poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Kwiecień dla Polaków niebezpieczna pora

Kwiecień plecień, bo przeplata, to ja może też trochę poprzeplatam? Tak, poprzeplatam.
1 kwietnia – Prima Aprilis. Dzień, w którym płata się żarty, figle, psikusy. No… Pierwszym psikusem, jakiego doświadczyłem, był fakt, że muszę rano wstać. Ba! Wstać! Otworzyć oczy, zareagować jakoś po ludzku na obrazy cisnące się przez otwarte oczy, zrobić te miliony rzeczy, jakie są niezbędne do tego by wstać. Sen jest ok, sen sankcjonuje Upadek, ale sen się kiedyś kończy, świadomość wraca i pewnych rzeczy nie da się przemilczeć, ukryć przed sobą samym. W Prima Aprilis też trzeba wstać i z jednaj strony można to – wobec oczywistej niemożności powstania - potraktować, jak żart, ale z drugiej strony wiemy, że-  wobec przygniatającej nieuchronności – to wcale nie jest żart. Tak ogólniej chciałbym zauważyć,  że „żart” bywa czasem etykietką dla kłamstwa i Prima Aprilis do takich właśnie „żartów”  skłania te intelektualnie słabsze jednostki. „Masz plamę na spodniach” – mówi jeden drugiemu i oczywiście mówi nieprawdę, ale mówiąc to wcale nie kłamie tylko właśnie „żartuje”.
2 kwietnia. Oficjalnie Polska tonie we łzach, Polska pali świece, Polska wspomina, a w Toruniu Caritas organizuje akcję „Nordic walking, czyli okaż sobie miłosierdzie”. Mieszkańcy grodu Kopernika w hołdzie dla JP2 przemaszerowali przez miasto z kijkami. Ze zdjęcia zamieszonego w GW wnoszę, że średnia wieku maszerujących wyniosła ok. 56 lat. Szkoda, że młodzi uciekli z kadru albo po prostu się nie włączyli. A może włączyli się do kadry narodowej, tak ładnie reklamowanej przez Biedronkę i po prostu byli na innym wuefie? Mniejsza z tym. Kolega mówił, że widział ten marsz z kijkami, ale sam szedł w marszu z innym kijkiem, podobno bejsbolowym. Hm… Koledze nie wierzę, że szedł z owym innym kijkiem, albowiem konstrukcja psychiczna i fizyczna kolegi nie pozwala na udźwignięcie kijka bejzbolowego. Fizycznie, to kolega mógłby bejzbola co najwyżej toczyć, ewentualnie ciągnąć na jakiejś wrotce, a i to pod warunkiem, że ciągnąłby go z górki. Co do psychiki zaś, to fizyczność kolegi uniemożliwia psychiczne dźwignięcie bejzbola i użycie go w jakiekolwiek sposób, nawet ten zgodny z metką doczepioną do produktu, zatem psychologiczne aspekty użycia zupełnie możemy pominąć, zwłaszcza, że 2 kwietnia, to dzień pojednania, zgody i innych takich zjawisk z gatunku fikszyn, ale jednak występujących w realu. No…
Dochodzimy teraz do daty wesołej (o ile jest na tym świecie coś wesołego), bo dochodzimy do rocznicy urodzin Wiktora. 8 kwietnia – trzecie urodziny. Główne obchody zorganizowane zostały u babci, bo tam łatwiej i bliżej ma pozostała część rodziny, która pojawiła się tłumnie i na koszt małego Solenizanta najadła się tortu. Dzień urodzin pamiętam, jak dziś. Od tamtego dnia do kanonu moich ulubionych wspomnień/obrazów weszło na przykład spanie na lodówce pełnej łożysk - dla ułatwienia dodam, że nie chodzi o łożyska wykonane z metalu - albo widok dziewczyny spacerującej po korytarzu i deklarującej szczerą chęć popełnienia samobójstwa, co spowodowane było odczuwanym przez nią bólem. Teoretycznie byłem przygotowany do porodu, uczęszczałem bowiem z A. do „Szkoły rodzenia”, ale wiadomo: teoria wiele różni się od praktyki. Na szczęście dla mnie i dla Wiktora, to A. wzięła na siebie najważniejszą część zadania i podjęła się trudu urodzenia. Ja – szczerze mówię – nie dałbym rady. W imieniu Wiktora i swoim: dziękuję. Samo przyjęcie urodzinowe okazało się być sukcesem. Wszyscy zaproszeni goście dotarli i obsypali Solenizanta prezentami. Solenizant panierowany zabawkami zmieniał samochody jak rękawiczki, kopał balony i oczywiście gasił świeczki. Gasił je w dwóch podejściach, bo bardzo lubi gasić. I za każdym razem marzył marzenie do spełnienia. Tak mu się podobało, że chciał jeszcze i jeszcze, ale trzeba było przerwać ten eksperyment pirotechniczny. Obchody przebiegały w miłej atmosferze, której nie zepsuł nawet nagły atak jesieni, jaki zdarzył się nam tej wiosny.
No i to tyle radości i szczęścia, bo oto nadchodzi 10 kwietnia. Z jednej strony straszliwa tragedia ludzka, a z drugiej piramidalne nagromadzenie złości i złej woli. Momenty, w których cierpimy odzierają nas z wielu wyuczonych, lukrowanych i kulturalnych zachowań, a że w polityce polskiej po 1989 r. nigdy nie było sawuarwiwru, to katastrofa lotnicza – oraz to, co działo się po niej - tylko dosadniej i na strasznym tle pokazały, jak to z naszą klasą polityczną, ale i z nami samymi, jest. Dziewięćdziesiąt sześć osób zginęło. Tyle wiem. Nie znam przyczyn i tak pewnie zostanie. Nie rozumiem, jak do tego mogło dojść i tego niezrozumienia też, jak sądzę, nic nie zmieni. I myślę, że więcej na ten temat nie ma co gadać.
Kwiecień. Co jeszcze? Z wydarzeń oficjalnych zaplanowane są Święta Wielkanocne, jak czytam w komputerze, najważniejsze święta chrześcijańskie. No, niech tam będzie, że najważniejsze, ale dekoracji w sklepach to jeszcze nie widziałem! Będzie polewanie się wodą, nawalanie rózgami, oczywiście suto zastawione stoły i wyżerka na maksa, a wszystko to z okazji Zmartwychwstania… Ok, nie czepiam się, jak jest powód do fetowania, to lepsze to niż polskie kolendy sławiące narodziny Jezuska na nutę bardziej niż rzewną.
Ja - z całym moim zapleczem technicznym - wiem, że kwiecień będzie miesiącem wytężonej nauki jazdy na rowerze bez… no, bez tych części rowerów, których nazwa obraża niektóre mniejszości homoseksualne w Polsce. Więc przygotowuję się do biegania za dzieckiem zmotoryzowanym i gotowym na wszystko. To tyle jeżeli chodzi o kwiecień. Jakoś tak bez entuzjazmu, bez entuzjazmu witam kwiecień w połowie kwietnia. I plotę, też bez entuzjazmu. 

PS. Może to przez sny? Śniło mi się na przykład ostatnio, że jesteśmy z Wiktorem bezdomni… Zamieszkiwaliśmy karton, leżeliśmy w nim przykryci tylko jakimiś gazetami i było nam raczej chłodno, aż tu nagle, jakby i tak nie było kiepsko, to mój syn – dorosły już przecież dzieciak! – zaczął na nasz karton sikać, doprowadzając go w ten sposób do ruiny… Więc może to przez sny, entuzjazmu we mnie brak?

2 komentarze:

  1. Kilka akapitów mniej i udało się doczytać do końca. Nie żałuję. Sen piękny! A dlaczego A. to A. a Wiktor to Wiktor a nie W.? Ochrona danych osobowych małoletnich nie obowiązuje?:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też nie żałuję, że doczytałeś - przeciwnie! - bardzo Ci dziękuję Panu/Pani Gonzo. Co do inicjałów, to sam nie wiem dlaczego tak się stało. Pewnie jakieś przyczyny były, ale jakie? Nie mam pojęcia. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń