piątek, 18 marca 2016

Świetlana przyszłość, z elementami chaosu, podana na talerzu z porcelany w drobne, niebieskie kwiatki



Sam na sam z requiem… Patos jest żenujący, ale nie zawsze daję radę ratować się żartem i ironią. Jeszcze za życia zdarzają się takie dni, kiedy jest trudniej. Spotkanie się z kimś, kto wcale nie tak dawno nie był dla ciebie kimś specjalnie znaczącym,  a dzisiaj wbija się głęboko i rani swoimi ranami. Choroby neurologiczne – do 14.23 mało mi to mówiło, a teraz ma bardzo wyraźne trudności z mową i elegancko powłóczy nogą. Puka się w głowę – tu wszystko w porządku, trzeba się cieszyć i dziękować za to, że nie jest gorzej… Nie wiem jeszcze, jak to ugryźć, jak oswoić, jak z tego zażartować… Pewnie nie wszystko da się oswoić.  Są takie śmierci takich ludzi i są takich ludzi takie choroby, które mi nie przejdą i nigdy mi się nie zagoją. Trzeba żyć, póki to w ogóle kurwa jest możliwe. Łapać ten oddech za oddechem, jak motyle w siatkę i cieszyć się, że nie boli. Wcale. Aż tak, jak by mogło. Z przerwami. Chociaż we śnie.

Młodemu wypadł ząb. Asia pojechała na pogrzeb cioci. Wiosna idzie. Planujemy wakacje. Życie w telegraficznym skrócie. Czytam Kawafisa. Nie, nie poprawia nastroju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz