poniedziałek, 5 grudnia 2016

Dymanie ducha - notka marginalna



Przeczytałem: „Drugi dziennik” Pilcha (prawie cały, bo mnie jednak zawiódł) i „Między nami dobrze jest” Masłowskiej i widziałem przynajmniej dwa filmy: „Śmietanka towarzyska” W. Allena i „Fantastyczne zwierzęta” wg scenariusza autorki H. Pottera. Masłowska i filmy ok.

Z zawałem narastającym przyglądam się sytuacji geopolitycznej w naszym kraju. Jako osoba umiarkowanie katolicka z niepokojem notuję coraz wyraźniej widoczny mariaż obecnej władzy z jedną z form ruchu religijnego, a konkretnie z jego objawem w postaci Radia Maryja. Obchody 25-ciolecia stacji, na których A. Duda jako Prezydent RP dziękuje za: „za wielkie dzieło wspólnoty, miłosierdzia, budowania siły polskiego społeczeństwa i siły polskiej państwowości” (cytat za Onetem), wydają mi się wręcz groteskowe. Gdzie to dzieło wspólnoty? Gdzie tu miłosierdzie? Budowanie siły polskiego społeczeństwa?! Styl budowanie wspólnoty w oparciu o wskazywanie wrogów, którzy nieustannie nastają i dybią i których trzeba zniszczyć, to wg mnie raczej wykluczanie i dzielenie niż budowanie. Oczywiście jest grupa ludzi, którym to pasuje i którzy dobrze się w tym czują, ale nie rozciągałbym tego efektu na całe społeczeństwo. I nie chodzi mi o wartości, jakie prezentuje RM, ale o to, że nie pozostawia ono przy tym przestrzeni dla innych, o to że „co nie z nami, to przeciw nam”. A już o. T. Rydzyk dodający otuchy Panu Misiewiczowi, to jest figura tak dokumentująca sposób postrzegania rzeczywistości w podziale na „dobrzy my i źli oni”, że właściwie niczego więcej nie trzeba. Facet, który ewidentnie złamał/ugiął prawo i którego nie dało rady wybronić nawet jego środowisko partyjne tutaj zostaje poklepany po ramieniu i podniesiony: „bo nie każdy by wytrzymał to co pan, taki poniewierany, tylko wielcy to wytrzymają. Niech pan będzie wielki duchem”… Oczywiście – żeby nie było – ja również życzę Panu Misiewiczowi i nam wszystkim, żeby był on wielki duchem…

Niby nie palę, ale jak mnie najdzie Boziobóg i poczęstuje, to zapalam. Zapalam i ćmię. Ćmimy we dwóch. Na balkonie. No, na balkonie, bo po domach/mieszkaniach się teraz nie smrodzi. Nawet Boziobogom zakazano… Oni zaś stosując się do zakazu potwierdzają zasadę, że są wszechmocni, tzn. mogą wszystko, nawet zastosować się do zakazu, do którego mogą się nie stosować.
- Słyszałeś, twoje radio obchodzi urodziny? – zagajam po trzecim sztachu.
- Trudno nie słyszeć, słyszę wszystko i na dowolne dwadzieścia pięć lat do przodu, ale to nie jest moje radio. Raz czy dwa byłem na antenie, ale biała gołębica, to nie ten klimat. Rzucili kamieniem – odpowiedź Bozioboga trochę mnie zaskakuje.
- Acha… - wypuszczam dym. Sezon jesień/zima nie jest łatwy dla palacza okazjonalnego. Imperatyw nałogu słabo motywuje, a przyjemność obcowania z Boziobogiem też – w związku z jego zgorzkniałym introwertyzmem - bywa wątpliwa.
- Ale przecież Ty tu rządzisz. Mógłbyś zrobić z tym porządek. Nawet gołębie srają… -  podrzucam trop.
- Ta… A słyszałeś o wolnej woli? – pyta retorycznie, bo przecież wie wszystko, włączając w to również, że i owszem, temat nie jest mi obcy.
- Czyli nic się nie da zrobić… Cóż – próbuję znaleźć jakiekolwiek pozytywy. - Może chociaż Pan Misiewicz nadmie ducha i w przyszłym roku o tej porze będzie można kupić wielkie baloniki w takim właśnie kształcie? A może trzeba mu pomóc w ducha dymaniu?.. – poddaję pomysł, pomocną dłoń, usta pełne frazesów, bo przecieżgdzież – ach! - tym płucom cherlawym, do takich duchowości się rwać?..
- Nie potwierdzam, nie zaprzeczam – Boziobóg… Mistrz asertywnego taktu. Że o numerach w totka nie wspomnę… Niczego nie mam z tej nieznajomości. Że czasem zapalę częstowanego papierosa? W siedmiu przypadkach na osiem, paragon z nabitą paczką fajek i tak znajduję później w mojej kieszeni.

Nadchodzi Boże Narodzenie. Asia przygotowała dla Wiktora kalendarz adwentowy. Bardzo ładny, choć momentami ryzykowny koncept, zwłaszcza wobec przewidywanego przez syna z siedemnastym dniem grudnia podarunkiem w postaci majtasów… No wziął i wymacał, huncwot niecierpliwy, zakała rodu o gorącej głowie i chłodnych stopach. Cios majtasowego podarku może – w opinii syna – złagodzić tylko fakt nadruku na niewymownych pokemona o imieniu Pikaczu… Czas pokaże, jak to tam będzie/było.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz