środa, 17 maja 2017

Udało się udatnie!



Przeczytałem książkę! Sukces kompletny, całkowity, oszałamiający! Pani Olga Tokarczuk z całą pewnością dłużej pisała niż ja czytałem, więc jestem lepszy! Ba! Jestem najlepszy! De Best Of jestem! Jestem Masthefem każdego pisarza: wytrwały, wnikliwy, przenikliwy, niekiedy zamulony, ale to z mojej strony dodaje tylko lekturowanemu dziełu mrocznego uroku i powabu. Zatem: przeczytałem „Księgi Jakubowe”. Dziewięćset k…wa stron historii sekty, odłamu, nurtu religijnego… Wielkiego trzeba talentu pisarskiego, żeby to wykonać, ale – nie miejmy złudzeń – wielkiego trzeba samozaparcia, żeby to potem przeczytać. Zaparłem się zatem, kur zapiał sto trzynaście razy, przekroczyłem wszystkie terminy wypożyczalni książek, zostałem raniony nożem przez nasłanych przez bibliotekę windykatorów, ale przeczytałem! Tadam!!! Jeżeli komuś temat leży, to serdecznie polecam. Przy okazji nabyłem nieco wiedzy na temat stron rodzinnych mojej rodziny, co być może kiedyś w zwiedzaniu okolic wykorzystam.

Robienie zakupów przez Internet, to też jest pole do tego, by odnieść sukces. I to nie tylko dla tego, który kupuje, ale – może przede wszystkim! – dla tego, który sprzedaje. E-mail ze sklepu internetowego: „Zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy, aby wypuścić Twoje zamówienie w świat jak najszybciej. Udało się! Twoja paczka ruszyła w spokojną i wygodną, ale i szybką podróż. Teraz możesz spokojnie usiąść na kanapie i czekać, ale nie za długo, ponieważ Twoja przesyłka będzie niebawem pod wskazanym adresem”. Brakuje mi tylko: kocham… i coś o tym, że ponieśli straty w ludziach, ale że dla mnie wszystko, że ta wiosna już na zawsze będzie tylko nasza, a wspomnienie mojego zamówienia i ono samo wyryje się na forewer w życzliwej pamięci sklepu i wypisywane będzie mazakami na drzwiach i ścianach toalet, niby wyznanie uczucia… tak.

Co do sztuki sprzedaży, to poniżej zdjęcie z promocją… Tu musi być jakiś haczyk… Ostatecznie, skoro producentowi i sklepowi zależy na tym, żeby sprzedać jak najwięcej, to właściwie strategia jest logiczna i słuszna. Bierzemy opakowania, w którym są trzy sztuki i jeszcze jesteśmy przekonani, że oszczędziliśmy! Wszyscy są szczęśliwi.


Udało mi się też wczoraj pójść pobiegać, a nikt, nikt i nigdy się nie dowie, jakiego to wymaga z mojej strony wysiłku i to nawet nie fizycznego, tylko tego związanego ze słabą-silną wolą. Przebrać się w te śmieszne ubranka, założyć pomarańczowe buty (co mnie powaliło kupić sobie pomarańczowe buty?! kryzys wieku bezpośredniego?! mikroudar w trakcie zakupów?!) i wyjść na stadion, który w taką pogodę, jak wczoraj obsadzony jest przez smakoszy piwa spokojnie i w rozmarzeniu ćmiących szlugi… Ech… Wiem, nie muszę, użalam się nad sobą, ale przecież tylko po to, by ostatecznie obwieścić triumf - triumf Misia Bela! – ducha nad materią! Udało się! Wyłoniłem się z prazupy i czarnej dziury od niechcenia i potoczyłem truchtoleniem po okręgu - ok. po elipsie - bieżni. W tym miejscu po raz kolejny powinienem podziękować Waglom, których audycji słucham podczas wtorkowych zmagań ze sobą: Panowie, dziękuję!

Udało mi się też napisać kolejną notkę, którą niniejszym publikuję. Ok, koniec tego udawania się.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz