No, nie wierzę… Wiem: jestem malkontentem, człowiekiem złym,
do cna zepsutym i zgorzkniałym, wiem, nie powinienem w takich sprawach zabierać
głosu, ale co to kurwa jest blog lajfstajlowy?! Jakiż trzeba mieć lajfstajl,
żeby takiegoż bloga prowadzić?! Zapewne być to musi lajf realizowany w stajlu
godnym podziwu i naśladowania - tak mniemam, z pogardą własny lajf przy tym
plebejsko żyjąc. Ech… Taki blog, to chyba ukoronowanie zjawiska, na które
kiedyś już zwracałem uwagę. Właściwie w mojej reakcji jest spora doza odruchu i
nie jestem w stanie powiedzieć, dlaczego budzi ono mnie aż tak negatywne uczucia.
Przez chwilę chciałem rozwikłać tą zagadkę, ale ostatecznie zrezygnowałem… Lekkie,
oblane karmelem i umaczane w wiórkach kokosowych, sztuczne NIC. Poniżej tylko
dwa (oczywiście tendencyjnie wybrane) cytaty z wypowiedzi autorki/współautorki
zwycięskiego bloga lajstajlowego. Oto Pani Ania!
Naturalność wygrywa,
czytelnicy wyczuwają nawet lekki fałsz. My pokazujemy tylko pozytywne
wydarzenia z naszego życia – to zabieg zamierzony.
Mój sposób na bloga
lifestylowego? Przede wszystkim wiedzieć, co się chce powiedzieć czytelnikom,
być szczerym i jakościowym – to dwa fundamenty.
Naturalność, w której pokazuje się tylko pozytywne i
wyreżyserowane wydarzenia z życia, to nowatorska definicja naturalności, ale
jeśli jest się przy tym jakościowym, to myślę, że autorzy dadzą radę jeszcze
długie lata cieszyć zainteresowanych swoim np. spacerowym lukiem. Naturalnie.
Ze spraw mniej naturalnych, to umarł ksiądz Jan Kaczkowski.
Nic o człowieku nie wiem. Kilka razy przepałętał mi się przez telewizor
śmieszny koleżka w okularach z grubym szkłem i sepleniącą gadką. W radio
usłyszałem jakieś urywki wypowiedzi, ale te urywki zrobiły na mnie większe
wrażenie, niż blog lajfstajlowy. Jego wahania, jego niepewność i szczerość w
mówieniu o kłopocie, jaki sprawia śmierć i umieranie - ale i podnoszące na
duchu stwierdzenie, że „własnej śmieci nie da się spaprać” - to jest coś
przydatnego, coś czego można się chwycić. Jak tonący brzytwy, ryzykownie, ale TO
jest COŚ.
Telewizor… Rwa… Jest koncepcja taka, żeby kupić telewizor.
Nieopatrznie powiedziałem synu memu, że jak zbierze połowę kwoty potrzebnej do
kupienia PS4 czy innego iksboksa, to resztę dołożymy i zostanie szczęśliwym
posiadaczem… Nie wziąłem tylko pod uwagę, że 1. zebranie ww. kwoty, przy
hojności darczyńców łożących, to jest krótka chwila i 2. że trzeb będzie
również kupić telewizor, który sprosta maszynie do gier… I oto tkwię w centrum
wydarzeń, sprawdzam, porównuje, próbuję zrozumieć, co oznacza co. Dzwonię po
pomoc, do – zdawałoby się – fachowca, człowieka dzień po dniu zetkniętego z
elektroniką i spotyka mnie rozczarowanie, gdyż on nie wie, nie ma pojęcia,
zupełnie jest enigmą w tej kwestii. Prowadzę rozmowy ze sprzedawcami, z których
niezbicie wynika, że lud ów nie za bardzo kuma, co sprzedaje, a przynajmniej w
połowie przypadków wie tylko tyle ile napisano na wywieszce przy sprzęcie.
Znikąd ratunku i pomocy… Imput lagi, wyrażone w hercach częstotliwości, które
nie wiadomo co opisują lub w zależności od producenta i modelu powinny podlegać
dzieleniu bądź nie, nierównomiernie podświetlone matryce, subpiksele i
fioletowe czernie… Oczywiście, przy zakupie odbiornika w kwotach powyżej 15
tysięcy, problemy zyskują inny wymiar, ale jak raz nie posiadam takiej sumy na
zbyciu. Pozostaje zatem poszukiwanie i wiara. A czasu coraz mniej. Euro za
pasem, igrzyska za pasem, no i w końcu FIFA nie powinna czekać. Ech…
Przesilenie wiosenne. Pogrzebów pełne błonia, zamachów moc i
krwawej nędzy bezmiar. Ogólnie jest ok., ale i tak czuję się momentami, jak
Depeche Mode, z którego na minutę przed koncertem odszedł Bono.
A żeby nie było, że przesadzam „aż tak”, to dla osób
potrzebujących się zmotywować i pozytywnie nakręcić - link do wpisu na blogu
lajfstajlowym. Zwłaszcza wzruszył mnie jeden z komentarzy, dla ułatwienia
wklejam:
Wam też to radzę! Poszukajcie zeszytu, co tak będziecie bez
sensu w domu siedzieć! Przecież jest na świecie tyla zeszytów, moc ich jest,
nieprzebrane wprost zastępy, zatem, link:
Dziękuję za ten wpis. Jadę po zeszyt!
OdpowiedzUsuńno i cudownie – bardzo się cieszę:))) powodzenia w realizacji planów:)
Usuńzeszyt to dobry pomysł!
Pięknie napisane!
Cudownie! i strasznie mi miło to czytać:)
No to już nie mogę się doczekać;)
ps. idę na Twojego bloga poszukać tego Twojego zeszytu:)
Arku, dziękóweczka!!!111!!!11!!
OdpowiedzUsuń(widzisz te jedynki, niby przypadkowo w emocjach rozsiane?)
Widzę... ale nie wiem o co chodzi. Tak czy siak, to na pewno coś słitaśnego.
OdpowiedzUsuń