środa, 11 marca 2015

Kronika zaglądania w ciemność

Sobota

Urodziny Roberta. Hej, hej hej! - tu wasz reporter ze swojego reporterskiego szlaku. Tym razem byliśmy zaproszeni na imprezę urodzinową Roberta (pseudonim literacki R.). Impreza owiana była mgiełką tajemnicy i kryła w sobie niespodziankę. Jako że niespodzianek nie lubię, oczekiwałem jej z niepokojem. Na szczęście niespodzianka nie okazała się być szalonym konkursem rodem z wiejskich wesel – wiecie: zapałki zbierane ustami wprost z młodych dziewcząt, macanie kolan przez owłosionego jubilata, czy inne atrakcje z użyciem balonu, butelki, stroika – a polegała na wykonaniu piosenek przez młody zespół, a konkretnie duet. Takie rockowo-punkowe Modern Toking z Bydgoszczy – oczywiście bez obrazy. Dla nikogo. Więc to była atrakcja tego wieczoru. Panowie zagrali głośno, z minimalnie tylko dającym się usłyszeć wokalem, ale – z tego, co wiem - wynikało to nie z ułomności artystycznej, tylko z problemów natury technicznej. (Na marginesie: natura techniczna to jest niezły oksymoron). Bębny było słychać bardzo dobrze, a gitarę też bardzo dobrze. Dla porządku zauważę w tym momencie, że spotkanie odbyło się w legendarnym toruńskim klubie „Od Nowa”, który w sobotni wieczór był nieprzyzwoicie wręcz pusty, co mocno mnie zaskoczyło. Ale ubikację mają bardzo ładną i choć nigdy nie byłem na koncertach ku pamięci Grzegorza Ciechowskiego, to sam kontakt z WC lokalu mówi czarno na białym, że mamy do czynienia z kultową kolebką GC. Poniżej reportażowy cykl zawierający również ekskluzywną fotę z kategorii: "Ol Baj Majselfi".



Co zaś do samych urodzin… Miłe towarzystwo, hipnotyzująca i przykuwająca uwagę sesja gry komputerowej wyświetlana na ścianie, morze alkoholu i orzeszki – czegóż chcieć więcej? Tak z pewnością wygląda RAJ i oby w takich właśnie aranżacjach przyszło nam wypoczywać po trudach doczesności, zakończonych obskurnym paroksyzmem bólu i strachu - w obliczu nie domagań medycyny paliatywnej finansowanej w ramach NFZ - kiedy to własnoręcznie i po domowemu ratować się będziemy paracetamolem i modlitwą. RJG (Rak Jelita Grubego) kontra PARAC (Paracetamol)! Starcie gigantów! Takie WMA bez ściemy. Ok. Urodziny uważam za udane, a prawdziwą wisienką na torcie był nocny spacer przez miasto, z morzem alkoholu niesionym w jednej ręce i dającą oparcie, silną dłonią solenizanta w drugiej.

Niedziela

Po sobocie zakończonej około trzeciej nad ranem, niedziela powinna nadejść najszybciej około dwunastej w południe w poniedziałek… Ok., trochę przesadzam, ale niedziela - po takiej sobocie - powinna być delikatna i zwiewna, powinna poruszać się ciszej od najcichszego Indianina z powieści Karola Maya, powinna w końcu być zwyczajnie i po ludzku wyrozumiała. Niestety… Wojna nie wybiera terminów i nie czyta powieści Karola Maya, a w ramach ciągu dalszego urodzin Roberta zaplanowane zostało odbycie - przez gości jeszcze nie tak dawno świętujących w warunkach pokojowych - potyczki militarnej. Batalia realizowana miała być przy pomocy broni laserowej, plus z tego wyboru był taki, że broń laserowa jest bronią cichą, ale czy na tyle cichą?..
Z wielkich zagadek godnych zainteresowania się nimi przez Bogusława Wołoszańskiego jest ta kryjąca się za pytaniem: jak Robert dał radę wstać? Tego nie wiadomo. Słyszało się w kuluarach, że na spotkanie tak naprawdę wcale nie przybył Robert… Naoczni świadkowie wspominając po latach tamten dzień zauważają nadzwyczajną wręcz woskową barwę jego skóry i mocno nieruchome źrenice… Czyżbyśmy mieli do czynienia z kolejnym sobowtórem, z kolejną bezprecedensową ingerencją służb? Niestety… Odpowiedzi na to pytanie nie poznamy za życia tego pokolenia…
A ogólnie, to strzelanina się udała. Stroboskop walił po oczach. Raz przycupnąłem przy maszynie od dymu i przez chwilę byłem w chmurze. Ni cholery, konsekwentnie i do końca imprezy nie połapałem się, jak się obsługuje broń (przeładowywanie magazynków zwłaszcza). Reakcję na fakt zabicie mnie miałem spowolnioną i tym samym raz jeszcze dała o sobie znać moja niezgoda na śmierć w młodym wieku. Chodziłem więc martwy i świeciłem czerwoną diodą na czole. Nie, nie byłem, nie jestem i nie będę dobrym żołnierzem… Jest mi wstyd z tego powodu. Spędziliśmy tego dnia z półtorej godziny w piwnicy i wszyscy wyszliśmy odmienieni… „Kanał” ponad pół wieku później.

Poniedziałek

Per rectum mobile. Będę żył. Nie wierzę w to, że już tutaj wiecznie, ale przez jakiś czas na pewno dam radę. Tyle wiem po wizycie u lekarza. U TEGO lekarza. Ale żeby nie było zbyt „różowo”, to nadal prowadzona jest diagnostyka. Dostałem receptę na tabletki i zaproszenie na wizytę kontrolną – ho, ho, ho! Sprawdzimy czy pomogło! Piguły łykam (i nie tylko) przez trzy tygodnie, a ocenimy skuteczność już podczas wizyty kontrolnej w lipcu br. Super!

2 komentarze: