środa, 21 grudnia 2011

„Doły ciała pełne w którym oddech zgasł” – czyli o radości w polskiej kolędzie

Cytat użyty w tytule jest oczywiście wybrany tendencyjnie i w przejaskrawiony sposób pokazuje to, o co mi chodzi. A chodzi mi o radość, uśmiech i pogodę ducha odczuwaną przy Wigilijnym stole podczas wykonywania polskich kolęd. Piosenka z płyty „Moje kolędy” Zbigniewa Preisnera, to jest przykład skrajny, ale nie oszukujmy się „Lulajże Jezuniu”, czy „Cicha noc”, to nie są kawałki energetyzujące i skoczno-radosne. Dlaczego, dlaczego tak jest? Dlaczego z okazji, która powinna być ilustrowana muzyką szczęśliwą i uszczęśliwiającą, w Polsce śpiewa się o tym, że dzieciak „płacze z zimna” i że „ nie dała mu matusia sukienki”?! Pomijam już tą „sukienkę”, to jest kwestia obyczajowa i nie aż tak istotna, ale żeby malusieńki z zimna płakał? No, to gdzie w tym momencie była pomoc społeczna?! I dlaczego my o tym śpiewamy?!
Wiecie co, nie jestem fanem „amerykanizacji” (cokolwiek to znaczy), ale więcej „funu” (tu bardzo dobre hasło wymyślone przez kolegę - „Przez fun do fanatyzmu!” - jest jak najbardziej na miejscu), więcej luzu i uśmiechu przy okazji takich okazji, to byłoby chyba wskazane. Ja rozumiem melancholię, rozumiem zadumę i potrzebę dostrzeżenia przeciwności losu, z jakimi od początku borykał się w ziemskiej podróży mały Jezus, no ale może nie w same urodziny! 24 grudnia - choć naszym śpiewem! - nie krzyżujmy Pana. Są przecież weselsze kawałki! Zresztą, sprawa dotyczy nie tylko rocznicy urodzin Jezusa Chrystusa celebrowanych w naszym kraju, ale w ogóle celebracji przez nas świąt wszelakich. Taki 11 Listopada… 1 Maja… 3 Maja… Albo zadęcie i oficjałka, że człowiek bez makijażu i w luźnym dresie nie może tego obejrzeć bez poczucia winy, albo w dresie oficjalnym i na mieście, „na sportowo-narodowo”, z kamykami i kijem w dłoni. Jakoś tak brakuje mi tu – wyśmiewanego przez niektórych – klimatu przeżywania świąt w stylu kibiców zwanych „piknikami”.
Smutek, zaduma, pieśń chóru i taniec Mazowsza, mogiły królewskie, nieznani żołnierze, zimne dzieciątko i zaprzepaszczone okazje - wiadomo, że klimat i tradycje mamy kiepskie, ale coś przecież da się wybrać. Nie koniecznie tylko „doły ciała pełne”…
A ja - co by się nie działo! - „nastawiłem” wczoraj cytrynówkę. Pierwszy krok prostego przepisu brzmi: „weź 10 cytryn, przekrój na pół i zalej je litrem spirytusu”, co właśnie wczoraj uczyniłem. Kolejne etapy przygotowania napoju są równie proste, jak krok pierwszy i tym bardziej zachwyca osiągany, dzięki tej prostocie technologicznej, efekt. Mamy oto bowiem do czynienia  z klasycznym przykładem cudu alchemii, czyli z transmutacją (łac. transmutatio metallorum). O ile jednak w alchemii zależało im na złocie (dosłownie i w przenośni), o tyle tutaj otrzymujemy coś lepszego. Otrzymujemy bowiem substancję odkształcającą umysł bez jednoczesnego odkształcania twarzy w czasie jej pochłaniania. Tego, co uda nam się wyprodukować nie trzeba – a nawet nie powinno się! – popijać. Ważne i cenne w przygotowaniu tego napitku jest również to, że zajmuje to zaledwie ok. 48 godzin. Ja wiem, że w niektórych przypadkach, to jest bezmiar czasu, ale umówmy się, że w standardowej sytuacji, średnio zmotywowany, dorosły, biały - lub w innym kolorze - mężczyzna da sobie z tym radę (nadmiar międzyczasu zabije lekturą dzieł wszystkich Dostojewskiego, czy innych tragików greckich). Poza tym: w 48 godzin od pucybuta do milionera, to nie jest chyba długo? Warto poddać się dyscyplinie wewnętrznej, poczekać, nie upijać, pod pretekstem „próbowania” i „smakowania” nie zaburzać boskich proporcji. Warto nie tylko rozmawiać, ale i czekać cierpliwie. Przynajmniej w tej sprawie. Bo sprawa ta może odmieć losy wieczoru, może ułatwić nam skoczniejsze i weselsze wykonanie najsmutniejszych choćby kolęd podczas wigilijnej kolacji, a potem dalej w noc, gdyż, jak powszechnie wiadomo: „wśród nocnej ciszy, głos się rozchodzi”! I to jeszcze jak! 
Ps. Byłbym zapomniał, a nawet i wręcz: zapomniałem. Zmarła Pani Cesaria Evora. To nie jest optymistyczny akcent na zakończenie, ale co ja na to mogę poradzić, że mi się przypomniało? Nic nie mogę poradzić i nie zamierzam nawet próbować. Pani Cesaria zmarła, ja sobie przypomniałem i tak się właśnie sprawy mają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz