Sobota
Urodziny Roberta. Hej, hej hej! -
tu wasz reporter ze swojego reporterskiego szlaku. Tym razem byliśmy zaproszeni
na imprezę urodzinową Roberta (pseudonim literacki R.). Impreza owiana była
mgiełką tajemnicy i kryła w sobie niespodziankę. Jako że niespodzianek nie
lubię, oczekiwałem jej z niepokojem. Na szczęście niespodzianka nie okazała się
być szalonym konkursem rodem z wiejskich wesel – wiecie: zapałki zbierane
ustami wprost z młodych dziewcząt, macanie kolan przez owłosionego jubilata,
czy inne atrakcje z użyciem balonu, butelki, stroika – a polegała na wykonaniu
piosenek przez młody zespół, a konkretnie duet. Takie rockowo-punkowe Modern
Toking z Bydgoszczy – oczywiście bez obrazy. Dla nikogo. Więc to była atrakcja
tego wieczoru. Panowie zagrali głośno, z minimalnie tylko dającym się usłyszeć
wokalem, ale – z tego, co wiem - wynikało to nie z ułomności artystycznej,
tylko z problemów natury technicznej. (Na marginesie: natura techniczna to jest
niezły oksymoron). Bębny było słychać bardzo dobrze, a gitarę też bardzo
dobrze. Dla porządku zauważę w tym momencie, że spotkanie odbyło się w
legendarnym toruńskim klubie „Od Nowa”, który w sobotni wieczór był
nieprzyzwoicie wręcz pusty, co mocno mnie zaskoczyło. Ale ubikację mają bardzo
ładną i choć nigdy nie byłem na koncertach ku pamięci Grzegorza Ciechowskiego,
to sam kontakt z WC lokalu mówi czarno na białym, że mamy do czynienia z kultową kolebką
GC. Poniżej reportażowy cykl zawierający również ekskluzywną fotę z kategorii: "Ol Baj Majselfi".
Co zaś do samych urodzin… Miłe
towarzystwo, hipnotyzująca i przykuwająca uwagę sesja gry komputerowej wyświetlana
na ścianie, morze alkoholu i orzeszki – czegóż chcieć więcej? Tak z pewnością wygląda
RAJ i oby w takich właśnie aranżacjach przyszło nam wypoczywać po trudach
doczesności, zakończonych obskurnym paroksyzmem bólu i strachu - w obliczu nie domagań
medycyny paliatywnej finansowanej w ramach NFZ - kiedy to własnoręcznie i po
domowemu ratować się będziemy paracetamolem i modlitwą. RJG (Rak Jelita
Grubego) kontra PARAC (Paracetamol)! Starcie gigantów! Takie WMA bez ściemy. Ok.
Urodziny uważam za udane, a prawdziwą wisienką na torcie był nocny spacer przez
miasto, z morzem alkoholu niesionym w jednej ręce i dającą oparcie, silną dłonią
solenizanta w drugiej.
Niedziela
Po sobocie zakończonej około
trzeciej nad ranem, niedziela powinna nadejść najszybciej około dwunastej w
południe w poniedziałek… Ok., trochę przesadzam, ale niedziela - po takiej
sobocie - powinna być delikatna i zwiewna, powinna poruszać się ciszej od
najcichszego Indianina z powieści Karola Maya, powinna w końcu być zwyczajnie i
po ludzku wyrozumiała. Niestety… Wojna nie wybiera terminów i nie czyta
powieści Karola Maya, a w ramach ciągu dalszego urodzin Roberta zaplanowane
zostało odbycie - przez gości jeszcze nie tak dawno świętujących w warunkach
pokojowych - potyczki militarnej. Batalia realizowana miała być przy pomocy
broni laserowej, plus z tego wyboru był taki, że broń laserowa jest bronią
cichą, ale czy na tyle cichą?..
Z wielkich zagadek godnych
zainteresowania się nimi przez Bogusława Wołoszańskiego jest ta kryjąca się za
pytaniem: jak Robert dał radę wstać? Tego nie wiadomo. Słyszało się w
kuluarach, że na spotkanie tak naprawdę wcale nie przybył Robert… Naoczni
świadkowie wspominając po latach tamten dzień zauważają nadzwyczajną wręcz woskową
barwę jego skóry i mocno nieruchome źrenice… Czyżbyśmy mieli do czynienia z
kolejnym sobowtórem, z kolejną bezprecedensową ingerencją służb? Niestety… Odpowiedzi
na to pytanie nie poznamy za życia tego pokolenia…
A ogólnie, to strzelanina się
udała. Stroboskop walił po oczach. Raz przycupnąłem przy maszynie od dymu i
przez chwilę byłem w chmurze. Ni cholery, konsekwentnie i do końca imprezy nie
połapałem się, jak się obsługuje broń (przeładowywanie magazynków zwłaszcza).
Reakcję na fakt zabicie mnie miałem spowolnioną i tym samym raz jeszcze dała o
sobie znać moja niezgoda na śmierć w młodym wieku. Chodziłem więc martwy i
świeciłem czerwoną diodą na czole. Nie, nie byłem, nie jestem i nie będę dobrym
żołnierzem… Jest mi wstyd z tego powodu. Spędziliśmy tego dnia z półtorej
godziny w piwnicy i wszyscy wyszliśmy odmienieni… „Kanał” ponad pół wieku
później.
Poniedziałek
Wspaniała relacja! Czuję, jakbym tam była.
OdpowiedzUsuńNie, nie czujesz! ;-)
Usuń