poniedziałek, 20 marca 2017

Marzę o czasie w czasie teraźniejszym



A gdybym tak miał czas, to czego to ja bym nie zrobił?! Ech! Marzenie. Na pewno przeczytałbym wszystkie te książki, których nie mam czasu czytać, obejrzał filmy, przespacerował spacery, przebiegł dystanse i przepłynął kilometry wpław, łódką i kajakiem. Spędziłbym ten czas z rodziną oraz z ludźmi innymi pozostałymi też na pewno trochę. Posprzątałbym i doprowadził do stanu katalogowego mieszkanie (tu zastrzeżenie, że różne są katalogi…). Choć nie jestem fanem fanu płynącego z podróżowania, to udałbym się w podróż, tyle że nie taką ekspansywną z olinkluziw i wycieczkami fakultatywnymi, ale taką stacjonarną: na dwa tygodnie osiadłbym w jakimś małym pomieszczeniu z oknem, w miejscowości, w której nigdy nie byłem. I żebym nie musiał gotować i zmywać i żebym miał dostęp do ubikacji i łazienki. Wyspałbym się. Przeprowadziłbym eksperyment polegający na się nie podnoszeniu z łóżka tak długo, jak długo tylko dałbym radę się nie podnosić. Utrzymując się w tym klimacie przeprowadziłbym też eksperyment polegający na nic nie robieniu przynajmniej przez jeden dzień. Spróbowałbym tak po prostu usiąść na ławce i siedzieć, ewentualnie mrugać oczyma, ale żadnego tam właśnie czytania, przemieszczania się, zwiedzania, rozmawiania, słuchania muzyki, grania w cokolwiek. Po prostu siedzieć i nie robić, no, może nie do tego stopnia, co Jańcio Wodnik, ale jednak poważniej i dłużej niż zazwyczaj. Znalazłbym też czas na niespieszne przeglądanie prasy, wypełnienie PITa, grę w Fifę, czy poddanie się zabiegom rehabilitacyjnym. Gdybym zaś jeszcze w komplecie do czasu posiadł środki finansowe, to z całą pewnością udałbym się do dużej galerii handlowej i nabył mnóstwo ubrań! Stroiłbym się, stroił, aż w końcu nastroiłbym się definitywnie! Pavarotti tekstyliów! Kupiłbym wszystko, od wierzchu do spodu i z powrotem! Na różne okazje buty, skarpety, koszule, marynarki, czapki, rękawiczki i szaliki. Szalików bez liku kupiłbym od miłych osób sprzedających, w kolorach i deseniach wielu. I okulary bym kupił zarówno korekcyjne, jak i przeciwsłoneczne i w komplecie do siedemnastu par kąpielówek nabyłbym również okularki do pływania z korekcją i żeby nie parowały, bo to parowanie jest irytujące. W sklepie ze sprzętem elektronicznym z całą pewnością postradałbym zmysły już doszczętnie i rozpoczynając do drobiazgów – soniczna szczoteczka do zębów – jak burza wpadłbym między telewizory, bo co z tego, że jakiś tam stoi w pokoju, skoro są większe i w dodatku z obsługą „K”! Tak... Naręcza przedmiotów, wodospady artykułów gospodarstwa domowego, niezbędne do życia i rozwoju osobistego lektury, pozycje kinowe, środki dzięki którym skóra cofa się do dziecięcej elastyczności i tym podobnej jędrności. Oczywistym byłby też zakup dużego samochodu do wyjazdów poza granice miasta oraz kilku mniejszych do podróży lokalnych. Ok. Dość tych brewerii. Czas na brak czasu i reglamentację.

Wracając do rzeczywistości. Gram wczoraj z synem w Fifę i pojawia się koncepcja, żebym wybiegł na murawę czymś lepszym, a on, syn zmierzy się ze mną Lechem Poznań. No, taka nagła miłość do Kolejorza, ale że syn jest coraz lepiej zsocjalizowany i żeby rozwiać wszelkie wątpliwości, to dziecko dodaje: tato, tylko żeby sprawa była jasna, nie chodzi o to, żeby cię upokorzyć, jak przegrasz… Tak… Aktualny mistrz Anglii wyszedł z tego starcia mimo wszystko poturbowany i z podeptaną godnością. Zastanawiam się, jak długo jeszcze moja zwichrowana psychika pozwoli mi przegrywać bez trwałego uszczerbku dla zdrowia…

Powrót do aktywności fizycznej zwanej bieganiem odbywa się z oporami… Ja nie doświadczam wybuchów endorfin, które podobno powinny/mogą następować w wyniku umęczenia się zdrowym ruchem. Uważam, że to dobrze, bo jeszcze bym się uzależnił, uważam też, że to sprawiedliwe i niech tak już będzie. Nie mam z biegania żadnej przyjemności, mam tylko brudne ubrania i smród. Jak słuchałem ostatnio w radio jakiejś aktorki, która opowiadała o „swojej przygodzie z bieganiem”, to – nie przeczę – ogarnęła mnie zazdrość. Ostatecznie jednak ochłonąłem i uważam, że tak jest ok. Żadnych tam ekscesów i ekscytacji! Norma, norma iber ales! Może za miesiąc dojdę do osiągów sprzed przerwy, a może nie. W poczekalni u dentysty przekartkowałem pismo dla mężczyzn i dowiedziałem się, że w moim wieku bieganie, to już nie jest obszar do stawiania sobie wyzwań i poprawiania wyników, to raczej szansa na utrzymanie tego co jest, a może nawet bardziej tracenie tego, ale z odrobiną godności. Biegnij, ale - przede wszystkim! - nie zrób sobie krzywdy! Dotarło do mnie: już nigdy nie będę Szewińską…

Reasumując: wiosna nadeszła. Młynarski jeszcze gra w radio, ale jednak zdecydowanie mniej niż kilka dni temu. Po kolejnym ciosie dla „polskiej piosenki” pozostają już tylko Świetlicki, Peja i Spięty. Na szczęście rodzi się więcej Polaków i może gdzieś w Podkarpackiem powstają właśnie pierwsze strofy opisujące nasze czasy w sposób godny Mistrza.

2 komentarze:

  1. 20 marca jeszcze nie spodziewałeś się, że Organek wypełni tę lukę...

    OdpowiedzUsuń
  2. Organek nie wypełnił...

    OdpowiedzUsuń