Sklep z jedzeniem, a w sklepie? Jedzenie! Jedzonko!
Zawsze mnie takie klimaty wzruszają. Czuć w tym
tęsknotę, do jakichś starych, okraszonych omastą sarmacką, pradawnych czasów,
kiedy raczyliśmy się mięsiwem z dzika, ewentualnie nurzaliśmy pajdy chleba w
smalczyku. Nuże, chyżo, zawżdy i dalejże biesiadować, wąsa podkręcać, pianę z
piwa (kratowego oczywiście, bo wtedy innych nie było) zdmuchiwać i konserwę
roztwierać! Ha, ha, ha! Uczta! Suto, wręcz przesuto, gdyż - zważ acan - zawartość
mięsiwa w mięsiwie bliska 90 %! Ho, ho, ho! Toż to cymes! Nim ukonserwiono tegoż zająca, dysponował tylko jednym szklanym okiem, które tu - i owszem, wielce sumiennie - w składzie wyszczególniono. A poza tym, samo mięsiwo! Zacnie, co nie?
Tutaj znowu wszechogarniająca dronizacja. PWN w
Internecie podaje, że „dron”, to bezzałogowy statek latający. W tym samym
kierunku definicyjnym idzie Wikipedia, czyli o co chodzi z tym kremem? Po
nałożeniu coś się z niego uniesie i zbombarduje powierzchnię organizmu? A może
chodzi o to, żeby nakładając go na skórę wykonać to właśnie w stylu małego
choćby bombardowania? Może trzeba dodać odpowiednie odgłosy, bo ja wiem,
pikujących sztukasów? Tato, tato, co mama robi w łazience? Spokojnie synu, nie
bój się, mama nakłada krem… I jeszcze to kółko zębate.
Na szczęście istnieje jeszcze kraina łagodności.
Dla porządku: zdjęcia wykonano Nokią.