Dobiegłem do końca.
Dystans: 10 kilometrów.
Osiągnąłem czas: 49 minut i 3 sekundy, co dało tempo 4:54 min/kilometr. Średnia
prędkość: 12,2 km/h.
Wyprzedzili mnie
m.in. mieszkańcy Bytowa, Olsztyna, Gdańska, Grudziądza i – o upadku! –
Bydgoszczy… Nie wiem, czy wśród moich pogromców nie znaleźli się nawet
Firlusianie… Wiem, że zostałem pokonany m.in. przez Pana Seguchi Toshikazu z Japonii, sam
jednakże sklasyfikowany zostałem tuż przez Panem Yasudą Shimpei, również z Kraju Kwitnącej Wiśni, choć czasy mieliśmy
identyczne, może więc o miejscu zdecydowały uprzedzenia rasowe i - tym razem -
„ściany pomogły gospodarzowi”? Jakby nie było bieg ukończyłem na 645 miejscu, wyprzedziłem
nieco ponad tysiąc zawodników i w swojej kategorii wiekowej zająłem 132
miejsce. Biega z nędzą…
Tyle sport, co zaś do kwestii apanaży, to bieg się opłacał,
bo oprócz jedzenia, o którym już wspomniałem, dostałem jeszcze: medal
pamiątkowy, koszulkę pamiątkową, batoniki, żel do jedzenia podczas biegu (tu
podziękowania dla Asi, która uświadomiła mi, że to pokarm, gdy gotowy już byłem
pójść z tym pod prysznic…), wielki kubek, kupon rabatowy do sklepu sportowego,
garść innych ulotek, no i numer startowy z porządnego, wodoodpornego materiału.
Taką planszą z numerem startowym można się wachlować w upalne dni, a podczas
deszczu osłonić nią głowę, poza tym jest na niej trochę do czytania i kilka
kolorowych logo, jednym słowem: gustowny drobiazg do postawienia na regale,
bądź zabrania ze sobą w podróż. Aha! W trakcie samego dreptania oferowano mi
jeszcze picie i kawałek pomarańczy, ale - w wielkopańskim geście i żeby nie
wyjść na przesadnie łapczywego - nie skorzystałem.
tym bardziej zabrałbym żel pod prysznic....
OdpowiedzUsuńSzalony, jak zawsze! ;-)
Usuń