poniedziałek, 31 lipca 2017

Lipiec 2017



Balans pomiędzy wnętrznościami, a okolicą, czyli sytuacją zewnętrzną… Jak zawsze sprawa jest delikatna i niekoniecznie łatwa. Sprawa, znaczy: balans. Odkąd pamiętam wnętrzności mieszały mi się z zewnętrznościami. Jak łatwo zauważyć „zewnętrzności” zawierają w sobie „wnętrzności”… Tak…  W chwilach największych zawirowań granica nie istniała i to był duży kłopot. Na szczęście, póki co, czasy najgorsze dopiero przed nami! Na ten moment życie wewnętrzne toczy się w ramach człowieka, a co na zewnątrz, to na zewnątrz i nawet jeżeli „wtargiwuje” w człowieka, to jest to rejestrowane jako „wtargiwanie” właśnie. Co zatem słychać w okolicy?


Basen. Odkąd syn wyjechał, to z małżonką Mej Joanną zdecydowanie częściej chadzamy popływać i pływamy! Matko, jak my pływamy! Od ściany do ściany, jak uwięzione w akwarium gupiki, raz i dwa, raz i dwa, że się niemal w głowie kręci. Dzięki temu pływaniu nabieramy tężyzny fizycznej i być może jakichś chorób skóry, ale o tym przekonamy się dopiero za jakiś czas. Na ten moment są same plusy, a wczoraj – proszę sobie wyobrazić – na tym basenie, a nawet już przed basenem, spotkaliśmy hipstera z dzieckiem! Tak! Brodaty, wegańsko wiotki, nonszalancko bez skarpet i w ciemnych okularach, na roweryku (uwielbiam to słowo: roweryk), z dzieckiem umieszczonym w superbiezpiecznym dziecięcym foteliku. Dziecko w kasku, hipster bez kasku, bo to by zaburzyło hipsterskość loka, a tak wolny lok wydobyty na światło dzienne prezentował się w najwyższej możliwej formie, był to tzw. gut lok! Ok. Spotkaliśmy Pawła z Bartoszem. Zawsze miło spotkać kogoś znajomego. Na pięć razy zeszłotygodniowego basenu raz spotkaliśmy Pawła z Bartoszem. No. Podniosłem się z niebytu towarzyskiego.

Tymczasem zaś nasz syn osobisty przeżywa wakacje. Oboje z Mej Joanną mamy nadzieje, że je przeżyje. Po zwykłej i banalnej kontuzji nogi, która ustąpiła pod wpływem maści itp., nadszedł czas  (być może i prawdopodobnie) alergicznie zapuchniętego oka. Kiedy zaś oko odpuchło i organizm się wzmocnił, wtedy nadeszło prawdziwe zagrożenie: wojna. W związku z miejską imprezą plenerową pojawiły się bowiem stragany, a na straganach broń – strzelające plastikowymi kuleczkami pistolety. Młodzi zatem uzbroili się i w ciągu trzech dni Wiktor otrzymał postrzał w okulary (szkło do wymiany, ale oko na szczęście całe i sprawne) oraz, w ramach eksperymentów i dowodu, że „to wcale nie boli”, postrzał w organizm, który po rykoszecie potłukł ekran umiłowanego telefonu komórkowego syna… Tak… Straty w ludziach, straty w sprzęcie. Samo życie… Z tego, co wiemy, na chwilę obecną nastąpiła całkowita demilitaryzacja, ale czy na długo?

Bańki i stragany
Prezydent zawetował dwie ustawy z trzech możliwych do zawetowania. Przez media przeszła dyskusja nt. „Jeszcze Adrian, czy już Andrzej?”. Zdania są podzielone. Jedni widzą szklankę do 2/3 pełną, drudzy drwią, że to za mało, że ta jedna podpisana ustawa jest tak samo „spaprana” i niekonstytucyjna, jak dwie zawetowane, a jedyne o co Prezydentowi chodziło, to obrona własnych interesów przez zakusami Zbycha. Co by nie mówić: widok posłów PiS po tych wetach, to był widok, którym wielu sycić się będzie jeszcze długo. Podejrzewam nawet, że mają to gdzieś ponagrywane i w chwilach zadumy odtwarzają to sobie. Taki Patryk Jaki – to by można z tego zrobić tapetę dźwiękową, obraz nie musi się ruszać, wystarczy wypowiedź. Żal lał się strumieniami. Ech… Tylko Antoni zawsze uśmiechnięty… Czasem mi się wydaje, że ten człowiek patrzy na otoczenie tylko pozornie, bo w rzeczywistości jego oczy pasą się widokiem krain zdecydowanie odleglejszych i to zarówno w sensie przestrzennym, czasowym, jak i każdym innym. On po prostu przebywa gdzieś indziej… jednocześnie zaś jest istotnym ministrem w rządzie RP. Czy to nie wspaniałe?

My za moment też będziemy gdzieś indziej, bo oto nadchodzi urlop. Założenie jest jedno: być spokojnym. Jak wiadomo, rzecz jest do osiągnięcia zarówno na drodze wycieńczających ćwiczeń duchowych (medytacji, modlitw, wschodnich praktyk gimnastycznych itp.), jak też na zupełnie innej drodze. Z przyczyn oczywistych wybieram bramkę nr dwa i ślubuję: nie irytować się, nie popadać w dygot ciała, myśli i uczynku, spoczywać w spokoju, zastygać w zagapieniu, trwać z stuporze. Oby się spełniło. Jestem gotów!
Podsumowując: Adieu.

O! Taki będę wyluzowany i też będę na kijku siedział!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz