poniedziałek, 16 lutego 2015

Re(we)lacja z koncertu



Na koncert zaprosił mnie Paweł… Sami rozumiecie, nie mogłem odmówić, choć muzyka zespołu znana mi była tylko ze zdjęć. Oczywiście przesadzam, bo przecież w radio słyszałem dwa utwory i nawet mi się podobały. Więc poszliśmy. W sumie to poszliśmy we troje, bo poszła jeszcze Basia. Jedyna, która miała pojęcie o wykonawcy.
Kiedy już byliśmy w klubie, postanowiliśmy napić się piwa i tu oczywiście niespodzianka, bo barman ignorował nas, jak tylko dał radę najdłużej. Miałem wrażenie, że za moment zacznie nosić zamówienia do ludzi w toalecie, którzy żadnych zamówień nie składali, żeby tylko nie zająć się z nami. Paweł proponował nawiązanie kontaktu wzrokowego, ale nie działało… Ok., ostatecznie, jakoś się udało i wyżebraliśmy po piwie (10 zetów od butelki), po czym poszliśmy pod scenę.
Pod sceną było tłoczno, ale bez przesady. Otoczony śmietanką gimbazy czułem się wiekowo i nieświeżo, na szczęście nie byłem sam. W oczekiwaniu na pierwsze nuty zagrane przez artystów chwilę pogawędziliśmy z koleżeństwem no i się zaczęło…
Lekko, dosłownie o kwadrans tylko spóźnieni muzycy rozpoczęli swój występ. Głośno, ale jednak była nadzieja na rozumienie tekstu. Trudno, bardzo trudno recenzuje się muzykę i właściwie, jeżeli o mnie chodzi, obowiązuje tylko jedno prostackie kryterium z epoki kamienia łupanego – albo mi się coś podoba, albo nie; albo coś zjadam, albo jestem zatruty – i tutaj muszę powiedzieć, że było w porządku. Bardzo ładne partie gitar, energia wokalisty, wycofani, wręcz introwertyczni, jakby przestraszeni światłem i ludźmi basista z perkusistą – może to tylko poza, może taki sznyt? - a także uśmiechnięty klawiszowiec, wszystko to dało zgrabną całość. Patrząc na brodatą część zespołu myślałem sobie „mój Boże, więc The Doors nadal grają i Dżimi rzeczywiście nie umarł”. Wsłuchując się w łagodniejsze  fragmenty gitarowe uświadamiałem sobie, że można jednak wyznaczyć w polskiej muzyce linie kontynuacji: Anna Jantar – Ewa Bem – Fisz, Emade, Tworzywo. Każdy utwór przemyślany i aranżacyjnie wyważony. Przy „tańcz, tańcz wpraw stopy w ruch” ze zdziwieniem zauważyłem, że ludzie przesadzają i podskakują w całości, no ale po prostu dali się ponieść emocjom. Rytm hipnotycznie pulsował, światła migały i dziękowałem bogowi, że jak raz nie mam w sobie epilepsji, bo jak nic, jak raz dostałbym ataku. W pewnej chwili Fisz zamilkł, muzyka do wtóru też, ale tylko na chwilę, bo kiedy dłonie zaczynały właśnie same składać się do oklasków, a gimbaza płci żeńskiej jęła popiskiwać, Fisz, jak nie pieprznie pałeczką!!! w talerz! Bach!!! I dalej: „tańcz, tańcz wpraw stopy w ruch”!!! Było bardzo energetycznie.
Reasumując: koncert udany, towarzystwo bardzo miłe, utrata słuchu o kilka kolejnych procent daje nadzieję na zwycięstwo w walce z ZUS o przyznanie renty inwalidzkiej. Acha, nie zrobiliśmy sobie zdjęć z wykonawcami, chociaż była taka propozycja i możliwość. Uważam, że wszystko mi się podobało. Zmienił bym tylko jeden drobiazg, fragment tekstu, żeby jednak było trochej bardziej życiowo i dla ludzi, a mianowicie w utworze „Ślady” zaproponował był Autorowi frazę: „Ona mówi: Problem jaki masz, to jest po prostu twoja twarz”. Reszta była bardzo dobra. Polecam. Jakby co, zawsze przecież można cichutko nucić pod nosem własne wersje.

2 komentarze:

  1. Aż żałuję, że mnie nikt nie zaprosił.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak bywa niestety, że nie zapraszają... Ale może się zmieni, trzeba mieć nadzieję. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń