A gdybym
tak miał czas, to czego to ja bym nie zrobił?! Ech! Marzenie. Na pewno
przeczytałbym wszystkie te książki, których nie mam czasu czytać, obejrzał
filmy, przespacerował spacery, przebiegł dystanse i przepłynął kilometry wpław,
łódką i kajakiem. Spędziłbym ten czas z rodziną oraz z ludźmi innymi
pozostałymi też na pewno trochę. Posprzątałbym i doprowadził do stanu
katalogowego mieszkanie (tu zastrzeżenie, że różne są katalogi…). Choć nie
jestem fanem fanu płynącego z podróżowania, to udałbym się w podróż, tyle że nie
taką ekspansywną z olinkluziw i wycieczkami fakultatywnymi, ale taką
stacjonarną: na dwa tygodnie osiadłbym w jakimś małym pomieszczeniu z oknem, w
miejscowości, w której nigdy nie byłem. I żebym nie musiał gotować i zmywać i
żebym miał dostęp do ubikacji i łazienki. Wyspałbym się. Przeprowadziłbym
eksperyment polegający na się nie podnoszeniu z łóżka tak długo, jak długo tylko
dałbym radę się nie podnosić. Utrzymując się w tym klimacie przeprowadziłbym
też eksperyment polegający na nic nie robieniu przynajmniej przez jeden dzień. Spróbowałbym
tak po prostu usiąść na ławce i siedzieć, ewentualnie mrugać oczyma, ale
żadnego tam właśnie czytania, przemieszczania się, zwiedzania, rozmawiania,
słuchania muzyki, grania w cokolwiek. Po prostu siedzieć i nie robić, no, może
nie do tego stopnia, co Jańcio Wodnik, ale jednak poważniej i dłużej niż
zazwyczaj. Znalazłbym też czas na niespieszne przeglądanie prasy, wypełnienie
PITa, grę w Fifę, czy poddanie się zabiegom rehabilitacyjnym. Gdybym zaś
jeszcze w komplecie do czasu posiadł środki finansowe, to z całą pewnością
udałbym się do dużej galerii handlowej i nabył mnóstwo ubrań! Stroiłbym się,
stroił, aż w końcu nastroiłbym się definitywnie! Pavarotti tekstyliów! Kupiłbym
wszystko, od wierzchu do spodu i z powrotem! Na różne okazje buty, skarpety,
koszule, marynarki, czapki, rękawiczki i szaliki. Szalików bez liku kupiłbym od
miłych osób sprzedających, w kolorach i deseniach wielu. I okulary bym kupił
zarówno korekcyjne, jak i przeciwsłoneczne i w komplecie do siedemnastu par
kąpielówek nabyłbym również okularki do pływania z korekcją i żeby nie
parowały, bo to parowanie jest irytujące. W sklepie ze sprzętem elektronicznym
z całą pewnością postradałbym zmysły już doszczętnie i rozpoczynając do
drobiazgów – soniczna szczoteczka do zębów – jak burza wpadłbym między
telewizory, bo co z tego, że jakiś tam stoi w pokoju, skoro są większe i w
dodatku z obsługą „K”! Tak... Naręcza przedmiotów, wodospady artykułów
gospodarstwa domowego, niezbędne do życia i rozwoju osobistego lektury, pozycje
kinowe, środki dzięki którym skóra cofa się do dziecięcej elastyczności i tym
podobnej jędrności. Oczywistym byłby też zakup dużego samochodu do wyjazdów
poza granice miasta oraz kilku mniejszych do podróży lokalnych. Ok. Dość tych
brewerii. Czas na brak czasu i reglamentację.
Wracając
do rzeczywistości. Gram wczoraj z synem w Fifę i pojawia się koncepcja, żebym wybiegł
na murawę czymś lepszym, a on, syn zmierzy się ze mną Lechem Poznań. No, taka
nagła miłość do Kolejorza, ale że syn jest coraz lepiej zsocjalizowany i żeby
rozwiać wszelkie wątpliwości, to dziecko dodaje: tato, tylko żeby sprawa była
jasna, nie chodzi o to, żeby cię upokorzyć, jak przegrasz… Tak… Aktualny mistrz
Anglii wyszedł z tego starcia mimo wszystko poturbowany i z podeptaną
godnością. Zastanawiam się, jak długo jeszcze moja zwichrowana psychika pozwoli
mi przegrywać bez trwałego uszczerbku dla zdrowia…
Powrót
do aktywności fizycznej zwanej bieganiem odbywa się z oporami… Ja nie
doświadczam wybuchów endorfin, które podobno powinny/mogą następować w wyniku
umęczenia się zdrowym ruchem. Uważam, że to dobrze, bo jeszcze bym się uzależnił,
uważam też, że to sprawiedliwe i niech tak już będzie. Nie mam z biegania żadnej
przyjemności, mam tylko brudne ubrania i smród. Jak słuchałem ostatnio w radio jakiejś
aktorki, która opowiadała o „swojej przygodzie z bieganiem”, to – nie przeczę –
ogarnęła mnie zazdrość. Ostatecznie jednak ochłonąłem i uważam, że tak jest ok.
Żadnych tam ekscesów i ekscytacji! Norma, norma iber ales! Może za miesiąc dojdę
do osiągów sprzed przerwy, a może nie. W poczekalni u dentysty przekartkowałem
pismo dla mężczyzn i dowiedziałem się, że w moim wieku bieganie, to już nie
jest obszar do stawiania sobie wyzwań i poprawiania wyników, to raczej szansa
na utrzymanie tego co jest, a może nawet bardziej tracenie tego, ale z odrobiną
godności. Biegnij, ale - przede wszystkim! - nie zrób sobie krzywdy! Dotarło do
mnie: już nigdy nie będę Szewińską…
Reasumując:
wiosna nadeszła. Młynarski jeszcze gra w radio, ale jednak zdecydowanie mniej
niż kilka dni temu. Po kolejnym ciosie dla „polskiej piosenki” pozostają już
tylko Świetlicki, Peja i Spięty. Na szczęście rodzi się więcej Polaków i może gdzieś
w Podkarpackiem powstają właśnie pierwsze strofy opisujące nasze czasy w sposób godny
Mistrza.
20 marca jeszcze nie spodziewałeś się, że Organek wypełni tę lukę...
OdpowiedzUsuńOrganek nie wypełnił...
OdpowiedzUsuń