piątek, 12 października 2012

Anarchistyczna zbieranina, która ma ukryty plan

Tytuł jest prawie cytatem z artykułu w GW, w którym opisywane jest przyznanie tegorocznej literackiej nagrody NIKE. Nagrodę otrzymał Pan Tadeusz Sobolewski za zbiór esejów pt. „Książka twarzy”. Utworu nie czytałem, ale koncepcja „anarchicznej zbieraniny, która ma swój ukryty, naturalny plan” przemawia do mnie. Zwłaszcza połączenie anarchii z planem, która możliwa jest do zaakceptowania chyba tylko w momencie ukrycia tego planu. Pamiętam, jak kiedyś przeczytałem wypowiedź Antoniego Słonimskiego, w której zawarł był coś takiego – mniej więcej – że: pomieszanie języków, ma sens tylko w scenie pokazującej pomieszanie języków… Niezłe – pomyślałem sobie wtedy… Szkoda, że nie kojarzę już, o co mi (JEMU) wtedy chodziło? Ok. Ogólnie koncepcja pomieszania, które ma jednak ukryty sens, pasuje mi - wiara, to podstawa! Nawet w przypadku, kiedy Boga nie ma, a może przede wszystkim wtedy.

Swornegacie x 2. Byliśmy tam latem (w trakcie urlopu zasadniczego) i byliśmy jesienią (na krótki, łikendowy pobyt z rodzicielkami). Mówię wam, Swory są ok i sprawdzają się równie dobrze latem, jak i jesienią.






Jesień = alkohol.

Alkohol. Why? Odpowiedź nie jest prosta, ale jednak można jej udzielić. Seriale - a nawet reklamy w ich trakcie - mają sens. Bruce Willis ma sens. Kiepskie efekty specjalne mają sens. Siedzi człowiek przed telewizorem i rozumie wszechświat (W TYM SIEBIE)! - przecież za coś takiego warto zaryzykować nie tylko zdrowie, ale i życie. Tak… Sens jest bezcenny, zwłaszcza dla tych, którzy go nie widzieli, nie czuli, a pożądali… Czy literówki mają w takim momencie znaczenie?

Kocham telewizję. Niezależnie od tego, co nadaje. Po prostu nadaje. A ja odbieram. Powinna powstać jakaś zmyślna modyfikacja złotej myśli, w myśl której już nie: „myślę, więc jestem”, a „odbieram, więc myślę”. Obniżenie, kurwa, standardów…

Zawsze chciałem uczyć o trupach. Nie, nie o trupach wykonawców cyrkowych.

Przyznano dziś literacką nagrodę Nobla. Otrzymał ją Chińczyk, jego nazwisko nic mi nie mówi. Kurwa, nazwisko żadnego Chińczyka nic mi nie mówi. Kurwa, nic mi nie mówi nazwisko żadnego współplemieńca… Ok. Przegiąłem nieco dla efektu. ;-). Wirtualnie „znam” jedną tłumaczkę z języka chińskiego, bardzo hm… istotna osoba. W realu znam trzy osoby, które były w Chinach. Acha! Mam i przeczytałem książkę Noblisty z Chin z 2000 r., uwaga, podaję namiary: Gao Xingjian, „Góra duszy”. Bardzo mi się podobało. Siedzę i otwieram na chybił-trafił: „Czym są wspomnienia z dzieciństwa? Jak je zweryfikować? Po prostu zachowaj je w sercu, po cóż upierać się przy weryfikacji?”. Celna uwaga - nie sposób się przypieprzyć. Nobel.

Chiny – producent wszystkiego, jeszcze chwila i okaże się, że pramateria, nim Wielce Wybuchła, też miała metkę „made in china”. Kiedyś, jak ktoś mówił: „mam Chińską porcelanę”, to było coś, a teraz?

Boże… Jak wiele jest GWIAZD na ziemi… Ech… Bez złośliwości to mówię/piszę. Gwiazdę definiuję, jako osobę która po prostu świeci. Są tacy ludzie i nie wszyscy są znani z telewizji, prasy, TVN-u. Można się przy takich ludziach „nałykać” światła (nawet zimą) i ogrzać (nawet fizycznie-przyrodniczo nie przytulając się do nich). Ok, można też spłonąć, ale to ryzyko powinno być wkalkulowane w szanse kontaktu z GWIAZDĄ. Ja to widzę w ten sposób, że płoniemy przez GWIAZDY, bo to my nie wytrzymujemy temperatury, czyli - płoniemy nie z ich, ale z własnej winy, a nawet nie tyle z własnej winy, ile z niedostatków konstrukcyjnych nas samych.  Osobiście znam/znałem („znałem” - bo skonały w międzyczasie) kilka takich osób i zawsze staram się wobec nich przyjmować postawę pokornej akceptacji, ale jednak z zastrzeżeniem własnej odrębności. Albowiem: płonę zawsze na własny rachunek. A wszystko to piszę gapiąc się w telewizor, w którym widzę gościa grającego NIESAMOWICIE wprost na gitarze. Wiecie, ON, jest z zespołem, ale od razu wiadomo, kto TU występuje ;-).

Ok. Pora umierać. ;-). Dopóki się nie umiera, łatwo to powiedzieć. Idę spać. Morfeusz to brat Thanatosa. Erzac, cholera nie życie. ;-). I jeszcze tylko pierwsze zdanie z Noblisty z Chin z 2000 r., z książki, o której wspomniałem: „Stary autobus to złom, wyrzutek z miasta”.

„Uważaj na oczy, żeby Ci okularów nie zachlapało” – to powiedziała Beata, przy otwieraniu przez niego szampana.
„Mimo wszystko Beata napiła się szampana, nie chciała kolejny raz zawieść swojego chłopaka” – to powiedział „głos z offu”. Dla ułatwienia dodaję, że Beata nie lubi szampana… POLSAT. „Pamiętniki z wakacji”. Jesu… Trudno się oderwać… 

„Kocham telewizję. Niezależnie od tego, co nadaje. Po prostu nadaje. A ja odbieram. Powinna powstać jakaś zmyślna modyfikacja złotej myśli, w myśl której już nie: „myślę, więc jestem”, a „odbieram, więc jestem”. Obniżenie, kurwa, standardów…”.

2 komentarze:

  1. 1. raz do ciebie trafiłem. Blog-ok. Sporo kur* jak na 1. raz, ale blog-ok. Z resztą za 1. razem kur*a też może być. Ale ale "wracając", do czego miałem pisać. Będę tu częściej wpadać, bo mimo ukrytych sensów lubię sałatki wielosmakowe. I to napisane normalnym języczkiem. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że się podoba. Pozdrawiam również (a co do kur i innego plugawego ptactwa, to czasem sypnę dla nich ziarna, dokarmię, bo oni też potrzebują jedzenia).

    OdpowiedzUsuń