czwartek, 19 października 2017

No comment



Ot, tak, żeby nie umknęło… Słowa które wyszły z ust Beaty Mazurek. Cytat ze strony wPolityce.pl, czyli źródło bijące potokiem wypowiedzi nieskażonej.

Wszyscy powinniśmy z większym szacunkiem traktować Jarosława Kaczyńskiego, bo to jedyny człowiek, któremu udało się odnieść tak wielki sukces. To dzięki niemu mamy prezydenta i większość parlamentarną. Od ponad dwudziestu lat jest bardzo mocno hejtowany i dziwie się, że jest tak mało osób, które stoją za nim murem. To jest nieprzyzwoite z czym się on spotyka. To człowiek bardzo dobry, nie jest małostkowy, który nie przejmuje się złą opinią innych na swój temat, przez co pokazuje jaką ma klasę w sobie. To Polska jest dla niego najważniejsza, a nie to co o nim mówią. Uważam, że szacunek absolutnie mu się należy. (…) Gdybym ode mnie zależało, to bym zachęcała prezydenta, aby go witał osobiście”.

Serio, no comement? No „nie da się”! Nie da się przejść obojętnie obok takiej perły. Wiadomo: wieprz zwabiony taką perłą musi wstać z błota i podejść, choćby był senny, czy tam bawił się właśnie obierką od jabłka albo czymś jeszcze bardziej gorszącym. Precz obierko! Oto skarb rzucony wprost do mych raciczek, do mych póki co ciepłych, ale przecież naturalnie już galaretowatych nóżek. A zatem osiem zdań, każde inne, a każde się skrzy i blask idzie od każdego i za każdym kryje się… No właśnie… Co? Na co wskazują te zdania? Jakie emocje towarzyszą Pani Beacie Mazurek, kiedy tak zachęca, stoi murem, kontratakuje tych którzy atakują, podziwia, dziwi się, wyraża zachwyt? Słowa pochodzą z wywiadu, w formie „na wizji”, można zatem podejrzewać, że podczas wypowiedzi Pani Beta nie oddawała się (z własnej woli oczywiście!), żadnej innej czynności seksulanej, czy czemuś w tym (złym!) guście. Ja nie dotarłem do wersji wideo, więc nie mogę mieć stuprocentowej pewności, co do pozycji, w jakiej Pani Beata udzielała wywiadu (że na siedząco, na baczność, na kolanach, salutując itd.), ale dobra, mniejsza z tym. Na pewno ręce były „na kołdrze” jak to mówią, a Pani Beata nie uchybiła, po prostu mówiła to, co myśli. Chłodne, precyzyjne, przemyślane zdania, które tylko świńskim ryją mogą wydać się zanadto zaprawione uniesieniem, afektem, zajaraniem i uwielbieniem dla podmiotu wypowiedzi…

Zdanie pierwsze: budzisz się rano i od razu prosta opozycja: sacrum – profanum, „wszyscy powinniśmy”, bo „on jedyny”. W odstawkę idą: JPII (od razu z grubej rury – wybacz Ojcze…), Janek Kos, Łbik i Dopierała, czy inni bohaterowie domu. Cytując klasyka: „Na kolana chamy, śpiewa Lucjan Pawarottti”! Od razu wysokie „c”. Jak nie chcesz stać tam, gdzie stało zomo, dla własnego i was wszystkich dobra: więcej szacunku dla jedynego człowieka któremu się udało! Wam się nie udało, jemu tak. Wam się nigdy nie uda, a jemu zawsze. Także, szacunek na maska i tak ma być, się należy!
Zdanie drugie: chyba chodzi o kategorię, w jakiej Pan Jarosław odniósł sukces i tu trzeba przyznać, że faktycznie, no wycina wszystko i wszystkich w pień, nie bierze jeńców, zamiata i zmiata z powierzchni ziemi, huragan i orkan z tajfunem w jednym, po prostu „JAROSŁAW”. Przy tym czego ON dokonał wszystko inne, to faktycznie są niedzielne wypady na piknik za miasto, bo okazuje się, że to dzięki niemu mamy „prezydenta i większość parlamentarną”! Kurwa! (Nie wytrzymałem, ale wiadomo, w silnych emocjach człowiek – zwłaszcza wieprz - czasem popuści, patrz: „mordy zdradzieckie”). Dzięki niemu MAMY TO! Gdzie „my” mamy Prezydenta, to mniej więcej wiadomo, a co do większości parlamentarnej, to spoko, jest taka dyscyplina partyjna, że - par excellence - luz. No… A jakby jakiś tam zgłaszał uwagi, że były wybory, że przecież to ludzie głosowali, że demokracja, mityczny „suweren”, to niech nie fika i nie podpina się pod sukces Pana Jarosława, bo dokładnie wiadomo, jak było i czyj to sukces jest, kto go odniósł. No… Tak go odniósł, że może drugi raz nie odniesie, bo go będzie miał na stałe już, co będzie co chwila odnosił, jak on mu i tak do mieszkania wróci?.. Jak jakiś kot, czy inna wiewiórka…
Zdanie trzecie: Hm… To chyba m.in. do PADingtona było, że się odmurzył, że wyłom, że kruszeje… Bo, choć jak mówią wyniki badań „w październiku na PiS zagłosowałoby 41 proc. badanych, deklarujących udział w wyborach”, to jednak 41 proc., to nie 120 proc. i widać to gołym okiem, a tu każda proca jest na wagę złota. Do pełnego zamurowania nieco brakuje tych 79 proc., dzięki którym zostałaby osiągnięta absolutna pewność, że „wybory nie zostały sfałszowane” oraz dzięki czemu zanikłoby zjawisko „hej tu!”, no bo jak, skoro wszyscy są za! Ale ok., na ten moment są braki i jest hejt i są podstawy do zdziwienia. Wyobraźmy sobie bowiem taką sytuację, że Pan Jarosław idzie na spacer, spoko sobie drepcze, aż tu nagle dostaje hejta z boku – trach! Nawet ON może się w takiej sytuacji zachwiać (patrz: „mordy zdradzieckie” czy inne problemy z trzonowymi), nawet ON może na moment stracić równowagę i dobrze byłoby się w takiej chwili (chodzi o ułamek mikrosekundy, żebyśmy się dobrze zrozumieli, a nie źle nie zrozumieli!) o coś oprzeć, no choćby o kosz, ławkę w parku, czy właśnie mur wykonany z osób, które w szpalerze za nim stoją. Więc chce się oprzeć, odruchowo wyciąga rękę i natrafia na puste miejsce… No… Wa! Co jest! Ha! Jest niedorzeczne ryzyko niewypowiadalnego, na co Pani Beata zwraca uwagę i za co ja bardzo jej dziękuję.
Zdanie czwarte: To są prywatne sprawy Pana Jarosława Kaczyńskiego. Tego nie będę dotykał. Serio, nie interesuje mnie to, a nawet trochę się tego boję…
Zdanie piąte: zdanie trudne, złożone, ale jednak dające się odcyfrować. Jego zawartość można odczuć, kiedy wytarzamy się w następujących stwierdzeniach: „samo dobro”, „wielkość” (bo nie małostkowość), „pogoda i hart ducha” (bo się nie przejmuje), „otwartość” (bo urządza tzw. dzień otwartych drzwi prezentując klasę, jaką ma w sobie. Uwaga na marginesie: obstawiam, że Pan Jarosław ma w sobie gabinet do historii, taki z zabytkowym globusem, księgami wiedzy i mapami na ścianach, wiadomo, jakimi mapami…). Zatem piszemy sobie te sformułowania, wycinamy, bierzemy np. do wanny i panierujemy się, tarzamy, wcieramy we włosy oraz wszędzie (oczywiście z wyłączeniem zakamarków dyskwalifikujących, żeby nam potem ktoś nie zarzucił, że przez przypadek coś tam mamy tam, tj. „w dupie”) i pozostawiamy na sobie przez około 9 godzin, po czym – bez spłukiwania! – czynność powtarzamy. I tak dwa razy dziennie, z krótką przerwą na sen. Gwarantuję że po czterech miesiącach sprawa jest dla nas jasna, oczywista, a zdanie nr pięć jest naszym – ba! – moim zdaniem, o czym to ja mówiłem? Ach tak, oczywiście, chyba dla wszystkich jest jasne, że Jarosław Kaczyński to człowiek bardzo dobry i z całą pewnością nie jest małostkowy. Ostatnio zaprosił mnie nawet do swojej klasy, żeby mi ją pokazać, no, ale ja nie mam konta na nk, więc… Tak czy inaczej, tego…
Zdanie szóste: Pełne zrozumienie i o co kaman? Rozumiem to, bo mam tak samo. Wołają za mną czasem: e ty, głupi jesteś i masz krzywo i za pięty tiszert! I jeszcze: złodziej, złodziej, kutafon, zamordysta zdradziecki, masz krew na rękach aż kapie i pobrudziłeś nią kanapkę! A ja na to: walcie się, Polska jest dla mnie najważniejsza, zupełnie nie liczy się dla mnie to, co mówicie, jakie – kurwa (znowusz nerw…) – ma znaczenie, czy mówicie prawdę, czy łżecie (wszak wiadomo, że łżecie)? Jakie znaczenie ma wasza mowa, wasze słowa, wasze stwierdzenia, wasza rzeczywistość, no jakie skoro: POLSKA JEST DLA MNIE NAJWAŻNIEJSZA?! Czujecie to gamonie? Tu Polska, a tu wasz bełkot – sami oceńcie, co ważniejsze i czym ja się zajmuję. Dla ułatwienia i słabującym na umyśle podpowiem: ja zajmuję się Polską, także możecie drzeć japy, co najwyżej pokażę wam swoją klasę i pozamiatane. Się zdziwicie, jak ja zobaczycie.
Zdanie siódme: Tu właściwie podkreśliłbym już tylko jedno słowo: „absolutnie”. Szacunek oczywiście należy się wszystkim ludziom, ot tak, bo tak i już, ale niektórym oprócz tego zwykłego się należenia, to należy się on absolutnie. Hm… Skoro tak, to może innym się on jednak nie należy?.. Sprawa do rozwikłania, ale jedno jest pewne: Jarosławowi Kaczyńskiemu należy się szacunek. Koniec. Kropka. Absolutnie. Z absolutem się nie dyskutuje.
Zdanie ósme: niby, że gdyby od Beaty to zależało, to ona by PADingtona zachęcała, ale fragment jakiś niewyraźny, wyrwany z kontekstu?.. Że nie zależy od Beaty i dlatego Beata nie może? Przecież nawet, jak nie w mojej gestii, to skoro do dobrego namawiam, to zachęcać mogę, no chyba, że… że nie mogę, bo jest wyraźny zakaz: „Nie nęcimy PADingtona smakołykami!”. „Zakaz rzucania okruszków na wybieg!”- i tym podobne, ale przecież namawia/namawiałaby do dobrego. No, tutaj dobry, dobry miś, no już niech z pawilonu wyjdzie, nie jątrzy tylko chętnie Panu łapkę poda, niech łapkę poda i potem na pleckach niech się położy, brzuszysko, no już niech elegancko brzuszek pokaże miś jeden, tak, tak właśnie, powinien miś szacunek pokazać, szacunek powiedziałam, a nie obleśność miał pokazać miś! Natychmiast! Stop! Już ja bym zachęcała, oj, zachęcałabym bym, ale nie mam czym… No tak, nie ma zanęty… A i kija zbrakło. Jak prowadzić normalną rozmowę w takich warunkach, kiedy nie można przypieprzyć, ani obdarować? Jak budować zdrową, partnerską relację, kiedy się nie da? Drań bez absolutnego szacunku…

Ok. To się nazywa „no comment”, ale… To było tylko osiem zdań Beaty Mazurek. A ty, co zrobiłeś dzisiaj dla Polski?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz