Popatrzyłem wczoraj na pierwsze strony „Dziennika” Jerzego Pilcha
i przyszło mi do głowy pytanie: czy ja już przeżyłem swój najlepszy dzień w
życiu? Dzień, po przeżyciu którego
mógłbym powiedzieć sobie: ok., to był na prawdę niesamowity czas! Jeden
dzień, o którym wiedziałbym, że po prostu był dobry i - żeby nie dramatyzować!
- nie chodzi mi o to, żeby zaraz po tym dniu iść się powiesić, ale o to, żeby
wieczorem poczuć się dobrze, pomyśleć spokojnie, mieć w sobie pragnienie
przeżycia jeszcze jednego takiego właśnie dnia. Dzień, to dużo… Sam nie wiem
ile to oddechów! Posiłki, rozmowy, patrzenie, poruszanie się, myśli – może być
tego mnóstwo! A potem w zapiskach Jerzego Pilcha powstaje zapis na kilka stron
lub mniej albo brak w nim nawet jednej litery na ten temat i tak czy inaczej
jest już po wszystkim, minął dzień. Oczywiście w tle cały czas „Perfect Day”.
Ciekawe, co robiłbym w takim dniu?..
Wczoraj, to na pewno nie był perfekcyjny dzień. Nie był też
specjalnie zły, ale wizyta u dentysty, to jednak jest poważna wada i dowód
świadczący przeciw. Zwłaszcza, że poddany zabiegom miał być Wiktor… Człowiek
dzielny, odważny, zawsze skory do udzielania rad i znający się na wszystkim, a
jednak na fotelu dentystycznym odkrywający w sobie pewną słabość. Żeby być
uczciwym: któż z nas na fotelu dentystycznym nie odkrywa w sobie i we
wszechświecie pewnych niedociągnięć czy też - mówiąc wprost - zasłabnięć
intelektualnych Twórcy? Ja spoczywając w plamie światła lampy dentystycznej zawsze
konstatowałem, że coś tu się kurwa nie powiodło! Dobra, konstatowałem i mimo
tego poddawałem się roli pacjenta, a Wiktor? A Wiktor nie… Wiktor zagaduje
rzeczywistość, nawet kiedy rzeczywistość trzyma palce (w niebieskiej rękawiczce
jednorazowej) w jego ustach. Na nic wcierany w dziąsła żel przeciwbólowy, na
nic argumenty, przykłady, groźby karalne i prośby poparte wizją nagród w życiu
doczesnym i pozagrobowym (z łaskawym uznaniem go za pewnik). Jest weto i koniec
i kropka! Ostatecznie udało się poruszyć mleczaka na tyle, że Wiktor ma dokończyć
dzieła własnoręcznie, a czas jest najwyższy, bo stały ząb wylazł na powierzchnię
i czym prędzej powinno znaleźć się dla niego miejsce.
Wczoraj – pierwszy roboczy dzień po zmianie czasu… Już dawno
myślałem, że zmorę bezsenności mam za sobą, a jednak nie! I kiedy do
kilkudniowej niedyspozycji sennej dołożył się jeszcze poniedziałek z
obowiązkową pobudką przed szóstą, to poniedziałek ów nie wyglądał przez moje
oczy dobrze. Zamglony był, nieostry, ze zwiększoną domieszką grawitacji i
ewidentnie zagęszczonym powietrzem. Po co oni mi to robią? Nie wiem… Jedyna
pociecha jest taka, że dłużej teraz będzie jasno i krążąc po stadionie w moim
prozdrowotnym, chomiczym truchcie, wyraźniej będę widział, że kręcę się w
kółko.
Wczoraj wręczono Wiktory. Nie kumam idei tych nagród, ale
widziałem w TV fragment gali. Co to w ogóle jest „osobowość telewizyjna”? Czy
to idzie dalej, w inne media? Osobowość internetowa? Osobowość telefoniczna?
Osobowość piszących hasła na murach?