czwartek, 10 listopada 2016

Staram się być na bieżąco, ale...



Pusto. Pusto w głowie = pustosłowie. A takie miały być pejzaże i kontrowersje! Nie ma. Pozostaje omówienie spraw bieżących. No, może nie zawsze bieżących. Bieżącość umowna.

Radiowa Trójka Ale. Jeszcze słucham, ale jak długo? Na tyle, na ile można, staram się nie interesować polityką, ale w tym momencie politycy i ich działania wtargnęli mi do domu. Chciałem napisać, że „nie rozumiem” tego co robią, ale przecież tu nie ma czego rozumieć. Tym państwu wydaje się, że jak będą do mnie mówić, to ja będę ich słuchał, ale nie wzięli chyba pod uwagę, że prędzej wyłączę odbiornik. Na przykład 1. dzień Listopada, rano. Budzę się, włączam radio, lubię – jeszcze leżąc – posłuchać, więc włączam. Włączam zatem i?.. W pierwszej chwili myślę, że ktoś przestawił stację na Radio Maryja, ale nie, to jednak Trójka, ale czy aby na pewno? Ja rozumiem, że Wszystkich Świętych  jest osadzone – ba! – od zarania dziejów fundowane przez chrześcijaństwo, ale czy nie da się inaczej? Bez piętnastu razy: „ksiądz”, „kościół”, „błogosławiony”, „święty” itd.? Jak będę chciał posłuchać tego typu stricte religijnej prelekcji i pochwały Kościoła Katolickiego, to bez trudu sam przełączę na Radio Maryja i znajdę. Musiałem radio wyłączyć, bo nie dałem rady tego słuchać. Ewidentnie nie jestem już targetem. To, że jedna czy druga audycja nie będzie mi pasować, to jest „mój problem”, ale to, że zwolnionych, „przesuniętych”, „odsuniętych”,  tych którzy „sami zrezygnowali” jest aż tylu, to już jest coś poważnego. Miałem wątpliwą przyjemność pracować w miejscu, gdzie człowiek boi się szczerze rozmawiać, bo nie do końca wie, jak taka rozmowa może się skończyć i do czego doprowadzić i od pewnego czasu mam wrażenie, że podobna sytuacja panuje w Trójce. A to w rozmowie na antenie jakiś słuchacz będzie życzył siły i wytrwałości apelując jednocześnie, by pracownicy „nie dali się skundlić”, na co redaktor Kuba Strzyczkowski zareaguje jedynie lapidarnym: „proszę zwolnić mnie z konieczności komentowania tego głosu”. A to redaktor Wojciech Mann przyjmując poranne życzenia i słowa otuchy od słuchaczki, skwituje je zdaniem o „takich czasach”, które przecież miną. A to wreszcie każda nieobecność do tej pory mówiącego z głośnika o tej i o tej godzinie redaktora, budzić będzie serię pytań od słuchaczy, czy aby jeszcze jest zatrudniony i o co chodzi? Zresztą, wywiady i informacje dostępne w sieci w sposób oczywisty pokazują, co i jak się dzieje. Nie opowiadając się po żadnej ze stron sporu politycznego, nie mogę nie dostrzec, jak rozwalają coś, co lubiłem i czego słuchałem. Nie lubię ich za to.
A tutaj cytat z pomieszczonego w Internecie wywiadu z Maciejem Orłosiem o Teleexpresie: „Zobaczyłem, że cały ten obszar symbolicznego Placu Powstańców, coraz bardziej się zagęszcza. Że jest coraz więcej osób, które przychodzą z różnych miejsc typu Telewizja Republika albo Telewizja Trwam. Ludzie nie ufają sobie wzajemnie, nie wiadomo, co przy kim można powiedzieć, że to zostanie doniesione. Zaczynamy mówić przyciszonymi głosami, boimy się rozmawiać przez telefon. I to nie są żarty, tylko prawdziwe obawy”.
A tutaj kawałek z wywiadu z W. Mannem, który odpowiada na pytanie o to, czego mu żal: „Bardzo mi żal tamtej atmosfery spokoju, pogodnego robienia radia, braku zagrożeń, obaw i oglądania się, czy ktoś niepowołany słucha naszej rozmowy. To jest bardzo nieprzyjemne, ta stęchlizna w powietrzu”.

Ktoś mi powie, że to są normalne warunki w pracy, że to jest zmiana na lepsze?

Czarny Marsz czy też Czarne Marsze. Mam z tym problem, którego nie mam siły tłumaczyć, ale w moim widzeniu obie strony weszły na taki poziom uogólnień, że nie daję rady tego ogarnąć. Z jednej strony, jacyś mityczni zupełnie „obrońcy życia”, a z drugiej wszystkie „kobiety” tego świata. Oczywiście intuicyjnie i odruchowo jestem za „kobietami”, tu nie mam wahań, ale nie jestem przecież tym samym za zabijaniem dzieci, a przynajmniej nie jestem za zabijaniem dzieci tak wprost. Drażni mnie, że opowiedzenie się po stronie „kobiet” powoduje, że momentalnie staję się mordercą. I żeby sprawa była jasna: nie jestem za ściganiem i wsadzaniem do więzień kobiet, które zdecydują się na aborcję. Przyjmuję, że każda taka decyzja jest dramatyczna i wynika z głębokiego namysłu i nikt, ale to nikt nie podejmuje jej, lekko li tylko i wyłącznie w imię błahostek. Jakbym nie reagował, Czarne Marsze się odbyły i pewnie jeszcze będą się odbywały, bo z tego co widać, to rządzący w sprawie „obrony życia” są nieugięci i trzymają pion moralny. No, lekko się tylko czasem zakolebią, jak - bo ja wiem - ćcina myśląca.

Chciałem zadzwonić wczoraj do domu rodzinnego, żeby dowiedzieć się czy matka z ojcem zaakceptowali wybór obywateli USA i czy uznają Donalda Trampa, ale odpuściłem… Bo jeżeli nie, to co ja z tym z robię, a jeżeli tak, to co z tego? Poza tym właściwie wszyscy – mniej lub bardziej wielkodusznie - się zgodzili, więc nie chcę ryzykować konfliktu międzynarodowego i jakichś fochów. Są ważniejsze sprawy, np. we wtorek spadł na mnie śnieg! Mały, słaby, drobny i nie rokujący na utrzymanie się na ziemi, ale jednak śnieg.

Ogólnie zaś Listopad jawi się imprezowo. Wizyta gości z nadmorza, impreza z okazji urodzin małżonki Mej Joanny, wesele, na które zostaliśmy niespodziewanie zaproszeni i w którym weźmiemy udział. Trzy łikendy, trzy różne wyzwania towarzyskie, ale wspólny mianownik, alkohol będzie wszędzie.

Na ten moment, to wszystko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz