Pięć lat później jest piątek, czyli dzień wcześniej niż pięć
lat temu. Można zaryzykować tezę, że jeszcze nic się nie stało, że jeszcze da
się coś zrobić i zapobiec złu. Tak, gdyby czas biegł po okręgu, może coś by z
tego wyszło, ale nie tym razem, nie w tym roku…
Właściwie, to brakuje mi słów kluczy, bo to że: „tragedia”,
„zamach”, „mgła”, „obłęd”, „hańba”, „kompromitacja”, „błąd”, „ruscy” itd., to
niczego mi nie otwiera, a w wyczarowywanej tymi słowami irytacji, raczej
zaciska pięści i ogranicza pole widzenia. I brakuje mi nie tylko „słów kluczy”,
ale nie przychodzi mi do głowy żadne słowo, które sięgałoby do istoty tego, co stało
się 10 kwietnia 2010 roku. A może nie może być mowy o jednym takim słowie?
Przecież, jako gatunek pośledniego sortu, nie mamy mocy, żeby tak jednym słowem
i już: namalowane, gotowe! Stoi, leży, jeszcze dymi, z tą nieszczęsną brzozą w
tle i rozsypującą się ramówką telewizyjną. A może w ogóle nie może być mowy?.. Ciszej
nad tą traumą? Każdy sobie traumę skrobie? Na palcach, dookoła obejść,
bojawiemjak?
No nie wiem, ale jednak – pomimo wrodzonej niechęci do mowy ludzkiej – staję po stronie umiarkowanego dawania głosu w sprawie i oszczędnego zabierania głosu w dyskusji na temat. Meritum pozostanie - na wieki wieków amen - niezmienne: samolot spadł na ziemię, płyny ustrojowe się rozlały, ciała zostały mocno uszkodzone, a dusze – jeśli takowe gdzieś tam były – poleciały dalej. Koniec. W tym obszarze nic dodać, nic ująć, bo to, że ktoś ukradł potem telefon, czy inną machlojkę zrobił, to jest - w odniesieniu do kwestii zasadniczej - wybryk bulwersujący, ale jednak tylko szczeniacki i gówniarski. Można o tym porozmawiać, ale nie ma sensu poświęcać temu wiele czasu, bo – jak w tym przypadku widać wyraźnie – czas jest cenny i nigdy nie wiemy ile go nam jeszcze pozostało. Więc może po prostu, w hołdzie tym, co zginęli, spróbujmy dzisiaj nie trwonić go na pierdoły i owszem, mówmy, ale raczej z sensem i raczej na temat i w związku, z tym, co boli, mówmy może nawet naiwnie i „ku pokrzepieniu serc”, ale nie po to, żeby gmatwać. Bo Śmierć jest prosta. Trudna, bolesna, w tym przypadku niemiłosiernie zaskakująca, ale jednak prosta i szczera, czarna na białym koniu. Szach, mat, Śmierć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz