Ot,
tak, żeby nie umknęło… Słowa które wyszły z ust Beaty Mazurek. Cytat ze strony wPolityce.pl,
czyli źródło bijące potokiem wypowiedzi nieskażonej.
„Wszyscy powinniśmy z większym
szacunkiem traktować Jarosława Kaczyńskiego, bo to jedyny człowiek, któremu
udało się odnieść tak wielki sukces. To dzięki niemu mamy prezydenta i większość parlamentarną.
Od ponad dwudziestu lat jest
bardzo mocno hejtowany i dziwie się, że jest tak mało osób, które stoją za nim
murem. To jest
nieprzyzwoite z czym się on spotyka. To człowiek bardzo dobry, nie jest małostkowy, który nie
przejmuje się złą opinią innych na swój temat, przez co pokazuje jaką ma klasę
w sobie. To Polska jest
dla niego najważniejsza, a nie to co o nim mówią. Uważam, że szacunek absolutnie mu
się należy. (…) Gdybym
ode mnie zależało, to bym zachęcała prezydenta, aby go witał osobiście”.
Serio,
no comement? No „nie da się”! Nie da się przejść obojętnie obok takiej perły.
Wiadomo: wieprz zwabiony taką perłą musi wstać z błota i podejść, choćby był
senny, czy tam bawił się właśnie obierką od jabłka albo czymś jeszcze bardziej gorszącym.
Precz obierko! Oto skarb rzucony wprost do mych raciczek, do mych póki co ciepłych,
ale przecież naturalnie już galaretowatych nóżek. A zatem osiem zdań, każde inne,
a każde się skrzy i blask idzie od każdego i za każdym kryje się… No właśnie…
Co? Na co wskazują te zdania? Jakie emocje towarzyszą Pani Beacie Mazurek,
kiedy tak zachęca, stoi murem, kontratakuje tych którzy atakują, podziwia, dziwi
się, wyraża zachwyt? Słowa pochodzą z wywiadu, w formie „na wizji”, można zatem
podejrzewać, że podczas wypowiedzi Pani Beta nie oddawała się (z własnej woli
oczywiście!), żadnej innej czynności seksulanej, czy czemuś w tym (złym!)
guście. Ja nie dotarłem do wersji wideo, więc nie mogę mieć stuprocentowej
pewności, co do pozycji, w jakiej Pani Beata udzielała wywiadu (że na siedząco,
na baczność, na kolanach, salutując itd.), ale dobra, mniejsza z tym. Na pewno
ręce były „na kołdrze” jak to mówią, a Pani Beata nie uchybiła, po prostu
mówiła to, co myśli. Chłodne, precyzyjne, przemyślane zdania, które tylko
świńskim ryją mogą wydać się zanadto zaprawione uniesieniem, afektem,
zajaraniem i uwielbieniem dla podmiotu wypowiedzi…
Zdanie
pierwsze: budzisz się rano i od razu prosta opozycja: sacrum – profanum, „wszyscy
powinniśmy”, bo „on jedyny”. W odstawkę idą: JPII (od razu z grubej rury –
wybacz Ojcze…), Janek Kos, Łbik i Dopierała, czy inni bohaterowie domu. Cytując
klasyka: „Na kolana chamy, śpiewa Lucjan Pawarottti”! Od razu wysokie „c”. Jak
nie chcesz stać tam, gdzie stało zomo, dla własnego i was wszystkich dobra:
więcej szacunku dla jedynego człowieka któremu się udało! Wam się nie udało,
jemu tak. Wam się nigdy nie uda, a jemu zawsze. Także, szacunek na maska i tak
ma być, się należy!
Zdanie
drugie: chyba chodzi o kategorię, w jakiej Pan Jarosław odniósł sukces i tu
trzeba przyznać, że faktycznie, no wycina wszystko i wszystkich w pień, nie
bierze jeńców, zamiata i zmiata z powierzchni ziemi, huragan i orkan z tajfunem
w jednym, po prostu „JAROSŁAW”. Przy tym czego ON dokonał wszystko inne, to faktycznie
są niedzielne wypady na piknik za miasto, bo okazuje się, że to dzięki niemu
mamy „prezydenta i większość parlamentarną”! Kurwa! (Nie wytrzymałem, ale
wiadomo, w silnych emocjach człowiek – zwłaszcza wieprz - czasem popuści, patrz:
„mordy zdradzieckie”). Dzięki niemu MAMY TO! Gdzie „my” mamy Prezydenta, to
mniej więcej wiadomo, a co do większości parlamentarnej, to spoko, jest taka
dyscyplina partyjna, że - par excellence - luz. No… A jakby jakiś tam zgłaszał
uwagi, że były wybory, że przecież to ludzie głosowali, że demokracja, mityczny
„suweren”, to niech nie fika i nie podpina się pod sukces Pana Jarosława, bo
dokładnie wiadomo, jak było i czyj to sukces jest, kto go odniósł. No… Tak go
odniósł, że może drugi raz nie odniesie, bo go będzie miał na stałe już, co
będzie co chwila odnosił, jak on mu i tak do mieszkania wróci?.. Jak jakiś kot,
czy inna wiewiórka…
Zdanie
trzecie: Hm… To chyba m.in. do PADingtona było, że się odmurzył, że wyłom, że kruszeje…
Bo, choć jak mówią wyniki badań „w październiku na PiS zagłosowałoby 41 proc.
badanych, deklarujących udział w wyborach”, to jednak 41 proc., to nie 120
proc. i widać to gołym okiem, a tu każda proca jest na wagę złota. Do pełnego
zamurowania nieco brakuje tych 79 proc., dzięki którym zostałaby osiągnięta
absolutna pewność, że „wybory nie zostały sfałszowane” oraz dzięki czemu zanikłoby
zjawisko „hej tu!”, no bo jak, skoro wszyscy są za! Ale ok., na ten moment są
braki i jest hejt i są podstawy do zdziwienia. Wyobraźmy sobie bowiem taką
sytuację, że Pan Jarosław idzie na spacer, spoko sobie drepcze, aż tu nagle dostaje
hejta z boku – trach! Nawet ON może się w takiej sytuacji zachwiać (patrz: „mordy
zdradzieckie” czy inne problemy z trzonowymi), nawet ON może na moment stracić
równowagę i dobrze byłoby się w takiej chwili (chodzi o ułamek mikrosekundy, żebyśmy
się dobrze zrozumieli, a nie źle nie zrozumieli!) o coś oprzeć, no choćby o kosz,
ławkę w parku, czy właśnie mur wykonany z osób, które w szpalerze za nim stoją.
Więc chce się oprzeć, odruchowo wyciąga rękę i natrafia na puste miejsce… No…
Wa! Co jest! Ha! Jest niedorzeczne ryzyko niewypowiadalnego, na co Pani Beata
zwraca uwagę i za co ja bardzo jej dziękuję.
Zdanie
czwarte: To są prywatne sprawy Pana Jarosława Kaczyńskiego. Tego nie będę
dotykał. Serio, nie interesuje mnie to, a nawet trochę się tego boję…
Zdanie
piąte: zdanie trudne, złożone, ale jednak dające się odcyfrować. Jego zawartość
można odczuć, kiedy wytarzamy się w następujących stwierdzeniach: „samo dobro”,
„wielkość” (bo nie małostkowość), „pogoda i hart ducha” (bo się nie przejmuje),
„otwartość” (bo urządza tzw. dzień otwartych drzwi prezentując klasę, jaką ma w
sobie. Uwaga na marginesie: obstawiam, że Pan Jarosław ma w sobie gabinet do
historii, taki z zabytkowym globusem, księgami wiedzy i mapami na ścianach,
wiadomo, jakimi mapami…). Zatem piszemy sobie te sformułowania, wycinamy, bierzemy
np. do wanny i panierujemy się, tarzamy, wcieramy we włosy oraz wszędzie (oczywiście
z wyłączeniem zakamarków dyskwalifikujących, żeby nam potem ktoś nie zarzucił,
że przez przypadek coś tam mamy tam, tj. „w dupie”) i pozostawiamy na sobie
przez około 9 godzin, po czym – bez spłukiwania! – czynność powtarzamy. I tak dwa
razy dziennie, z krótką przerwą na sen. Gwarantuję że po czterech miesiącach
sprawa jest dla nas jasna, oczywista, a zdanie nr pięć jest naszym – ba! – moim
zdaniem, o czym to ja mówiłem? Ach tak, oczywiście, chyba dla wszystkich jest
jasne, że Jarosław Kaczyński to człowiek bardzo dobry i z całą pewnością nie
jest małostkowy. Ostatnio zaprosił mnie nawet do swojej klasy, żeby mi ją
pokazać, no, ale ja nie mam konta na nk, więc… Tak czy inaczej, tego…
Zdanie
szóste: Pełne zrozumienie i o co kaman? Rozumiem to, bo mam tak samo. Wołają za
mną czasem: e ty, głupi jesteś i masz krzywo i za pięty tiszert! I jeszcze:
złodziej, złodziej, kutafon, zamordysta zdradziecki, masz krew na rękach aż kapie
i pobrudziłeś nią kanapkę! A ja na to: walcie się, Polska jest dla mnie
najważniejsza, zupełnie nie liczy się dla mnie to, co mówicie, jakie – kurwa
(znowusz nerw…) – ma znaczenie, czy mówicie prawdę, czy łżecie (wszak wiadomo,
że łżecie)? Jakie znaczenie ma wasza mowa, wasze słowa, wasze stwierdzenia,
wasza rzeczywistość, no jakie skoro: POLSKA JEST DLA MNIE NAJWAŻNIEJSZA?! Czujecie
to gamonie? Tu Polska, a tu wasz bełkot – sami oceńcie, co ważniejsze i czym ja
się zajmuję. Dla ułatwienia i słabującym na umyśle podpowiem: ja zajmuję się Polską,
także możecie drzeć japy, co najwyżej pokażę wam swoją klasę i pozamiatane. Się
zdziwicie, jak ja zobaczycie.
Zdanie
siódme: Tu właściwie podkreśliłbym już tylko jedno słowo: „absolutnie”. Szacunek
oczywiście należy się wszystkim ludziom, ot tak, bo tak i już, ale niektórym
oprócz tego zwykłego się należenia, to należy się on absolutnie. Hm… Skoro tak,
to może innym się on jednak nie należy?.. Sprawa do rozwikłania, ale jedno jest
pewne: Jarosławowi Kaczyńskiemu należy się szacunek. Koniec. Kropka.
Absolutnie. Z absolutem się nie dyskutuje.
Zdanie
ósme: niby, że gdyby od Beaty to zależało, to ona by PADingtona zachęcała, ale
fragment jakiś niewyraźny, wyrwany z kontekstu?.. Że nie zależy od Beaty i dlatego
Beata nie może? Przecież nawet, jak nie w mojej gestii, to skoro do dobrego
namawiam, to zachęcać mogę, no chyba, że… że nie mogę, bo jest wyraźny zakaz: „Nie
nęcimy PADingtona smakołykami!”. „Zakaz rzucania okruszków na wybieg!”- i tym
podobne, ale przecież namawia/namawiałaby do dobrego. No, tutaj dobry, dobry
miś, no już niech z pawilonu wyjdzie, nie jątrzy tylko chętnie Panu łapkę poda,
niech łapkę poda i potem na pleckach niech się położy, brzuszysko, no już niech
elegancko brzuszek pokaże miś jeden, tak, tak właśnie, powinien miś szacunek
pokazać, szacunek powiedziałam, a nie obleśność miał pokazać miś! Natychmiast!
Stop! Już ja bym zachęcała, oj, zachęcałabym bym, ale nie mam czym… No tak, nie
ma zanęty… A i kija zbrakło. Jak prowadzić normalną rozmowę w takich warunkach,
kiedy nie można przypieprzyć, ani obdarować? Jak budować zdrową, partnerską
relację, kiedy się nie da? Drań bez absolutnego szacunku…
Ok. To się nazywa „no
comment”, ale… To było tylko osiem zdań Beaty Mazurek. A ty, co zrobiłeś
dzisiaj dla Polski?