Kolega
ciągnie mi statystyki. W górę, a nawet w góry! To jest człowiek, to jest ktoś!
Ktoś, kto jest kimś! Ewidentnie każda notatka na Jego temat jest strzałem w
dziesiątkę na tarczy z punktacją „do dziewięciu”. Świat chce o nim wiedzieć
więcej i potrzebna jest promocja, bo sam z siebie (on, nie świat) wypuszcza
bardzo mało newsów. No, chyba że rozluźniony poobiednią drzemką, wtedy tak…
Czy zachwyt
wystarczy? Czy motyle w otrzewnej, to jest dowód? Czy maślanka lejąca się z
oczu, to dość, by milczeć i tylko paczeć? Już mi ostatnio Mej Joanna zaimputowała
skłonności nie koniecznie i nie powszechnie akceptowane, a tu proszę, sam sobie
w stopę strzelam takimi deklaracjami. I co, że zdjęcie na lodówce, i co, że w
pamiętniku zasuszony lok, a we wspomnieniach wciąż żywe obrazy? To zwykła,
męska, szorstka - jak gąbka dopiero co wyłowiona z basenu morza martwego -
koleżeńskość! Czy w dzisiejszej Polsce jest jeszcze miejsce na przygodę rodem z
Hiszpanii? No, nie wiem…
Bydgoszcz i
jej były już radny, który „wołał o miłość”… Strach usłyszeć takie wołanie, taki
zew, taki rozpaczliwy krzyk pełen autentycznego uczucia. Żarty na bok, sprawa
jest poważna. Szczerze mówiąc dałem radę wysłuchać około 4 minut tego bełkotu,
ale i tak było tego za dużo. Psychopata - to chyba będzie właściwe określenie -
a więc psychopata Rafał nie dość, że na nagraniu mówił, to co mówi, to jeszcze
potem poszedł do telewizji, żeby „coś wyjaśnić”. Kurwa… Sam fakt, że po takiej
akcji człowiek nie dekuje się gdzieś w piwnicy, w towarzystwie worka ziemniaków
i słoików, żeby - wyżerając zapasy - pozwolić światu o sobie zapomnieć,
wskazuje na to, że mamy do czynienia z wysokiej klasy psycholem.
A propos
kompetencji społecznych i umiejętności budowania relacji… Najlepsze są
spotkania towarzyskie realizowane znienacka, jak choćby mające miejsce
ostatniej soboty wyjście do kina i do miasta. Do kina z Mej Joanną nie
dotarliśmy (film horror plus wizyta rodziny storpedowały nasze szanse), ale już
w tzw. mieście byliśmy. Na piwie, choć: czy to jeszcze jest piwo? IPA, APA, ALE
o so chozzii?.. Ok., grunt że działa. Nie takie wynalazki się pijało. Lekarstwo
nie musi być smaczne – głosi stara, ludowa zasada. Każda jedna APA w porównaniu
z pół litra cytrynowego Baczewskiego popijanym gazowanym napojem cytrynowym i
„zakanszanym” cytrynową galaretką w czekoladzie, to jest rarytas i samo
zdrowie. Wracając zaś do relacji międzyludzkich, to - jako zagorzały czytelnik
wspomnień z hospicjów i wyznań z łoża śmierci – niby zdaję sobie sprawę z tego,
że trzeba wyjść do ludzi i zaangażować się w budowanie, ale jakoś średnio mi
wychodzi to wychodzenie. Ha! Ale „średnio”, to i tak już lepiej niż „źle”, a
przecież cały czas nad tym pracuję. Żeby mi potem nie sygnalizowano, że się na
przykład pod koniec mitingów „nie żegnam” ;-). Ja się nie żegnam, bo słabo
znoszę rozstania… Taka jest bolesna i nieco wstydliwa - zwłaszcza dla człowieka
w pewnym wieku - prawda. Z drugiej strony mnie się wydaje, że ja całe życie –
no, powiedzmy od siódmego roku – nic tylko żegnam się z tym życiem właśnie i
całą jego zawartością. Oczywiście jest w tym stwierdzeniu pewna doza „koketerii”,
jak wymawiał mi jeden taki-owaki, ale nie dajmy się zwieść pozorom. (Zwłaszcza
ja nie powinienem dać się zwieść…). Jest też w tym zdaniu wyznanie bolesnego
dramatu, sekretnej skazy, kuli u nogi, dławiącego strachu i świadomości
istnienia przepaści pomiędzy człowiekiem i resztką ludzkości… A tu mi jeszcze
jeden z drugim i drugą weźmie i powie, że idę w ubiorze w stronę fryzjerstwa,
że włosy gubię, co jak nic jest zapowiedzią zguby całkowitej mej osobistej,
tudzież, że planowane jest spotkanie na basenie. Jak: na basenie?! Kurna!
Trzeba będzie wdrożyć akcję: skalpel, mleko tylko odtłuszczone, mizeria tylko z
jogurtem, sos esencjonalny i zawiesisty tylko we wspomnieniach… ;-)
Ech… Życie
jest piękne i - pomimo chłodu – wiosna nadeszła, o czym informują kwitnienia.
Kwitnienia i komunikaty o dramatach sadowników, którym kwitnienia mroźny szlag
trafia. U mnie na zdjęciu kwitnie.
A oto muzyka
do słuchania zamiast tej granej z organków – w tym tej z kiszków podających
marsza w związku z planowaną wizytą na basenie - i ludzie, którzy śmiało mogą
iść na każdy basen z tego i nie z tego świata.
Dziękuję... Asia ma rację, ja tak działam na ludzi.
OdpowiedzUsuńNa ludzi i na źwieżęta i na jeże i na konserwy mięsne i na wszelki wypadek i przede wszystkim na rośliny i na jeden dzień do Tomaszowa i na najważniejsze, żeby zdrowie było... Pa! Wle! Cię!
OdpowiedzUsuń