Miało być,
jak w tytule - bo taki sobie tytuł wymyśliłem - ale oczywiście się nie da! Mamy
ostatni dzień września, a w nocy temperatura nie spadła poniżej 15 stopni
Celsjusza! Ostatnimi czasy za dnia słońce pięknie świeci, deszcze nie padają,
wiatry - owszem - wieją, ale tylko z południa, ciepłe, przyjemne w dotyku.
MASAKRA! Jak żyć?! Ech…
Po naszej
wizycie w Londynie powoli dochodzę do siebie. Te tysiące kilometrów w moim
wieku jednak robią swoje. Nie byłem zbyt entuzjastycznie nastawiony do naszej
wyprawy, ale już po wszystkim przyznaję: podobało mi się. Może to niskie i
przyziemne (ha, ha, ha!), ale – tak jak poprzednio - najbardziej podobało mi się
metro. Od czterdziestu lat jestem zadeklarowanym fanem metra londyńskiego. Pewnie
związane jest to z moim znakiem zodiaku – kret, a może wynika z zachwytu dla
rozmachu, precyzji i funkcjonalności, nie wiem, tak czy siak: KOCHAM METRO W
LONDYNIE. Mniej podobały mi się tłumy przewalające się z kąta w kąt, ale co
tam, miasto wielkie, to wszyscyśmy się zmieścili. Muzułmanie, czarnoskórzy,
polaki, włosi i papugi. Tak, papug było od zajechania i ciut, ciut. W parkach
papuzi śpiew umilał nam czas podczas powolnych przechadzek w sposób nieprzerwany.
Prócz METRA,
parku i papug, widzieliśmy też muzea (sztuk dwie) i ogólnie Londyn podczas
spaceru całodniowego, a także na deser stadion Arsenalu. Czasu było mało, więc
nie nastawialiśmy się na jakieś dzikie galopady. Co jakiś czas porównywaliśmy z
Asią nasze wrażenia z wizyty obecnej, do tych sprzed 9 lat i niebicie wychodziło
nam, że Polska w wielu aspektach dogoniła WB. Takie np. Muzeum Nauki nie
powaliło Wiktora na kolana, stwierdził nawet, że nasz Młyn Wiedzy jest lepszy, można
wszystkiego dotknąć, potrenować, użyć siły. Fakt bezsporny: w Toruniu wystawy są
ewidentnie lepiej przygotowane do inwazji dzieci. Różnic było więcej, ale myślę
sobie, że zmiana w moich odczuciach wynikała też z tego, że tym razem jednak
wiedziałem czego się spodziewać. Jak sobie przypomnę, to prawie sprzed dekady
lądowanie na Stansted, to jeszcze dzisiaj trochę kręci mi się w głowie. No bo
do samolotu wsiadaliśmy w Bydgoszczy, gdzie w całym air porcie było nas tyle
ile mieściło się do jednego samolotu, czyli może była to grupa 150-cio osobowa.
Senna atmosfera, spokojnie nadawaliśmy bagaż, w kolejce nóżka za nóżką, bez pośpiechu
sunęliśmy w polonezie do bramki, pogranicznik buta kazał zdjąć, buta kazał włożyć
i spokój, bez ekscytacji i na luzie. A gdy już wylądowaliśmy?.. Piekło! Wieża
Babel! Dziki tłum pędzący coraz szybciej i szybciej! Kontrast był niesamowity. Ok.
Wracając do teraz. Było bardzo miło. Pogoda dopisała. Oczywiście nie łudziliśmy
się, że zobaczymy choćby jedną czwartą wszystkiego, ale założenie było proste:
nie robić z pobytu tam wyścigu z czasem, co w pełni zrealizowaliśmy.
W kraju zaś:
Na stadionie
Legii Warszawa podczas meczu z Realem Madryt będzie raczej pusto. Bardzo dotarł do mnie
mem, na którym jego autor, cytując piosenkę uznaną za hymn zespołu stołecznego,
nieco modyfikując jego tekst, doprowadził go do postaci: „Mam tak samo jak ty, mecz
z Realem obejrzę w TV”. Prawda, że ładnie?
W rządzie Nadminister,
pod Premierem, który ma Nadpremiera, będzie zawiadywał Superresortem. Co na to
Awendżersi, KOD itp.? Czy odpowiedzą jakoś, czy będą w stanie dać coś więcej?
Nie sądzę!..
Trwa
oczekiwanie na wyjazd „na jeziora”. I ogólnie nie jest źle, ale wiadomo: winter
is koming, czyli będzie gorzej!