Mieszkanie w bloku. Kuchnia. Wczoraj wieczorem. Stoję
sobie na zmywaku i konstatuję, że mam talent. Mogę uratować dziesiątki – ba! –
setki, a może i tysiące istnień ludzkich! Dalej konstatuję sobie ogólnie, że właściwie,
to trochę się nawet marnuję… Tak.. Troszeczkę tak… (Odrobinę się chełpię). E
tam! Nie chodzi mi o to, że stoję na zmywaku i drapię lekko zaschnięty na
talerzu odpad poobiedni, a powinienem być teraz w „Mam talent”. Nie. Marnuję
się w formie czystej, bo po prostu nie wykorzystuję daru, jaki dał mi (bo skąd
inaczej bym go miał?) Pan. Mój talent może się śmiało realizować z kuchni, w
przedpokoju, a nawet w toalecie, nawet kiedy goszczę w niej na nieco dłużej. Mój
talent nie wyklucza mycia naczyń, filetowania szprotki, czy nadawania połysku białej
armaturze, bo mój talent zachodzi w sferze zgoła innej, a mianowicie w sferze
przewidywania przyszłości. Bywa, że moja myśl wyprzedza zdarzenie o ułamek sekundy,
niekiedy trzeba by sprzętu ze stadionów lekkoatletycznych, żeby udowodnić,
udokumentować działanie daru, ale… Co tam się będziemy wikłać w aptekarskie
dowody rzeczowe? Ja po prostu wiem, że to działa i już! A skąd pan wiesz? - zapyta
być może ktoś ciekawy, jakiś niewierny Tomasz, jakiś łaknący taniej sensacji
hejter, który lubi sobie poużywać tego i na tym, czego i na czym używać się nie
powinno (zwłaszcza przy dziecku do lat czech!). A wiem, bo doświadczam –
odpowiem i na dowód przytoczę co najmniej kilka tego typu sytuacji dowodowych,
że oto mówię do Wiktora: Synu… Słuchaj synu, zwracam się do ciebie słowem
łagodnym, skończ już grać na tym telefonie i pościel łóżko. Mija jakieś
przykładowe (jak to w przykładzie) pięć minut i występuję z prośbą o
weryfikację: I co, skończyłeś grać? Na to pytanie (w około 98 %) pada
odpowiedź: Właśnie kończę. Ha! Czyli trafiłem, delikatnie uprzedziłem zajście
zdarzenia! Albo: Wiktor, odrabiasz lekcje? Tak, właśnie zaczynam! Po czym (na granicy
słyszalności) słyszę, jak biegnie do biurka i z plecaka wyciąga zeszyty. Znowu
- o włos, ale jednak! – byłem szybszy. To teraz pomyślcie, gdybym tak zwiększył
zasięg o jakieś 40, no 50 sekund i gdyby obudowano mnie nowoczesnymi technologiami:
tu czip, tam mikrofon i słuchawka, ówdzie kamera, 7 megaterabajtów na sekundę
przepustowości w obie strony, niezależnie od tego, czy łaska pańska operatora
mojej kablówki dzisiaj na pstrym, czy gniadym
koniu sobie jedzie, to pomyślcie, jakich tragedii udałoby się uniknąć?! Niby
nic się nie zmieniło, dalej po prostu ja, stoję sobie na zmywaku, paznokciem
pieszczotliwie drapię po grzbiecie opornego ziemniaka, który przywarł do talerza,
radio w tle mruczy głosem ostatniego niezwolnionego redaktora radiowej Trójki, aż
tu nagle w mojej głowie lęgnie się pytanie: jak tam sytuacja na trzysta
dwudziestym pierwszym kilometrze autostrady A1 w kierunku Łodzi? Jebudu! I od razu sygnał idzie do służb. Monitoring
ostrzy obraz, radiowozy zapuszczają silniki, funkcjonariusze pędem wybiegają z
zabudowań, a nad trzysta dwudziestym pierwszym kilometrem autostrady A1 w kierunku
Łodzi, pojawia się i zawisa - dosłownie znikąd, ale bardzo konkretnie i
namacalnie - szwadron śmigłowców. Zszokowani kierowcy odruchowo zwalniają, najcięższe
nogi ustępują z gazu, porażony zaś całą sytuacją islamski bojownik odstępuje od
zamiaru. Dzisiaj zamachu nie będzie, ale skąd wiedzieli? – zastanawia się skołowany
i niczego nieświadomy, a wypatrzony już przez monitoring, obywatel niepolak
prowadzący furgonetkę pełną materiału wybuchowego. No, nareszcie! Ostatni
kawałek kartofla znika w odpływie zlewu… I tak dalej i tak dalej! Sami
rozumiecie, prawie jak w „Raporcie mniejszości”, tylko bez fanfar i niepotrzebnego
zadęcia. A takich sytuacji mogłoby być setki i – co za tym idzie – o wiele
więcej uratowanych istnień ludzkich. Póki co jednak: Wiktor, spakowałeś się już
do szkoły?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz