiście bywało się – ha! – i to jeszcze jak się bywało! Bywało się nie lada! Wręcz PRZEbywało się! W przepychu siebie się gościło! Ok. Tyle tytułem wstępu, a wypowiadając się sensowniej, to nie ma co sobie języka strzępić.
Jesień jest – to wiadomo. Im jestem starszy, tym czas jest szybszy, a ja wolniejszy. I kiedy myślę sobie o tym, co wydarzyło się te – powiedzmy – 5 lat temu, to właściwie wydaje mi się, jakby to było wczoraj. Za kilka lat z równą łatwością będę wspominał II Wojnę Światową, a za kolejnych kilka otrę się we wspomnieniach o dinozaury wolnobiegające po okolicy, tak będzie, bo takie są prawa wieku i czasu. Od pisania notek odstręcza mnie poczucie miałkości tego działania. Odstręcza mnie też standardowy brak czasu letniego i zimowego, ale poczucie bezsensowności tego typu działalności – w moim wykonaniu - jest najistotniejszym motorem braku motoryki w tym kierunku. Jestem najsłabszym ogniwem wszelkich zdarzeń i potrafię je unieważnić samą tylko swoją obecnością. Nie zaproszą mnie do Watykanu na kanonizację… Ech… Tak… Z drugiej strony mógłbym być używany przy różnego rodzaju katastrofach i kataklizmach. No… Charytatywne umniejszanie problemu głodu w Afryce… Może PAH przestanie przysyłać mi przekazy do wypełnienia, a zamiast tego wywiezie mnie w teren i tam będę bagatelizował, ujmował, relatywizował i marginalizował problem?
Jesień po prostu, czyli elementarne braki w motywacji i we wierze i nawet okrzyk bojowy, głoszący, że: Jestem ZWYCIĘZCĄ!!! - na niewiele się zdaje. I żeby nie było, ja nie narzekam, po prostu nie i już! Mógłbym i owszem, mógłbym strumieniami świadomości zasilić rzeki i morza i zalać nie tylko najbliższą okolice, ale i kilka dalszych miejscowości podtopić, to się zawsze da zrobić, ale kiedy już we mnie wzbiera wyznanie i otwarcie się tam/zapór, to jakoś tak spać mi się zachciewa, a przed oczami staje Okrutny Krytyk i Szyderca (postaci realnie występujące we wszechświecie). No i fala opada. Tak…
Jesień, to jesień, a wiśnia, to wiśnia… I to jest mój głos w sprawie nie zabierania głosu, można go traktować jako pusty głos wrzucony do urny w czasie demokratycznych – a jakże – wyborów. Milczenie jest złotem!