czwartek, 2 marca 2017

Nadzieja z kościoła



Kiedy Asia nie może, to chodzę z Wiktorem do kościoła. Byłem też ostatniej niedzieli. Książę uczył, jak ważna jest miłość do Jezusa, tam ważna… NAJWAŻNIEJSZA!!! Nie ma na świecie nic ważniejszego, ani klops z mięsa mielonego, ani ułożenie włosa, odzienie, seks z przydrożnymi prostytutkami, skanalizowanie dzielnicy domków jednorodzinnych, nawet budowa autostrady, no nic kurwa i basta! Jezus iber ales! W trakcie nauk, dla wykazania wagi tej kwestii wykonano ćwiczenie - padło w stronę dzieci pytanie: a co dla was jest w życiu ważne? No i posypały się odpowiedzi: szczere, dziecięce, naiwne i chrześcijańskie, a zatem: dom, rodzina, lekcje, piesek itp. i żeby od razu rozwiać wątpliwości - nie pojawiła się wśród odpowiedzi żadna taka, że niby: komórka, telewizor, laptop, komputer, plej stejszen… Ani jeden mały chrześcijanin nie raczył zgłosić sprawy tak oczywistej i widocznej gołym okiem. Stałem sobie w kościółku i myślałem: jak dobrze instytucja działa, jak sprawnie formacja się dokonuje, jak duża jest skuteczność! W świątyni pięćdziesiątka dzieci i nic tylko samo dobro z nich cieknie w publicznej debacie, ale - żeby jeszcze było ciekawiej - już na pytanie księcia: a co lubią wasi rodzice? – padają odpowiedzi mniej podnoszące na duchu… Nie, nie ma dramatów, że seks z przydrożnymi prostytutkami, klops z mięsa mielonego czy inne alkoholizmy i przemoc, ale tu już TV się pojawia. Zaprawdę powiadam wam: dla milusińskiego łatwiejsze jest dostrzeżenie źdźbła w oku bliźniego niźli belki we własnym. Fałszem wieje na kilometr.

Ogólnie zaś było miło w kościele, bo dowiedziałem się, że w związku z tym, że  Dżizes lowz mi, to właściwie nie mam się co peniać i nie powinienem zabiegać o żadne tam dobra doczesne, bo wszystko będzie mi dane. Znaczy, czy mi, to nie mam gwarancji, gdyż, jako niezrzeszony, mogę znaleźć się poza nawiasem, ale ogólnie, chrześcijanie mają luz, także może jednak się zapiszę…
"Nikt nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował; albo z jednym będzie trzymał, a drugim wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie. Dlatego powiadam wam: Nie troszczcie się zbytnio o swoje życie, o to, co macie jeść i pić, ani o swoje ciało, czym się macie przyodziać. Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Przypatrzcie się ptakom w powietrzu: nie sieją ani żną i nie zbierają do spichrzów, a Ojciec wasz niebieski je żywi. Czyż wy nie jesteście ważniejsi niż one? Kto z was przy całej swej trosce może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia? A o odzienie czemu się zbytnio troszczycie? Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam: nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich. Jeśli więc ziele na polu, które dziś jest, a jutro do pieca będzie wrzucone, Bóg tak przyodziewa, to czyż nie o wiele pewniej was, małej wiary? Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? Bo o to wszystko poganie zabiegają. Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane. Nie troszczcie się więc zbytnio o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy" (Mateusz 6, 24-34).

Żyć – nie umierać, a właściwie: żyć i zmartwychwstawać i żyć wiecznie! Prowadzę ostatnio namiętny dialog z chrześcijaństwem i nie jest to tylko dialog wewnętrzny, ale – znajdując w otoczeniu interlokutora – jest to żywa rozmowa. Czasem dochodzę do wniosku, że wybór (o ile to można nazwać wyborem) życia w formule chrześcijańskiej, to jest totalny konformizm i jazda szeroką, wygodną autostradą. Dzięki temu, że „się wie” zyskuje się pewność wszystkiego, w tym zbawienia, życia wiecznego, szczęścia wiekuistego itd., a niewygody? Właściwie żadnych nie ma, bo skoro Bóg jest miłosierny, Bóg jest miłością,  a „w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia” (Łukasz 15,1-10), to nawet, jak nam się „noga powinie” i tak będzie ok. Że o wentylku, tj. instytucji spowiedzi nie wspomnę. Żadnych bezsennych nocy, zastanawiań się, delirycznych poszukiwań, rozterek, rozdarć, po prostu alleluja i cała na przód! Choćby po trupach. Oczywiście, są odłamy akcentujące kwestie odpowiedzialności i sądu, ale… Nadzieja tych, którzy marzą o tym, że Bóg dopieprzy złym i możnym tego świata, wobec nadziei złych i możnych tego świata, że im odpuści, wydaje się być nadzieją płonną, a przynajmniej wątpliwą, bo jakże to można życzyć źle bliźniemu?! Sprawiedliwość, to nie zemsta! Jak ktoś cię w dupę kopnął, to mu wybacz, inaczej złorzeczysz, co oznacza, że grzeszysz, no po prostu „dobrem zło zwyciężaj”! A co zrobi Bóg? A nie interesuj się tym, nie na twoją to głowę… Paprochu.

Żyję od lat w „kraju katolickim” i nie bardzo wiem, co to właściwie znaczy prócz oficjalnych przejawów, deklarowanych wartości, kościołów pełnych w święta itp. Czy u nas jest mniej zabójstw, niż gdzie indziej, mniej kradzieży, zawiści, obmowy, kłamstwa? Nie wiem tego, ale nie zauważam w codziennym życiu „nadstawiania drugiego policzka”, bezinteresownej miłości bliźniego i nie czynienia mu tego, co nam niemiłe. Nie mam porównania, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, żeby w innych kulturach, zakorzenionych w innych religiach było zdecydowanie gorzej pod względem zwykłej, ludzkiej przyzwoitości. O politykach afiszujących się ze swoją wiarą, czy księciach czyniących zło nawet nie wspominam, bo to już zupełnie rujnuje niepewną choćby, ale jednak jakąś wartość przymiotnika „chrześcijański”. Życie płynie obok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz