piątek, 4 października 2024

Barbarus u barbera

Hej. Jesień. Deszcz. Słońce ledwo, ledwo zipie, zza chmurrami jest. Brak impulsów. Wczoraj wizyta u barbera. Ful profeska młodociana. Od progu „Cześć”, a ja, jak struna napięty, brzeszczot, bagnet na broń: „Cześć i chwała bohaterom września!!!”. Oni oczy wybałuszają, bo że już październik i że nie, że „cześć i czołem, takie dzień dobry, dla młodych dorosłych”, to ja oddech i spocznij. A… To, to, czyli luz, się kolegujemy od progu, ok. Milusio. Czyli, że pierwszy raz? A nie widać? No… Widać. Oni na mnie, to i ja się rozglądam, łypię okiem kaprawym, ręka mi drży, bo wiadomo, już jesień życia, a tu na stoliku obok stoi i owszem alkohol i się nie rusza. Bez sensu stoi, alkohol nie jest od stania tylko od płynięcia, szeroko, szeroką rzeką przez świat, płynie by wpływać na przebieg wydarzeń, do gardła, kształtować myśl, bądź jej pozór, cokolwiek, ale nie tak stać niemożliwie i bez sen su! A on, barber ów, że na kiedy chcę przyjść, a ja, że jak na kiedy, na kiedy się da, obojętne, czyli? No że tylko raczej popołudniami, bo za dnia mam gdzie siedzieć i co robić i nie pozwolę się golić przy ludziach za jasnego, nawet jakby, to było tylko takie bardziej teoretyczne światło dzienne, to wolę raczej później nieco, bo wiadomo, słowo klucz: praca. Mam, chcę utrzymać, nawet wbrew wiekowi i na przekór sytuacji geopolitycznej planuję rozwój, bo że się w niej spełniam, to jest jakby w każdym moim cv do zawarcia szeroką frazą i nawet bym mógł coś na ten temat dorysować na marginesie, lubię-umiem „kwiat” i „drzewo”, ale nie praktykuje się takiego wyrazu obrazkiem, więc się w ten sposób nie wyrażę, tylko spoko… Ok. To może we wtorek? A to nie… Muszę transport mieć, bo w ramach usługi podajecie jednak ten alkohol popić, ten sam, co teraz tak ni c a nic, nawet nie do wąchnięcia jest. Nie, nie to żebym ja musiał, bo nie muszę! Ale jakby kultura jednak i jej teksty – szeroko rozumiane -głoszą, że butelka jak się pojawia w pierwszym akcie, to w antrakcie już zostaje uchylona, że potem, na koniec to już tylko dno widać i co? A tu nic, dat szukamy, terminów, w których może dojść do przecięcia naszych żywotów monadycznych. Przecięcia też dosłownego, że mnie przetną nożyczkami moje - ze mnie wychodzące, wyrastające - włosy, ogolą, doprowadzą do ładu z mojego nieładu, uporządkują mój – wiadomo – nieporządek, może sprawa wyjdzie lepiej niż ktokolwiek by się tam spodziewał? Dostałem taki prezent w związku z wiekiem, że mogę iść na full opcję, z gorącym ręcznikiem, a ten mnie pyta, czy ręcznik też? Hm… No biorę wszystko! Mam na karnecie zapis taki, że „gorący ręcznik”, zapłacone jest, full opcja, to po co on mnie pyta – taka myśl, a może to jakiś podstęp? – też taka myśl niby moja, choć dość powszechna. Ostatecznie biorę wszystko, jak w folderze. Raz kozie śmierć, może mnie nie poparzą przez złośliwość czy roztargnienie… Tylko tych terminów szukamy, bo przecież to jest wizyta we full opcji z piciem alkoholu w tym zawartym, czyli, że nie mogę potem wsiąść i prowadzić auta. No! Jak?! Upojony?! Wystrzyżony, jak królewna Śnieżka na wesele z krasnoludkiem czy innym diabłem amoralnym, co już chucie swe w hucie rozgrzewa, miechem w nie dmie, aż mu oczy skry sypią na mój widok, a rozpalona do czerwoności surówka, lawa czeka tylko ujścia, erupcji, uwolnienia i mojego, mojej w tym osoby upartuje współudziału, żeby mnie zapalić tym ogniem, gdzie ja taki wystrzyżony, wymodelowany model, tu i ówdzie wręcz piękny i naprany, wstawiony i wystawiony na świat, niby pan okolicy, w tym parku miejskiego, ale też jednak ubzdryngolony i kruchy jakoby całe pokolenie „zet”, że kornflejks, lelija taki kwiat… Czyli, że co?.. Może piątek? Ok, będzie transport, muszla nindżaturtla, egzoszkielet, co utrzyma mnie na wodzy i na powierzchni wezbranych wód potopu wrażeń, jaki z pewnością wystąpi dookoła. Spoko… Czyli teraz tylko spamiętać datę, godzinę i jeszcze te tatuaże jakieś do tego momentu ogarnąć…. Cokolwiek, bo po prostu nie wypada tam bez jakiegoś tatuażu się pojawić… Chociaż długopisem sobie rękę (ąę) pomażę, że niby oldskulowo, pijany kolega z wojska mi coś tam naskrobał, dziecka twarz, strzałę i serce oraz biedronkę oraz imię ówczesnej i po wsze czasy, teraz i zawsze! Czyli mamy to, umówiony, zgłoszony, zapisany, sms potwierdzający przyszedł. Zatem do zobaczenia w swoim czasie. Na ra! Cze! Buziaki, papatki, pozadro dla psychomatki! Taki prezent… Dostałem jeszcze karnet na lot szybowcem… Strach iść się umawiać… Tak.