czwartek, 11 lipca 2024

Mizeria na lato

Niektórzy – nie wiadomo, którzy niektórzy – mówią, że można przeżyć na samej botwince i jajkach od półdzikich, leśnych kur. Że to zdrowe. Ale są też tacy – nie wiadomo jacy – którzy uważają, że bez mięsa nie ma szans na prawidłową dietę. Oba obozy mają swoje racje, badania, wyniki i świętych na ołtarzach. I dla prawidłowego przeprowadzenia dowodu będą tarzać się na ołtarzach.

Umarł Tadeusz Woźniak. Tadeusz Woźniak i Jolanta Majchrzak, „Dom zamieszkały”, to najmocniejsza dla mnie piosenka, którą wykonywał Pan Tadeusz. Nie byłem jakimś fanem i odbiorcą twórczości, ale ten kawałek mocno mnie poruszył.

Umarł Jerzy Stuhr. No wiadomo: „niepowetowana strata”, „wyrwa, której już nikt nie odbuduje”, „marzył, żeby umrzeć na scenie i prawie tak się stało”… No… Nie ma się co czepiać. Dla mnie Pan Jerzy Stuhr, to: „Kingsajz”, „Seksmisja”, „Shrek”, występ w Opolu, czyli raczej po wierzchu, smyrnięte po powierzchni… Nie mam z nim skojarzeń z Teatru Telewizji raczej. Jestem ignorantem.

Lato napadło na Polskę. Termicznie. Wojna hybrydowa, broń klimatyczna na bardzo pełny regulator. I jeszcze te burze, wiadomo, burzą spokój i krew w żyłach.

Anglia napadła na Holandię i wygrała półfinał Euro. Czy sprawiedliwie? A co to w ogóle, w przypadku piłki nożnej, może znaczyć „sprawiedliwie”? W niedzielę wyspiarze zetrą się w starciu finałowym z półwyspiarzami. Dumni synowie Albionu kontra Hiszpanie… Słabo, nie znalazłem żadnego skisłego zamiennika na „piłkarzy z Hiszpanii”, który byłby malowniczo nadużywany przez komentatorów i dziennikarzy. No może La Furia Roja. Ok, niech będzie zatem: już w niedzielę zewrą się we walce na śmierć i życie Dumni ze Wściekłymi. Liczę na wściekleńców, że dopadną gardeł i stawów skokowych tych baletnic zza kanału, że w sportowej rywalizacji „upokorzą”, „zetrą w pył”, „rozdeptają, jak rozdeptaną żabę”, „rozjadą walcem”, „rozplaszczą” tych niuniusiów nudnych. Tak! Sport to cudowna zabawa.

Na śniadanie do roboty zrobiłem mega niezdrowe tosty ze serem… Smakowały mi. Tak, są rzeczy ważne, których nie można pominąć i nie zanotować. Niezdrowe i smakowite. Nadźgane konserwantami, glutenem, cukrem, rozpaczą mechanicznej piekarni. Dlaczego, dlaczego złe rzeczy bywają tak dobre?.. Kto tak świat zaprojektował ? Pan Bóg? Dwudziestego piątego dnia stworzył gluten i zobaczył, że jest dobry… Zły, ale dobry… I dodał go do pszenicy, owsa, orkiszu, pszenżyta, żyta oraz jęczmienia. A niech im dupy tyją, żyły się zapychają, skóra wiotczeje, a oko mąci mgła – pomyślał Pan i już. Rach, ciach! I są tosty zagłady ze serem wątpliwej jakości, mniam, mniam. Sezon ogórkowy.

Sejm dyskutuje kwestię dekryminalizacji aborcji. Wiadomo, że miłościwie nam panujący pan Andrzej ustawy – nawet jeżeli ją uchwalą, co też nie jest pewnie – nie podpisze, ale próbować trzeba. Trzeba jasno powiedzieć, po której stronie się jest.

Syn na kursie żeglarskim. Jakoś tak dopiero teraz dociera do mnie, że taki wyjazd, to nie tylko zabawa, ale też nauka. Podręcznik liczy 300 stron. Zakwaterowani są na łodzi przycumowanej do pomostu, a właściciel narzeka na nieład i usyfiony pokładu. A jaki ma być pokład, kiedy padał deszcz, a po zejściu z pomostu jest błotnista ścieżka? Nowa łódka… Przy okazji przypomnieliśmy sobie z Asią kilka zagadnień z kursu. Jak niewiele już pamiętam… A tu popłynęłoby się gdzieś dalej niż pomiędzy Siemianami a Lipowym Ostrowem… Może w przyszłym roku?



piątek, 5 lipca 2024

Życie na skróty

Słucham Radia Nowy Świat i rozmowa jest o „personal szopers” w kontekście, jakiejś tam celebrytki kupującej wymarzone klapki na sto pierdyliardów peelnenów i właściwie myślę sobie, że to mega łatwe drzeć łacha z takiego tematu. Klasyka: niby to żenujące i słabe, ale ktoś te informacje chłonie i czeka na nie, nawet w formie ironicznej. Jak po śmierci Diany – oburzenie na paparazzi, tylko że przez lata brukowce ktoś kupował i te plotki i te fotki były potrzebne. Albo ten wywiad u Wojewódzkiego, z jakąś pieśniarką chyba, bo potem znalazłem ją w sieci internetowej, jak wydaje dźwięki. I ma miliony wyświetleń, choć – czy może właśnie dlatego, że jest sexy cipką spod Konina i ma dupę tak dużą, że szkoda nie wypinać! Aha! Albo ten chłop, śpiewający ze sceny w Sopocie: „rozchylam nogi twoje i biorę to co moje” – perła w koronie polskiej muzyki rozrywkowej (190 milionów wyświetleń na YouTubie). Byli, są, będą twórcy, artyści masowi, tworzący dla odbiorcy, któremu na imię sześć zer, bo za sześć zer kochają i cierpią katusze. Publicznie. I teraz tylko pytanie/pytania: ubolewać? Szydzić? Gardzić? Akceptować? Przemilczać? Co robić z kwestiami, które nam nie pasują? Obserwować? E tam.

Młody jedzie dzisiaj na koncert Metallicy. Po zeszłorocznym Depeche Mode teraz to… Gdzie popełniliśmy błąd? A Asia w przyszłym tygodniu idzie na koncert Mikromusic. A ja? Ja nigdzie nie idę i nie jadę… Gdzie popełniłem błąd? Prawie nie bywam, jeśli bywam, to incydentalnie, jestem takim prawie nie bywalcem, po prostu nie bywając jestem niebywały… Pewnie też nieobyty…

Książkę przeczytałem. „27 śmierci Tobe’ego Obeda”, autorka: Joanna Gierak-Onoszko. Książka którą powinien przeczytać każdy, ale czy dobrze mu będzie po tej lekturze, tego nie wiem... Zmienia perspektywę, robi to, co lubię, żeby było robione, czyli wyrywa ze stereotypu. Mi na pewno uświadomiła kilka kwestii, no dobra, jedną, ale tak dobitnie, że w starciu z całkowicie odmienną kulturą, to ja też jestem białym najeźdźcą, który ogniem i mieczem, krzyżem i grzechem niszczy wszystko, co napotka na swojej drodze! Ja! Białas z Europy. Żrący za dużo, kupujący za dużo, z poczuciem fałszywego bezpieczeństwa, smrodzący samochodem i samolotem dla własnej przyjemności i wygody, z eko listkiem figowym segregacji odpadów z własnego mieszkania. Jestem tym - czy tego chcę, czy nie. Oczywiście, przejaskrawiam i przesadzam z wypowiedzią w pierwszej osobie, ale chodzi o dziedziczenie win po naszych przodkach. Podejście dalekie od panującego w naszej kulturze indywidualizmu, ale kiedy Pani Joanna Gierak-Onoszko jedzie do Kanady i rozmawia z przedstawicielami Pierwszych Narodów, to ze zdziwieniem dowiaduje się, że jest białą przedstawicielką najeźdźców, który obrócili w perzynę ich świat. I co ma powiedzieć? To nie ja. No oczywiście, że nie ona. Ale dla nich, to jednak ona, bo to wy, wy z których jesteś ty. Wy kiedyś. To są udokumentowane wydarzenia, to jest ciągłość, to jest dziedziczenie, ktoś musi zapłacić rachunki. Długi rodziców. Ale żebyśmy my Polacy komuś zrobili świństwo? No w życiu, a nawet jeśli, to JA się nie identyfikuję z tym polactwem-cebulactwem, bo JA jestem w 100% spoko, dobra/dobry, uczynna/uczynny, po prostu w porządku. Nie jestem z Polski, nie jestem z Europy, jestem nie z tego świata po prostu. Człowiek-cud. W rozmowie pełnej emocji i przy realnej krzywdzie bywa, że nie łatwo jest wywarzyć racje i dobrać argumenty. Acha, w książce pojawia się jeszcze postać św. Jana Pawła II, który przybył z dalekiego kraju… Zgadnijcie dzieci z jakiego?

A za oknem lato. Miniona niedziela usmażyła kraj nasz w piekarniku: wstawić na około 14 godzin i 35 stopni, bez termoobiegu, wystarczy grzałka z góry. No nie było czym oddychać. Dzisiaj ćwierćfinały na Euro. Już bez udziału Polaków. Szok! No chyba, że Szymon Marciniak, ale tego nie wiem. PiS w Małopolsce w końcu wybrało marszałka województwa (w piątym podejściu). Gratki! Swoją drogą współczuję pracownikom urzędu marszałkowskiego. Przyjaciel poprzedniego rządu, W. Orban leci z wizytą do W. Putina. Nie pierwszy, nie ostatni raz. I na koniec: nastał czas, kiedy nazwiska dwuczłonowe można już zapisywać skrótami. Kto by tam dyskutował z takim podmiotem. Master of Ceremony Skłodowska zaprasza na imprezę!



czwartek, 4 lipca 2024

Spakowani i prawie spakowani przed podróżą

Polska - jak strup po wrzodziejącej ranie – odpadła z Mistrzostw Europy w piłce nożnej. Zawadziłem gdzieś w sieci o dyskusję i temat: czy po takim występie piłkarze naszej reprezentacji „mają prawo” nie dość, że wyjechać na urlopy, to jeszcze pokazywać w sieci zdjęcia ze swoich wojaży, wysp gorących, plaż egzotycznych, kwater w hotelach siedmiuset gwiazdkowych? No mają, czy nie? Napierdalanka. Wiadomo, że powinni ich wszystkich skoszarować i wysłać do ośrodka z domkami nawet nie typu Brda, tylko z dykty, z kiblami na zewnątrz, stojącymi na jakiejś polanie w pasie nadmorskim Morza Bałtyk. I żeby dwa tygodnie padał deszcz i nie było telewizji, a katering, to była wspólna stołówka. O! I żeby w tym samym czasie w ośrodku tym – z nazwy tylko „wypoczynkowym” – zorganizowane były kolonie dla dzieci w wieku lat 7 – 12. Także, tak to powinno chyba wyglądać, ale rzeczywistość – jak zawsze – rozczarowuje. Jakby tam nie wypoczywali, to ci co grają dalej, poukładali się w spotkania ciekawe, zaskakujące i tzw. „przedwczesne finały”. Ja osobiście najbardziej jestem za reprezentacją Hiszpanii, za tym jak ona gra i wygrywa, że nawet jak z Gruzją jest na minus jeden, to wiadomo, że to tylko przejściowe i dadzą radę strzelić, a nie jak jakaś Portugalia, czy Anglia, mniej lub bardziej fuksem, w ostatniej minucie, prawie cudem, prawie ledwo, dzięki umiejętnościom jednego tylko zawodnika i błyskowi jego geniuszu. Nie. Hiszpanie kulają do siebie piłkę po ziemi i górą przez powietrze podają, z jakąś gracją i pewnością, że tak ma być. Jest w tym po prostu przeznaczenie i wola Boża. Jak przepierdolą, to też w tym będzie jakiś zamysł Pana i fatum, bo to tylko futbol jest, ale na ten moment wyglądają najlepiej.

Polskie reprezentacje w piłce siatkowej tegoroczne rozgrywki VNL zakończyły na trzecim stopniu podium. W przypadku panów można mówić o jakimś tam niedosycie, a przypadku pań nie. I tak wszyscy powtarzają, że w tym sezonie najważniejsze są oczywiście Igrzyska Olimpijskie w Paryżu. Faza grupowa olimpijskich turniejów zaplanowana jest w okresie, kiedy ja mam zaplanowany wyjazd wakacyjny i będę – mam nadzieję – przebywał na całych jeziorach.

W Polsce rządzą teraz dwie koalicje: 15 października i 13 grudnia. Równocześnie. Pojawiają się pierwsze postępowania prokuratorskie, uchylane są immunitety, ludzie poprzedniej władzy trafiają do aresztów. Czekam, jak pół Polski, na wyniki tych postępowań, przesłuchań, procesów, śledztw. Kłopot tylko w tym, że po czasach „dobrej zmiany” autorytet władzy sądowniczej jest już tak zamulony, że wyroki będą okrzyknięte jako „polityczne”, przez jednych albo drugich zależnie od sentencji i wymiaru kary. Były to działania naprawcze, które doprowadziły do ruiny. Ciekawe, czy ktokolwiek pojechałby samochodem do mechanika, po wizycie u którego auto wyglądałoby jeszcze gorzej niż przed nią? Mały świadek koronny czyli Pan Kleks z Funduszu Sprawiedliwości, który przez dwa lata chyba nagrywał wiceministra i innych dzielnych działaczy Solidarnej/Suwerennej Polski, jak to mówią: „rzucił światło” na kulisy dysponowania środkami publicznymi. Głośno i w trybie zeznań przed prokuratorem padło to, o czym - mniej więcej, więcej, dużo więcej - wiadomo było wcześniej. No to, czekam. Dwóch więźniów politycznych, tj. Kamińskiego i Wąsika, PiS już w swoim poczcie Męczeństwa Dla Polski ma, teraz mogą dojść kolejni. Beatyfikacja i potem wyniesienie na ołtarze, na sztandary, na pomniki, na koszulki patriotyczne… No, koszulki patriotyczne… Red is Bad. Trapi mnie, że tyle tego syfu, ale myślę sobie, że bierze się on z generalnego podejścia/założenia poprzedniej ekipy rządzącej, które brzmi: chcemy dobrze, jesteśmy u władzy i nasza wizja świata jest jedyną prawidłową, więc po prostu dajemy pieniądze na to, co jest dobre. Przy okazji jest też oczywiście zwykła ludzka nieuczciwość i chęć zarobienia kasy, ale bardziej szkodliwe jest to zespawanie własnej - jedynie słusznej - wizji świata z pieniędzmi publicznymi, przy jednoczesnym wykluczeniu pozostałych możliwości. Z perspektywy PiS - i takiej formacji umysłowej - nie ma możliwości, żeby przeznaczyć pieniądze na coś, co proponuje inne podejście do spraw niż to ich. Nie chce mi się już o tym myśleć…

Nieuchronnie wchodzę w czas „rok temu”. Będzie się sporo kojarzyć, sporo przypominać, sporo kontrastować. Pierwszy rok przeżyty ze stratą nie do wyrównania. Tego „minus jeden” nie sposób wyciągnąć na remis. Jeszcze w zeszłym roku to… To to. To tamto. Ostatnie zdjęcie mamy w jej  naturalnym środowisku, tj. na działce. Zbiera ogórki. Chyba nie zdołała ich już popakować w słoiki, a  może? Zdjęcie jest z 15 lipca… Chyba dała radę. Już z trudem, bo nie była w dobrej formie, ale pewnie  dała radę, jak zawsze… Tak, z wekowaniem dawała sobie radę… Tam sporo spraw było już ledwo, ledwo zipiących albo i gorzej, ale przetwory szły do końca. Był to też przecież czas wielkiej batalii o  zdrowie mamy, wizyty u specjalistów i podjęte leczenie, było sporo nadziei. Rok temu, o tej porze,  jeszcze żyła. Nie miała się dobrze, ale papierosem zaciągała się normalnie. Krwią nie pluła. Miała ją po  prostu i fachowo upuszczaną w szpitalu, bo tak się przy tym schorzeniu robi. Dało się z nią pogadać i  na nią wkurzyć. Kładła się spać, po to żeby wstawać rano i wstawała. Rok temu, o tej porze, plan  wyglądał zupełnie inaczej… Był plan. Rok temu, o tej porze, lekarze dawali nadzieję, a my pakowaliśmy się przed podróżą.