Zamach w Londynie. Wiosna. Pogrzeb Wojciecha Młynarskiego.
Za oknem drugi dzień łazi ten sam pies – bezpański, wyrzucony, wybrał wolność? Brak
ochoty do pracy. Brak ogłady towarzyskiej. Polityka krajowa i zagraniczna.
Zaparowane okularki na basenie wczoraj. Rozpacz wszechogarniająca i ta
skutkująca żalem do ogarnięcia. Poranna gonitwa i syn, który zawsze ma czas.
Marudzenie - oczywiście że przesadzam. „Glizda Lucka”. Człowiek na księżycu i
księżyc na człowieku. Tęsknota. Tak… Tematów jest morze – do przepłynięcia i do
utonięcia też. Mógłbym zająć się tyloma sprawami, rozwinąć je, upiększyć i „podać dalej”, ale jakoś tak niekoniecznie i niekomicznie… Właściwie
lubię te stany, kiedy jestem w rozsypce, a może nie tyle w rozsypce, co nie bardzo
zwarty i gotowy. Obserwacja tych wszystkich możliwości, szans, tematów, ruchów
przy jednoczesnym własnym bezruchu, ale i przy braku dyskomfortu, bywa miła. Kontemplowanie
bycia nikim i łagodne opadanie. Trochę tak, jakby dostać przyzwoitą dawkę środka
przeciwbólowego i siedzieć spokojnie na fotelu dentystycznym. Może to jedyny
temat, którym warto się zająć i do którego warto się zapalić? Narcyz na fotelu
dentystycznym…
E tam, marudzę. Nadchodzi łikend. Z całą pewnością będę
świadkiem mnóstwa ważnych i mniej ważnych wydarzeń, wydarzą się też rzeczy mniej
i bardziej niewydarzone. Może w końcu wygram z synem w Fifę (tak, to już obsesja),
może przebrnę przez kolejne stronice dzieła Pani Olgi Tokarczuk, może pójdziemy
na spacer, może pojedziemy do lasu, może będę w proszku i będę musiał się zalać.
Hm… Może już jestem w proszku, tylko jeszcze się nie zorientowałem, że potrzebuję
płynu, żeby się w nim rozpuścić i zmienić stan skupienia? Jeszcze wszystko
przede mną! Morze możliwości po horyzont! Nic tylko wsiąść do balii i płynąć. Wiosłując chochlą albo sitkiem oczywiście. Ahoj!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz