Wilia 13.10. W zeszłym tygodniu
pojechałem do Warszawy. Zaczęło się niewinnie od porannego autobusu linii nr
13, chociaż co to za „niewinność”, kiedy musisz wstać przed piątą rano… Potem był „pociąg relacji”, w którym jechałem
w wagonie nr 13, żeby już w stolicy, do punktu docelowego móc dotrzeć tramwajem
linii nr 13…Miałem czas na spacer więc zrezygnowałem, ale groźba wisiała, a –
jak powszechnie wiadomo - zwisająca groźba, zło potencjalne, to esencja
horroru. Samo spotkanie odbyło się pod numerem pięćdziesiątym szóstym, cóż z
tego jednak skoro już toaleta była pomieszczeniem oznaczonym numerem 13! Sikanie
pod trzynastką - prawda, że zabawnie? Po buraczkach na obiad można na chwilę
stracić rezon. Ech… Kiedy zmordowany i zlękniony wracałem, a na dworcu
popatrzyłem na bilet i okazało się, że moja podróż odbędzie się co prawda w
wagonie numer 7, ale na siedzonku nr 13, to miałem ochotę płakać… Z trudem wziąłem
się w garść… I co? I nic się nie stało! Nie da się ukryć, że siedzący obok mnie
młody człowiek okrutnie walił potem, ale w młodości tak już jest, że po całym
dniu zajęć, około szesnastej masz prawo dyfić i siać dookoła niezbyt czarowną woń. Wróciłem żywy,
cały i z wiedzą wartą wyprawy, a cała ta informacja jest zupełnie bez znaczenia
i pomieszczona tutaj została bez jakiejkolwiek przyczyny, jak zresztą wszystkie
informacje na tym blogu. Ot, jeszcze jeden bezkompromisowo bezsensowny odruch palcami
po klawiaturze.
Dziwny dzień. Nawet słońce
kładzie się cieniem na przyszłości.
Zasiadanie w komisjach, a
właściwie obsługiwanie ich spotkań… Sześcioro członków i ja - brzmi jak tytuł
filmu pornograficznego.
Dzisiaj rano zważyłem plecak
Wiktora. 6,5 kg.
To jest taka forma notki bardziej
niż luźna, ale jak się jest fanem notatników Alberta Camus’a – wiem, skromne
porównanie – to sprawa jest do zaakceptowania. A poza wszystkim, to proszę sobie
popatrzeć na całe to kurwa mrowie wynurzeń w Internecie. Nienawidzę i jednocześnie
zazdroszczę lekkości. Ambiwalencja. Do tego stopnia, że mogę uczciwie rozegrać
partię szachów sam ze sobą.
Bywa że irytujący jest luz i
dobre samopoczucie tych, których teraz „jest na wierzchu”. Ale spoko, popada na
nich, poświeci, potarmosi wiatrem i spłowieją. Jak długo można powoływać się i
wszystko tłumaczyć tym, że „przez osiem lat poprzednich rządów”? Za moment miną
dwa lata od zwycięstwa PiS w wyborach. Pamiętacie jeszcze kraj sprzed tej
władzy? Bywało wstyd, bywały obciachy, zdarzały się wioski smutne i wieśniackie,
ale nie do tego stopnia.
To jaki on jest, ten SALON?.. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz