wtorek, 9 maja 2017

Kompetencje społeczne



Kolega ciągnie mi statystyki. W górę, a nawet w góry! To jest człowiek, to jest ktoś! Ktoś, kto jest kimś! Ewidentnie każda notatka na Jego temat jest strzałem w dziesiątkę na tarczy z punktacją „do dziewięciu”. Świat chce o nim wiedzieć więcej i potrzebna jest promocja, bo sam z siebie (on, nie świat) wypuszcza bardzo mało newsów. No, chyba że rozluźniony poobiednią drzemką, wtedy tak…

Czy zachwyt wystarczy? Czy motyle w otrzewnej, to jest dowód? Czy maślanka lejąca się z oczu, to dość, by milczeć i tylko paczeć? Już mi ostatnio Mej Joanna zaimputowała skłonności nie koniecznie i nie powszechnie akceptowane, a tu proszę, sam sobie w stopę strzelam takimi deklaracjami. I co, że zdjęcie na lodówce, i co, że w pamiętniku zasuszony lok, a we wspomnieniach wciąż żywe obrazy? To zwykła, męska, szorstka - jak gąbka dopiero co wyłowiona z basenu morza martwego - koleżeńskość! Czy w dzisiejszej Polsce jest jeszcze miejsce na przygodę rodem z Hiszpanii? No, nie wiem…

Bydgoszcz i jej były już radny, który „wołał o miłość”… Strach usłyszeć takie wołanie, taki zew, taki rozpaczliwy krzyk pełen autentycznego uczucia. Żarty na bok, sprawa jest poważna. Szczerze mówiąc dałem radę wysłuchać około 4 minut tego bełkotu, ale i tak było tego za dużo. Psychopata - to chyba będzie właściwe określenie - a więc psychopata Rafał nie dość, że na nagraniu mówił, to co mówi, to jeszcze potem poszedł do telewizji, żeby „coś wyjaśnić”. Kurwa… Sam fakt, że po takiej akcji człowiek nie dekuje się gdzieś w piwnicy, w towarzystwie worka ziemniaków i słoików, żeby - wyżerając zapasy - pozwolić światu o sobie zapomnieć, wskazuje na to, że mamy do czynienia z wysokiej klasy psycholem.

A propos kompetencji społecznych i umiejętności budowania relacji… Najlepsze są spotkania towarzyskie realizowane znienacka, jak choćby mające miejsce ostatniej soboty wyjście do kina i do miasta. Do kina z Mej Joanną nie dotarliśmy (film horror plus wizyta rodziny storpedowały nasze szanse), ale już w tzw. mieście byliśmy. Na piwie, choć: czy to jeszcze jest piwo? IPA, APA, ALE o so chozzii?.. Ok., grunt że działa. Nie takie wynalazki się pijało. Lekarstwo nie musi być smaczne – głosi stara, ludowa zasada. Każda jedna APA w porównaniu z pół litra cytrynowego Baczewskiego popijanym gazowanym napojem cytrynowym i „zakanszanym” cytrynową galaretką w czekoladzie, to jest rarytas i samo zdrowie. Wracając zaś do relacji międzyludzkich, to - jako zagorzały czytelnik wspomnień z hospicjów i wyznań z łoża śmierci – niby zdaję sobie sprawę z tego, że trzeba wyjść do ludzi i zaangażować się w budowanie, ale jakoś średnio mi wychodzi to wychodzenie. Ha! Ale „średnio”, to i tak już lepiej niż „źle”, a przecież cały czas nad tym pracuję. Żeby mi potem nie sygnalizowano, że się na przykład pod koniec mitingów „nie żegnam” ;-). Ja się nie żegnam, bo słabo znoszę rozstania… Taka jest bolesna i nieco wstydliwa - zwłaszcza dla człowieka w pewnym wieku - prawda. Z drugiej strony mnie się wydaje, że ja całe życie – no, powiedzmy od siódmego roku – nic tylko żegnam się z tym życiem właśnie i całą jego zawartością. Oczywiście jest w tym stwierdzeniu pewna doza „koketerii”, jak wymawiał mi jeden taki-owaki, ale nie dajmy się zwieść pozorom. (Zwłaszcza ja nie powinienem dać się zwieść…). Jest też w tym zdaniu wyznanie bolesnego dramatu, sekretnej skazy, kuli u nogi, dławiącego strachu i świadomości istnienia przepaści pomiędzy człowiekiem i resztką ludzkości… A tu mi jeszcze jeden z drugim i drugą weźmie i powie, że idę w ubiorze w stronę fryzjerstwa, że włosy gubię, co jak nic jest zapowiedzią zguby całkowitej mej osobistej, tudzież, że planowane jest spotkanie na basenie. Jak: na basenie?! Kurna! Trzeba będzie wdrożyć akcję: skalpel, mleko tylko odtłuszczone, mizeria tylko z jogurtem, sos esencjonalny i zawiesisty tylko we wspomnieniach… ;-)

Ech… Życie jest piękne i - pomimo chłodu – wiosna nadeszła, o czym informują kwitnienia. Kwitnienia i komunikaty o dramatach sadowników, którym kwitnienia mroźny szlag trafia. U mnie na zdjęciu kwitnie.


A oto muzyka do słuchania zamiast tej granej z organków – w tym tej z kiszków podających marsza w związku z planowaną wizytą na basenie - i ludzie, którzy śmiało mogą iść na każdy basen z tego i nie z tego świata.


2 komentarze:

  1. Dziękuję... Asia ma rację, ja tak działam na ludzi.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na ludzi i na źwieżęta i na jeże i na konserwy mięsne i na wszelki wypadek i przede wszystkim na rośliny i na jeden dzień do Tomaszowa i na najważniejsze, żeby zdrowie było... Pa! Wle! Cię!

    OdpowiedzUsuń