wtorek, 23 kwietnia 2024

Serduszko danio na zawsze!

Danio regeneruje tkankę serca… Kurna! Miałem danio i zawsze lubiłem. Danio ryba, a nie jogurt! To jest wiadomość! Z rzeczy równie ważnych to kongres USA podjął decyzję w sprawie przyjęcia pakietu pomocy dla Ukrainy.

No i po wyborach samorządowych. W Toruniu, w wyborach na Prezydenta Miasta, Pan Michał Zaleski przegrał z Panem Pawłem Gulewskim. „Ski” przegrał z „Wskim” i to nie o włos, ale grubo, o warkocz Marusi, czy nawet Violetty. Paweł zamiast Michała, […]. Swoją drogą ciekawe, jak się Pan Michał odnajdzie w ławach opozycji po 22 latach na stanowisku prezydenckim, z trzema tylko kompanami
własnej opcji? Od rządzenia do głębokiej i marginalnej opozycji. To może być - tak zwyczajnie, po ludzku - mocno bolesne. Jakieś odruchy i postawa po niemal ćwierćwieczu mogły się w człowieku zagnieździć, a tu ni hu hu, nikt drzwi nie otworzy, nie ukłoni się, że o wykonaniu polecenia nawet nie wspomnę. A mogą znaleźć się i tacy, co będą brać odwet, w jakiejś tam formie… Wszak ustępujący Pan Prezydent nie słynął z łagodnego traktowania otoczenia. Jadąc kilka dni temu przez Gród Kopernika (nie mylić z Fromborkiem, który nosi miano grobu Kopernika) rzucił mi się w oczy baner – wtedy jeszcze wyborczy – Pana Zaleskiego, z odręcznym dopiskiem w brzmieniu nieprzychylnym, które brzmiało: „kurwa Rydzyka”. No bo tańce były, a ten balet, to - jak się wydaje - zaledwie niewielka część wspólnych występów. Okazało się, że to jednak rydzykowna gra.

Wracając na chwilę do kampanii wyborczej - dwa zdjęcia.


Klasyczne hasło, które – gdyby nie to, że jest prawdziwe – mogłoby tylko zostać wymyślone. Szukałem dokoła plakatu obszaru niezgody, zarysowanego pola walki, ale nie znalazłem. Pan Franciszek po prostu mówi NIE. Prawie jak u Pana Andrzeja, który rysuje.


No i jeszcze sprawy niby lokalne, ale jednak pojawia się pytanie: czy Amerykanie znają tę listę?


W Toruniu odbędzie się kolejna edycja Festiwalu Teatralnego Kontakt. Mamy zamiar rodzinnie wziąć udział i zobaczyć kilka spektakli. I to jest super, że dzięki uprzejmości ludzkiej jest na to szansa. Bo są to przedstawienia takie raczej fajne, prawdziwe, porządne, a nie „Akademia Pan Kleksa. Spektakl muzyczny”, na który - jakieś dwa tygodnie temu - wybraliśmy się do Gdańska… Matko święta… Już idąc po parkingu miałem złe przeczucia, bo na wydarzenie zmierzała stanowczo zbyt duża grupa małych księżniczek, wróżek i innych takich postaci w rozmiarze dziecięcym. Bilety kupowaliśmy
dawno, dawno temu, po premierze utworu „Całkiem nowa bajka” i oczywiście nowego filmu o Kleksie. Ta… Jakoś nam się poskładało, że będzie to raczej koncert, na którym wystąpią śpiewacy powyższego utworu, no ale sprawy nie były jasno postawione… Byliśmy w błędzie. Spektakl był zdecydowanie skierowany do dzieci, a największą jego atrakcją były bańki mydlane. Niestety, nawet jak na spektakl dla dzieci, było to zdecydowanie zbyt mało. Kupiliśmy kota w worku, który z worka uciekł i została sama kocia kupa. I brudny worek… Ale na Kontakcie będzie inaczej. Nadmienię tylko, że szkoda mi czasu i pieniędzy wydanych na to wydarzenie. Wiem… Sorry Asiu… Musiałem, to napisać. Za te cztery stówy mogliśmy nakupić sporo wódki. Przy okazji całego tego nieszczęścia dobre było tylko to, że znaleźliśmy w Gdańsku fajną knajpę chińską, która kiedyś była chińska, potem japońska, a teraz znowu jest chińska.

Zawsze są jakieś plusy, wystarczy je tylko wypatrzeć i zamienić na minusy.

czwartek, 28 marca 2024

Okrągłe nadchodzą

Czas rozliczeń nadchodzi. Bo ten rok jest/będzie (o ile się dożyje) rokiem okłągłym, w którym to strzeli pół wieku po przekroczeniu kanału rodnego i już ewidentnie zacznę staczać się ku śmierci i nicości. Koniecznym zatem będzie zaplanowanie godnych obchodów. Takich z laserami z oczu, dymem, orkiestrą, podskokami na jednej nodze i mocą życzeniowego myślenia. Że przychodzą ludzie i och, ach, fiu, fiu, jakże jest mi do-re-mi-ło na sto fajerek! Tylko durne „ce” wyśpiewywane falsetem z grubym facetem i fun-eberie! Jakbym to sobie miał sam zaprojektować i miał nieograniczony wyobraźnią budżet i miał sto pieniędzy wraz z kosztownościami, to na pewno byłyby kanapki ze smalcem ze szczęśliwych prosiaczków, którym tylko tłuszcz odessano i one nadal są tu z nami. W sumie, te prosiaki też bym zaprosił. Zaprosił i umaił. Ponadto każdy zaproszony otrzymałby karnet i upominek indywidualnie do niego dopasowany, a całość odbyłaby się w jakiejś bajeranckiej lokacji, żeby było i komfortowo i ciepło i przytulnie jednocześnie. Z częścią wspólną do przebywania razem, ale i wydzielonymi kącikami odosobnienia, w których można by regenerować akumulatory i siły sponiewierane/utracone/nadwątlone w zabawie. Byłyby też odczyty zaproszonych znamienitych gości i akcent muzyczny, tu – wiadomo – niespodzianka wieczoru, nie powiem kto, ale możemy się domyślać. I dużo, dużo światła: świece w kandelabrach, dyskretne kinkiety, strojne choiny w sznurach kolorowych lampek oraz oczywiście leflektory skierowane na gwiazdę wieczoru. Normalnie ogród rozkoszy ziemskich (tablica środkowa), z tym, że lekkie utytłanie, owszem umorusanie się w grzechu, ale w granicach spowiadalnych, bez bezguścia, bez oślizgłości, bez nieodwracalnych zmian w relacji. Tudzież zabawa i szał. W sumie ze trzy dni bym na to przeznaczył, także natężenie można by stopniować i siły rozkładać i zmartwychwstać. Więc jakby moja żona powiedziała: „Ja chcę na jachcie”, to by się dało zrobić i tam też część imprezy przeprowadzić. A jacht, jak to jacht na takie okazje. Szerokaśny, z trzema pokładami, wycieraczką, basenem, barierkami co lśnią, salą kinową, a może i dwiema, żeby się dało w jednej poważne europejskie kino ambitne z Albanii odtworzyć, a już w drugiej bardziej luźno, ze śmiechem komedie, ale też jednak na poziomie. Dźwięc, wiadomo, Dolby Surround. I pikle i śledzie w śmietanie i ziemniaki, na galowo, w mundurkach, a do wszystkiego szampan w kieliszkach wykonanych z czego sobie kto zażyczy, do tego stopnia, że z wafla też. I można przyjść na to całe wydarzenie z dziećmi, bo jest opieka zapewniona, w czasie kiedy rodzice oddają się uciechom i podskokom, opiekają kiełbaskę nad ogniskiem, to dziecko jest zabawiane, zaopiekowane, poddane właściwej dla wieku i zainteresowań przemocy symbolicznej. Można przyjść z dzieckiem, można w szalu, bo wieszaki będą żeby odwiesić, można dowolnie i bez ograniczeń, bo – jakby co – będzie się improwizować, ale z takim budżetem, to nie będzie improwizacja, tylko po prostu z kapelusza możliwości wydobycie odpowiedniego rozwiązania problemu. Także luz. Oczywiście kwestia używek, to już kwestia – jak było powyżej – do ogrodu rozkoszy ziemskich przypisana i tu też będzie grubo, z hukiem i bez hamulca, ale jednak z klasą. Wszystko jest dla ludzi i znajdą się ludzie do wszystkiego. Wietrzenie sal. Opieka medyczna. SPA. Kapłani kilku kultów i religii. Notariusz. Ale też mop, gdyby ktoś poczuł, że chce we własnym zakresie wydzieliny jakieś omieść dyskretnie i bez rozgłosu, żeby się na butach i w opowieści nie rozniosło, a nie, że niby nikt nie wie, ale jednak przy śniadaniu dziwnie patrzą… Także: komfort, bezpieczeństwo oraz tort. Bo jakże tak bez torta, tortu? Tortus tuus musi być. Komu grubiej, komu cieniej pokroić, a kto się wstrzyma nieważne, ale tort i świeczki to na sto procent. I to duży. Jak ten księżyc, co usłużnie przyświeca i odbija się w bezkresnej toni akwenu, przez który nasz jacht cicho sunie. Szczypta romantyzmu i ciszy też potrzebna. Pauza.



poniedziałek, 4 marca 2024

Urodziny w wigilię śmierci

Przemijamy… Tak, człowiek jest śmiertelny, ale to jeszcze pół biedy. Najgorsze, że to, iż jest śmiertelny, okazuje się niespodziewanie, w tym właśnie sęk! Wiosną widać to trochę mniej wyraźnie, ale tak właśnie jest. Pozory rozkwitu, narodziny, wzrost... Żywozielona trawa na mogiłach… - Iosif Wissarionowicz rozmyśla o przyszłych pokoleniach, które nadejdą tylko po to by przeminąć. Oczywiście, w międzyczasie wzniosą miasta, fryzury i plany na przyszłość zostaną misternie ułożone, a przysięgi - na wieczność - złożone i maszyna parowa będzie ludzi wozić do pracy. Damy im czas… Silenie się na refleksje, a tu przecież trzeba działać! Wódka sama się nie wypije, a jedzenie nie zje! Wieczorem ludzie przyjdą świętować, jeść te hamburgery, sałatki, owoce, ale jednak – przede  wszystkim – pić. I nawet ci niepijący będą musieli chociaż trochę powdychać i przesiąknąć atmosferą.  To już tylko za 28 lat, 4 marca, urodzi się Robert, który zorganizuje obchody z tej właśnie okazji.  Impreza odbędzie się wcześniej, w łikend, ale kto by się o te kilkanaście godzin sprzeczał, czy czepiał,  przecież to nie agonia. Na pewno nie Iosif Wissarionowicz, on też czeka na wieczór i zabawę. On tam  w przeszłości czeka, a tu w teraźniejszości, jest już po wszystkim – „już po balu, panno Lalu!”. Konkurs  wiedzy o solenizancie zgromadził dzikie tłumy uczestników, spośród których szanse miały może trzy,  może cztery osoby, ale cała reszta mogła się dobrze bawić i czegoś nauczyć. Przyda się na przyszły  rok! Na przyszły rok będzie jak znalazł, może pytania się powtórzą? Nie było tortu, nie było tańców,  nie było śpiewów, nie było bójek. Miejska impreza, dla ludzi kulturalnych i potrafiących się zachować  - nie tylko w formalinie. Prawie wszyscy tacy byli, ale niegodne wzmianki wybryki jednostek patologicznych nigdy nie ujrzą niczego poza ciasnotą celi puszki mózgoczaszki. Alkoholi nie zabrakło,  jedzenia było tak dużo, że para gospodarzy karmiła nim gości, jak głodne gołębie, jeszcze dnia  następnego. Spotkanie zorganizowano pod szyldem: NBA 90’s. Byli zatem zawodnicy, czirliderki, trenerzy i dzieci wycierające plamy potu z parkietu. Jubilat – oczarowany prezentami – dziękował wszystkim zgromadzonym, sypał żartami, siał czar i zbierał owoc posiewu swego. Takie to było  spotkanie w stylowych wnętrzach kamienicy z początku XX wieku, w której na pewno nie zagnieździła się żadna siła nieczysta. Iosif Wissarionowicz na swój sposób bardzo lubił Michaiła Afanasjewicza… Przewrotnie, na swój sposób.

piątek, 15 grudnia 2023

Grudzień 2023 nadal jest

Czytam książki. Autor: Jogre Luis Borgesa. „Alef” i „Powszechna historia nikczemności”. W tej drugiej pozycji ostatni kawałek: „O ścisłości w nauce”. I tak to sobie czytałem i skojarzyło mi się z czasami studiów, a konkretnie z uroczym esejem Jeana Budrillarda „Precesja symulakrów”. Hm… Poszukałem w sieci i znalazłem. Pierwsze zdanie tego tekstu: „Gdybyśmy mieli za najpiękniejszą alegorię symulacji uznać fikcję Borgesa, w której kartografowie Cesarstwa zarysowują mapę tak szczegółową, że w końcu pokrywa ona szczelnie całe terytorium […] – to fikcja ta zatoczyła względem nas pełne koło ima na co najwyżej dyskretny urok symulakrów drugiego stopnia.”. Tak… Pal sześć o co w tym chodzi, odłóżmy na bok „dyskretny urok symulakrów drugiego stopnia”, ale to zatoczenie koła! Za moment minie trzydzieści lat od kiedy zakończyłem studia, a tekst Boudrillarda musiałem czytać gdzieś tak w okolicach drugiego roku, na zajęciach z metodologii (tak mi się wydaje), które prowadził Pan Andrzej Zybertowicz (tego jestem pewien!). Co się w tej głowie dzieje i przechowuje na jakich zasadach, że czytając trzydzieści lat później Bourgesa, zupełnie bez świadomości, jedno skleiło się bezbłędnie z drugim? Czego jeszcze mogę się spodziewać, jakich wspomnień zza światów pamięci? Tak często wydaje mi się, że bez sensu było tyle lektur, popisane po marginesach książki itp., że to wszystko w piach, a tu takie zdziwienie. No i dobrze. Samo się zapamiętało, samo się pamięta i samo się przypomniało. Beze mnie. Wiadomo, że ostatecznie i tak bez sensu, ale mała satysfakcja jest. Może kolejna lektura, książka dr. Asi Podgórskiej „Tak działa mózg. Jak mądrze dbać o jego funkcjonowanie”, przyniesie odpowiedź na pytanie: jak to się dzieje? Oczywiście, że nie przyniesie. Także, to będzie kolejna miła i stracona lektura.


Zero nastroju przedświąteczniego. Różnie z tym u mnie bywało, ale tegoroczna edycja jest zdecydowanie the best of the best! Ani światełka, ani lastkrismasy, nic… Choiny, dzwoneczki, spacerujące po galeriach handlowych anioły, szał zakupowy, zagniatanie ciasta na pierniki, kolejne lampki o ciepłych barwach… Nic… Wykres jest płaski, nie dygnął. Póki co przynajmniej. Poniżej dwa poniżające obrazy świąt.




A wracając do pojeba Brauna, co świeczki pogasił, to nie ma do czego wracać. Notuję to, żeby – wiadomo – nie było, że nie było odnotowane. A teraz – koniecznie po odnotowaniu! – można/powinno się o tym zapomnieć, żeby nie było zapamiętane. Chociaż, jak powiadają niektórzy: historia naszą nauczycielką jest! - to jednak nie przesadzajmy z tą nauką. Najczęściej idzie ona w las.W tym momencie może po chojnę? A może tylko za przyziemną potrzebą?..

Pojebani ludzie z fochem i hejtem. Tak, trochę ich jest w okolicach. I nie ważne są ich poglądy. Po prostu walą z grubej, a niekiedy i bardzo grubej rury. Czasami ich gruba rura nie jest aż tak gruba, jak by chcieli, ale starają się swoją cienką grubą rurą i tak zrobić co tylko można. Bo tak! Bo mają rację! Oni zawsze mają rację, która usprawiedliwia, wręcz zmusza ich do grubej rury użycia. To jest warunek podstawowy. „Prawda was wkurwi!” – powiada pismo, a właściwie: „To, że oni czynią wbrew prawdzie, którą Wy znacie, to Was wkurwi! I to daje Wam prawo napieprzać dookoła słowem i gaśnicą!”. I już. Proste. Obrażanie, wykrzykiwanie, obsrywanie. Paskudy.

A przecież można sobie spokojnie zasnąć i spać.



czwartek, 30 listopada 2023

I to tyle

Śnieg leży. Na całej połaci. Nie mam nic do przekazania. Wpłacam na Szlachetną Paczkę. Jak czytam opisy rodzin, które czekają na pomoc, to robi mi się smutno. W tym roku święta będą inne. Wiadomo. Bardziej bez. Bez tych światełek. Bez tej choinki. Bez tych potraw. Bez domu, a ja będę trochę bezdomny. Wiadomo, że nie całkowicie, ale jednak już bez domu rodzinnego. Święta będą inne, ale będą.

Sejm obraduje, a ludzie na to patrzą. I to sporo ludzi. Sam też się przyglądam. I nawet słuchanie posłów PiS – wiadomo, że nie wszystkich – może mieć sens. Niektórzy z nich - wiadomo, że nie wszyscy – mówią z sensem. Ale to ci mniej znani. Może nowi? Może jeszcze się nie ogarnęli, może jeszcze ich patia nie dość uformowała we „właściwej” formule debaty publicznej. „Spluń na Tuska przez lewe ramię i się przeżegnaj, po czym wznieś oczy ku górze i przywołaj imię Jarosława Najczystszego, Najmędrzejszego, Stworzyciela Pensji i Premii, który Nigdy Nie Odejdzie i Po Wszystkie Czasy Władał Nam Będzie Nami, a i te kurwie wszeteczne przylezą kiedyś z podkulonymi ogonami i będą (nas) J E G O!!! błagać o litość, ale ni huja nie będzie litości, dla tych kurwiów i zaznają potępienia, alchajmera, nerwobóli, drgaw i innych plag, tak nam dopomóż Jarosławie Jedyny, Niepodzielny, Gronostaju, Orle, Hefalumpie Przenajlepszy. Jamen”.

Jest też oczywiście gwiazda sejmu Pan Marszałek Szymon Hołownia. Mnie się póki co podoba i nie będę polskim zwyczajem już „bał się na zapas”, że… Ma chłop szybkość reakcji i szeroki zasób słów, a przy tym dość dużą odporność na chaos.

Acha… No powołany został rząd Mateusza Morawieckiego, ale tym nie ma sensu się zajmować. Odnotowuję dla porządku. Fakt miał miejsce.

Przebiegłem mój zaplanowany i założony na ten rok dystans minimum. Teraz biegam, bo lubię…

A poza tym: wojna w Ukrainie i Strefie Gazy. Straszne rzeczy. Wiadomo. Strach oglądać telewizję.

Ponadto: Paweł bez roboty włóczy się po okolicy i rozwozi małe karteczki, które - mimo mrozu i zgrabiałych palców – przykleja na słupach i przystankach. „Psa wyprowadzę”, „Zaplanuję Twoje samobójstwo – transport zwłok i mylenie tropów gratis”, „Złom zbieram”, „Twój gruz przyjmę jak swój i będzie bezpieczny”, „Św. Józef do żywej szopki, jak żywy (2 kolędy/h w cenie)”, „Odstraszanie szpaka - nęcenie wróbla i pszczoły (jako zapylaczy) – od marca”, „Hejt okolicznościowy – na osiemnastkę, kolejną rocznicę ślubu, zebranie wspólnoty mieszkaniowej. Anonimowo”, „Model. Tylko poważne propozycje od klas artystycznych. Zakres usług: nagość niedoceniona. Dogadamy się”, „Transport drobnych paczek z punktu A do punku G”. Jeździ ów młody człowiek po okolicy. Uważajcie. Wypatrujcie. Pomóżcie. Ida święta. Niekatolicy też chcą jeść. I ich dzieci też.

Są tysiące kwestii, które mnie nie zaprzątają. Ale przecież patrzę i widzę. I to tyle.


Idą. I nadejdą.

środa, 25 października 2023

Buchalteria

Wybory parlamentarne w sosie nieparlamentarnym. Wszyscy wygrali! Kraj cudów! PiS, bo najlepszy wynik wyborczy. KO, bo odsunęli PiS od władzy. Trzecia Droga, bo wynik lepszy niż najlepszy z przewidywanych i witają się z władzą. Lewica, bo wraca do rządów. I Konfederacja, bo wprowadziła do parlamentu więcej posłów niźli mieli poprzednio. Oczywiście każdemu coś tam nie wyszło, ale oficjalnie sukces! Ja tam się cieszę. Nie mam złudzeń, że rządy koalicyjne będą się wiązały z kłopotami, niespełnionymi obietnicami, dogadywaniem się i negocjowaniem, które będzie też brutalne, ale… Właśnie ALE, mam nadzieję, że nigdy nie osiągnie to poziomu dna, o jakie - w stylu swojego funkcjonowania - osiągnęło PiS. Niech ta koalicja zrealizuje choć 50 % tego, co zapowiadała, to mi i tak wystarczy. Niech ja nie muszę już patrzeć na Pana Czarnka, Morawieckiego, Błaszczaka, czy Ziobro przemawiających do mnie, jak do debila, któremu można powiedzieć wszystko z uśmiechem i pełnym przekonaniem o swojej bezkarności. Z drugiej strony, mam też nadzieję, że ci którzy przejmą władzę nie zapomną o ponad siedmiu milionach ludzi głosujących za Kaczyńskiego koncepcją Polski.

Słowo roku: frekwencja. 74,38 % To zrobiło na mnie wrażenie. Kolejki do lokali wyborczych i ludzie stojący do trzeciej w nocy, żeby oddać głos.

Męska reprezentacja naszego kraju w piłce siatkowej wygrała w tym roku wszystko, co można było wygrać. Liga Narodów: w finale pokonali reprezentację USA, a w całym turnieju z piętnastu meczy przegrali dwa (w fazie grupowej). Mistrzostwa Europy: w finale pokonali reprezentację Włoch, w całym turnieju nie przegrali żadnego meczu. Turniej kwalifikacyjny do przyszłorocznych Igrzysk Olimpijskich: wygrali wszystkie mecze i tym samym cały turniej. Żeby nie było: żeńskiej reprezentacji też poszło dobrze! Liga Narodów: trzecie miejsce. I udało się zakwalifikować się na IO! Także jest dobrze bardzo.

Drugie słowo roku: śmierć. Moja mama umarła dwa miesiące temu. Jej świat się skończył. Mój nie. Jeszcze nie. I co? Są setki, tysiące detali, które wyglądają inaczej. Nagrobek, po zeszłorocznym postawieniu, uzyskał nowy napis. Rachunki trzeba było poregulować. Zmiana w książce telefonicznej komórki. Poznałem procedury umieszczania w ZOL-u. Dowiedziałem się o rzeczach, o których nie chciałem. Jeszcze raz okazało się, że są ludzie, na których mogę liczyć.

Jakieś tam wakacje się odbyły. Jakieś wyjazdy i inne atrakcje, ale czy to było atrakcyjne? Nie, nie w tym roku. Ten sezon urlopowy nie należał do udanych. Było intensywnie, ale stanowczo nie
rekreacyjne.

Aktualnie jesień na mnie dżdży i w tym dżdżu biegam po stadionie, a zatem w kółko. Dużo wskazuje na to, że plan na rok – co do przebytych kilometrów – zostanie osiągnięty. Powoli widać już też żem już stary, bo średnie tempa są coraz słabsze, ale co tam… Grunt, to jeszcze nie kłaść się w grunt! I inne takie żarty z użyciem słowa „gruntownie” w różnych kontekstach. Gruntowny remont…

No i co... Kilka zdjęć.


Landszaft. Wiadomo, wstyd, ale ładnie jest...


Taka koncepcja...


Człowiek w jednym kapciu, z jamnikiem na barkach. Wiadomo. Włocławek.


Love jesień.

środa, 19 lipca 2023

Praca, sen, praca i inne przygody

Jak pisze kolega Adam: „praca, sen, praca”, no ale przecież życie to coś więcej! Jest jeszcze jedzenie, oddech itd. - podstawowe funkcje życiowe, a - na bazie realizacji tychże - coś tam się przesuwa przed oczami, jakaś rzeczywistość. A zatem…

Syn zdał do II klasy Liceum Ogólnokształcącego… Syn jest zdolny i nawet w klasie z innymi zdolnymi, nadal jest nieco bardziej zdolny. Średnia ocen klasy, to coś około 4,7. Ja takie średnie widywałem tylko w telewizji. I nie chodzi mi o to, że jakoś dziko mi na tej średniej zależy, czy że nawołuję do walki o nią, bo jestem raczej we frakcji „olej to”, ale wykręcenie takiego wyniku (przez klasę) na coś jednak wskazuje. Ok. Tyle o szkole, teraz są wakacje. Jest upalny lipiec.

Jest upalny lipiec. Kilka tropikalnych nocy z temperaturami powyżej 20 stopni Celsjusza miało miejsce. Deszczu raczej mało. W mieście, gdzie trawy pokoszone, trawy schną. Buty, od biegania po stadionie osiedlowym, uwalone jak nigdy dotąd pyłem.

Za nami przedsmak urlopowych wojaży, tj. wyjazd w rodzinne strony mamy mej. Wieś na Lubelszczyźnie. W samochodzie pięć osób plus pies, który całą drogę spędził dzielnie i grzecznie na kolanach. Przejazd w zdecydowanej większości autostradami i drogami ekspresowymi. Żona dała mi poprowadzić samochód przez sporą część trasy, no ale jednak nie całą… Dla zdrowia i bezpieczeństwa wszystkich uczestników ruchu… 


Startowaliśmy w piątek dość późno, więc dotarliśmy już po zmroku. Różnica w zachodzie słońca między tu, a tam, to pół godziny i właśnie tych 30 minut nam zabrakło ;-). Kolejną różnicą, którą od razu dało się zauważyć były komary, tzn. tam były. Może nie jakieś zabójcze tłumy, ale jednak przebywanie po zmroku za zewnątrz było nieco utrudnione. Cóż jednak komary, wobec ciszy i ciemności?! HWDK! Niech im będzie, ta kropla krwi warta była tego doświadczenia. Plus, wiadomo, złe i do gruntu niezdrowe spotkania towarzyskie z rodziną w trybie tzw. zarwanych nocy. Bo było, nie da się ukryć, nocy zarwanie i na skraju całkowitego ich zepsucia, że aż się martwiłem czy kolejna  nadejdzie… Ok, przesadzam, nie martwiłem się, ale jednak opadając na posłanie widziałem już świt. Za oknem świtało, ale w moim wnętrzu panował mrok całkowity zarwanej nocy. I widziałem nocy zarwanej sprężyny, mechanizm pogięty, ogólnie tejże sprężystość pogiętą… A była to po prostu twarz moja własna w lustrze gdzieś odbita… Przelotnie… Boleśnie… A może lutro dodało złośliwie coś od siebie?.. Także… Gdyby ktoś kiedyś wypuścił na rynek produkt pn. „Zarwana Noc”, to ja mogę zgłosić się do promocji. Mam w portfolio kilka zdjęć i wspomnień. Mglistych, ale mam… Twarzą zarwanych nocy mógłbym być… Swoją drogą: jest tam lustro, które ma ponad sto lat, a wisi na zewnątrz. Wiosna, lato, jesień, zima. Niszczeje od tego, nabiera charakteru i odbija coraz odważniej nie tylko to, co widać…


Ok, nie ma co popadać w melodramatyczny ton, bo po nocy przychodzi dzień i tak też działo się i tym razem. Za każdym razem. Póki co. A z atrakcji to było jeszcze: wizyty na cmentarzach, palenie zniczy, grill, Grody Czerwieńskie i Zwierzyniec. Przez tyle lat jeździłem do wsi rodzinnej mojej matki i przez tyle lat uczyłem się w szkołach o Bolesławie Chrobrym i jego wyprawie na Ruś Kijowską w roku 1018… Tyle lat… bez kumacji, bez się zorientowania, bez połączenia tych – jakże blisko przecież leżących od siebie - kropeczek… Kurna. Kurwa. O Jezu. Gdyby to były kropeczki na biedronce, to na 10000% znajdowałyby się na jednym jej skrzydełku, a ja i tak ich nie połączyłem. Może dla biedroneczki chlebonośnej, to i dobrze (bo bym zgniut), ale dla człowieka, w tym wypadku dla mnie, to raczej słabo. Ostatecznie jednak wiedza dotarła i oto okazało się, że te mityczne Grody Czerwieńskie, to właściwie jest tu! Za zakrętem, za miedzą, pojedziesz pan tą drogą, potem w lewo, GPieS złapie trop i pana poprowadzi i bez trudu pan znajdziesz, są, czekają, od setek lat nigdzie nie poszły sobie. Tylko, po prawdzie, panie, tam gówno jest… No i fakt... Raz jeszcze rzeczywistość w starciu z wyobrażeniem poległa. Z tym, że jednak nie do końca. Bo już jadąc tam wiedziałem, że tam gówno jest, ale jednak: jest gówno, ale było złoto! I w tym sensie, jest to gówno pozłocone blaskiem dawnej chwały. No dobra. Grody Czerwieńskie, przywrócone do Polski przez Bolesława Chrobrego, pierwszego króla Polski, w wymiarze materialnym, to jest widok słaby, ale już w wymiarze duchowym – a w takim staram się plasować nie tylko przy pomocy środków psychoaktywnych – to już jest Las Vegas naszego kraju. Także…



No i Zwierzyniec… Może chodzi o to, że się ludzie niektóre zamieniają w źwierzęta pod wpływem alkoholu, może – najpewniej – o co inne, nie wiem. Wiem tylko, że byliśmy. Piwo nabyliśmy i potem piwa się napiliśmy. I zaś noc do reperacji trzeba było oddać… Co wy tam, z tą nocą, do kurwy nędzy, robiliście?! – zapytał nocy reperowacz przyjmując kolejne od nas zlecenie. – Czy was ktoś w źwierzęta pozamieniał, że taki niszczycielski żywioł w was wstępuje, bez opamiętania, bez kultury człowiekowi przyrodzonej, czy co?.. Człowiek się tak nie zachowuje! Człowiek, to w porządku jakimś jest, funkcjonuje, strukturę jakąś ma, dyscyplinę, jak choćby w Treblince… A nie, jak dzikie źwierze, noc za nocą zarywa… Ech… Ta… Także byliśmy w Zwierzyńcu. Fota.


Tyle to. Teraz inne, ale już w skrócie. Mama na leczeniu jest. Plany urlopowe są. Reprezentacja pań w siatkówce zdobyła brązowe medale w VNL. Biegać się biega. Czytać się nie czyta raczej. Czeka się… Na nie wiadomo na co, na najgorsze, na to, co minęło bezpowrotnie… No, ale się czeka… Jak pisze kolega Adam: „praca, sen, praca”, a pomiędzy tym wszystkim oczekiwanie…