piątek, 4 lutego 2011

Kredo na dźwiach od stodoły

            Tak!
            W oczach bliźnich dostrzegam źdźbło – ba, żeby tylko źdźbło! – ja w oczach bliźnich dostrzegam ziarenko, z którego dopiero to źdźbło wykiełkuje, dostrzegam podatną glebę, na którą ziarenko to może upaść, obumrzeć i wydać z siebie plon w postaci źdźbła! Czyli, że dostrzegam tendencję, wręcz insynuuję  tendencję do małych, złych, plugawych myśli, mów, uczynków, zaniedbań i narowów - niczym szalony irydolog! – tylko po spojrzeniu w oczy, a nawet na podstawie samego oczu posiadania. Masz oczy?! – pytam i natychmiast sam sobie odpowiadam, że skoro je masz, to z pewnością zakorzeni się w nich – niekoniecznie w obojgu, wystarczy w jednym! – ziarenko, a plonem jego będzie źdźbło przeze mnie niechybnie dostrzeżone.
            Nie!
            Nie interesują mnie żniwa obfite w rozumieniu rolniczym, w gospodarskim tego słowa znaczeniu. Nie zależy mi na kołyszących się łagodnie na wietrze łanach, na swojskim obrazie falujących, złotych, wymarzonych i bezkresnych pól ukraińskich czy innych tam stepów akermańskich, obsianych pszenicą. Nie! Nie chodzi mi o ogrom, a może nawet wręcz przeciwnie: im mniejsze ździebełko, im mikroskopijniejszy paproszek, pyłek dostrzegę tym lepiej dla mnie, tym większe jest moje zwycięstwo i moja radość pełniejsza. Cóż to bowiem za sztuka dostrzegać to, czego wokoło w bród; dostrzegać to, co pcha się nam na uwagę, nawet jeśli tego nie mieliśmy na uwadze?! Lezie w nas czołgiem, pociągiem, szwadronem. Jestże to sztuka mizerna, pomimo obcowania z ogromem, a raczej właśnie w związku z tym, jest to sztuka marna i badziewiasta, tandetna, podszyta gigantomanią płytka woda dla płytkich głąbów-głów. Ja zaś pożądam sztuki, która stanowi jej zaprzeczenie; pożądam sztuki zaprzeczającej mizerii i sam jestem jej przedstawicielem handlowym na Polskę północną. Będąc oczu pozbawionym - z powodu, jak się z pewnością domyślacie, belek nieustannie w nich lądujących - tym większą odczuwam satysfakcję z faktu, że widzę aż tak wyraźnie! Zupełnie niczym bohater romantycznej trylogii Matrix! Niby ślepy, a jednak w sposób widomy wciąż sprawny i gotowy do walki. I nie dość, że gotowy, to jeszcze, dzięki ślepocie, wychodzący z boju obronną ręką i nogą obronną także (przypis nr 1), nade wszystko zaś górujący nad swymi przeciwnikami w kategoriach duchowych (przypis 2).
            Jestem tu tylko o krok od poczynienia wyznania wiary, od podpisania się pod jakąś herezją płonącą jasnym płomieniem na stosach średniowiecza, w myśl której, aby doznać spełnienia i prawdziwie zjednoczyć się z Bogiem trzeba najpierw zanurzyć się w – lokalnie dostępnym na danym terenie i w danym czasie oczywiście - bagnach możliwie najsmrodliwszych. Jestem więc o krok od wyznania, ale oczywiście kroku tego nie uczynię! Uchylę się od tego kroku, a także wręcz-wnóż zdyskredytuję możliwość uczynienia tegoż, powodowany bowiem okrutną szczerością zdam pytanie: cóż to za odmęty i przepaście, cóż to za kuszenia i grozy czekają na mnie po drodze, żebym - dzięki w nich się nurzaniu – dostąpić mógł: a) poniżenia; b) połączenia z Bogiem - na miarę tych opisywanych przez mistrzów średniowiecznych?! Jakie to mi piekła przychodzi dzisiaj zwiedzać, żeby ekskursję całą mieć nadzieję skończyć w niebiesiech?! Moje szalone ogrodnictwo uprawiane okulistycznie na ludności okolicznej, moje farmerstwo detaliczne, moja sztuka - choć wysoka i przeze mnie samego jeszcze z lotu ptaka widziana - przecież nie otworzy, nie uchyli przede mną czyśćca wrót piekielnych. Te moje eksponaty może w kategoriach ikebany mogłyby zdobyć jakieś tam wyróżnienie, na jakimś tam festiwalu rzeczy dziwnych i okultystycznie śmiesznych, ale już gdy idzie o kwestie zasadnicze, eschatologiczne i – pomimo ofensywy kultury śmierci – wieczne-statecznie-ostateczne, no to przecież śmiech może ogarnąć, a i on zaledwie pusty niby ta przydrożna, kopnięta przez pijane dziecko purchawka.
            Gdybym dzisiaj, tak jak stoję, miał się z belkostwa-ślepoty mojej spowiadać przed jakimś ascetycznym i srogim kapłanem, to bym przecież słowa nie powiedział, to bym zamiast jednego zdania na temat wolał powiedzieć dwieście na usprawiedliwienie, jak uczniak bym klęczał i plótł, plótł, plótł. A eremita pewnie domyślałby się, że pod zalewem tych słów ukryte jest jakieś olbrzymie i wartościowe źródło zasilające ów strumień, domyślałby się jakiejś zbereźności dofinansowywanej przez masonów czy innych herosów herezji z zachodu (albo i ze wschodu, bo to przecież nie robi już różnicy) i by mnie cisnął: „Powiedz synu, co cię gryzie i w co cię gryzie i czy rzeczywiście sprawia to aż taką zakazaną rozkosz, jak powiadają?”. I on, kapłan-asceta spodziewać się będzie Bóg wie czego, a ja nie będę spodziewał się niczego dobrego, a ja klops!.. Mizeria przewinienia mego – choć w kategoriach sztuki ogrom! – może w dłuższej perspektywie czasowej przywieść mnie do jakichś upadków głębszych i bardziej generalnych, ale póki co, póty nic z tego, dupa blada! Zawiedzione nadzieje...
            Dostrzegam źdźbło w oczach bliźnich, sam oczu już nie posiadając, bo mi je belkami wyłupiło. I jedno do czego może bym mógł się przed eremitą przyznać, to to, że belek tych  wiele już było i o ile ilość nie przechodzi w jakość tak hop-siup!, to jednak niemniej, po przeprowadzeniu badań na terenie Polski północnej okazało się, że jest duże zapotrzebowanie na domki ekologiczne stawiane – jak raz! – z bali dokładnie takich, jakich u mnie moc jest na składach. Czyli, że z małej mej niemoralnostki i słabostki zamierzam uczynić profesję, w oparciu o którą wzbogacę się i popadnę w kapitalizm pławiący się i baraszkujący w zbytkach, trunkach i trumienkach. Trumienkach, w których - z ironicznym uśmiechem - składał będę pod ziemię kolejne obietnice poprawy. Do tego mógłbym się przyznać, ale to zaledwie plany i marzenia, a nie wolno przecież szastać marzeniami i o nich opowiadać, bo wtedy na pewno się nie spełnią... A więc sza!..
            Sza!..


przypis 1 - nominacje do nagrody „Obronnego Ciała” w trzech kategoriach: „Najlepsza Ręka”, „Najlepsza Noga” i „Najlepszy mózg na ścianie”;
przypis 2 - nominacje do nagrody „Obronnego Ducha” w trzech kategoriach: „Najlepszy Ojciec”, „Najlepszy Syn” i „Najlepszy Duch Drugoplanowy”.

7 komentarzy:

  1. Nic nie zrozumiałam. Czy to źle?

    OdpowiedzUsuń
  2. To zależy, jak się tym czujesz. Jeżeli źle, to źle, jeżeli dobrze, to dobrze. ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czuję się w sumie nienajgorzej. Ale wolałabym się lepiej czuć.......Nie, żebym narzekała na notki niniejszego bloga! Skąd!

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja nic, ni huhu, nie kumam.

    OdpowiedzUsuń
  5. lato - no! ;-) jak nienajgorzej, to dobrze.
    Anonimowy - no co ja na to mo gę, że Ty, ni huhu, nie kumasz? Co ja mogę? Nic... Ale pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czuję się bezsilny. Dosłownie jakby ktoś umierał mi na rękach.
    Czy takowej reakcji oczekiwałeś od czytelnika?
    Bo za żadne skarby świata, za Chiny Ludowe, nawet za Bóg zapłać nie wiem o co chodzi w twoim wywodzie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Monmarze, dziękuję za komentarz. Bezsilność minie. Któregoś dnia ockniesz się i będziesz rozumiał wszystko.

    OdpowiedzUsuń