Ta… Czas w płynie. Wiosną
nawiedzają nas powodzie, ale nurt z jakim czas - wrażliwych przepraszam z góry
- zapierdala, to jest po prostu rekord świata. Jeszcze niedawno był maj, a tu już
za moment będzie lipiec. I dni znowu stają się coraz krótsze i doprawdy – jak konstatuje
moja matka – jesień jest tuż! Ba! Zima jest tuż! Nie wiem, jak to się dzieje w
filozofii mojej matki, ale jesień i zima albo właśnie są, albo właśnie są tuż, natomiast
wiosna i lato, właściwie prawie nie występują w kalendarzu i przyrodzie.
Dziwne, ale taką optykę przejąłem i – choć staram się z tym walczyć! – ulegam jej
machinalnie.
A czerwiec był tego roku miłym
miesiącem. Nie wydarzyło się nic wielkiego. Właściwie jedynym strapieniem była
choroba syna, ale - jako raczej mało niebezpieczna czy dotkliwa - też nie zapisała
się w kategoriach dramatycznych. Było sporo pracy, było – jak to w pracy –
trochę zupełnie niepotrzebnych nerwów, były upały i padał deszcz. Ogólnie:
dobrze. I jak w takiej sytuacji pisać cokolwiek? Przecież kiedy nie można psioczyć,
narzekać i jęczeć, to nie warto ani otwierać ust, ani palcami dotykać klawikordu!
Ech!
A tu tak – z tego co pamiętam:
Spotkanie towarzyskie – te zet wu
„grill” – w miejscowości podtoruńskiej. Pogoda piękna, jedzenie piękne
(zwłaszcza truskawki), ludzie (z drobnymi i niegodnymi wspomnienia wyjątkami) piękni,
mili, dobrzy. Love, Peace, Freedom, Karkówka i co kto tam chce.
Książkę J. Pilcha udało mi się przeczytać!
Nie było to łatwe, bo książka gruba, a ja od kilku lat miewam problemy z
czytaniem - mimo nich jednak się udało! Kurna, jakby mi ktoś kilkanaście lat
temu powiedział, że będę się cieszył z faktu przeczytania książki, to bym chyba
nie uwierzył, co robić? Ludzie się zmieniają i ludziom się zmienia. Pamiętam
jedną taką po wylewie, tej to się dopiero pozmieniało!
Spotkanie towarzyskie z przemęczoną
pracą Ewą, która nie usnęła w pół słowa. W ogóle nie usnęła, dzielnie trzymała
się przez cały czas, była jak – nie przymierzając, bo niby co to znaczy? -Krzysztof
„Diablo” Włodarczyk w ostatniej walce! Plotkowanie o znajomych, to jest naprawdę super zajęcie. ;-) Niniejszym pozdrawiam wszystkich
znajomych.
Spacery. To był miesiąc, w którym
świętowano urodziny Torunia i z tego powodu zorganizowano w mieście różne
imprezy i my na te imprezy rodzinnie uczęszczaliśmy. Jakość atrakcji była
różna, ale samo chodzenie po mieście jest dobre, bo to dobre miasto do
chodzenia jest. Wleźliśmy na wieżę ratusza – Wiktor i ja za dnia, a Asia po
zmroku, po Bulwarze Filadelfijskim przedefilowaliśmy, widzieliśmy, jak rodowity
iluzjonista czarował na scenie pętle ze sznurków.
Tak, czerwiec stanowczo nie
obfitował w dramaty, o których warto – czy też można by w sieci – opowiadać.
Acha! Dokonałem ważnego odkrycia związanego z FB, którego – nawiasem mówiąc (bo
mówienie nawiasem, to jeden z moich ulubionych sposobów mówienia) – nie ogarniam.
Nie ogarniam FB, ale tego, co odkryłem na FB nie ogarniam jeszcze bardziej –
mamy więc do czynienia z nieogarniętym w nieogarnionym! Eksces w czystej
postaci! Otóż jedna z osób, która na FB ma status mojej znajomej, została „oznaczona”
(cokolwiek to znaczy) jako: tu pada nazwa miejscowości, po czym następuje - bezwzględna
w mojej ocenie - kategoryzacja: „dupeczka”. Łał! Eksploruję temat i szybko okazuje
się, że chyba każda miejscowość w Polsce posiada na FB profil w tej kategorii!
Gród mój rodzinny, proszę: „malborskie dupeczki” – są! „Toruńskie dupeczki”?
Są. Grudziądzkie, warszawskie, krakowskie, nowosądeckie, a nawet częstochowskie
– są. Zatrzęsienie dupeczek. Oczywiście nie wszędzie „dupeczka” fejsbukowo
występuje, nie w każdej lokalizacji jest, ale – tu prośba do wszystkich trojga
czytelników niniejszego bloga – jeżeli wiecie, że w przyrodzie, znaczy w danej
miejscowości, „dupeczka” jest, chodzi, żyje sobie, oddycha, po prostu istnieje,
a po sprawdzeniu na FB, zauważycie, że nie została ona (zarówno miejscowość,
jak i „dupeczka”) zarejestrowana, to nadróbcie tą/tę zaległość! Załóżcie
profil. Ja osobiście, jako wierny fan małej miejscowości – jeszcze z czasów
studenckich – odczuwam niedosyt „firlusiańskich dupeczek”. Zatem mam prośbę:
wypełnijmy razem białe plamy na mapie Polski!
Tym oto apelem kończę niniejszy
wpis i pozdrawiam serdecznie. Może lipiec będzie inny niż czerwiec?
ps. Tak sobie myślę, że w związku z moim poprzednim wpisem na blogu (chodzi oczywiście o "Pozdrowienia znad morza"), temat "dupeczek" musiał się pojawić. Został on antycypowany, przepowiedziany, przeczuty, wywołany, anonsowany, wyprofetyzowany.
Czerwiec był po prostu fajny, nic dodać, nic ująć. Fajny i tyle. Moim zdaniem w ogóle najfajniejszy. A z tą jesienią ja też tak mam. Nie lubię na przykład za bardzo lipca i sierpnia, bo przecież zaraz po nich następuje jesień.
OdpowiedzUsuńTeż uważam fejsa za nieco dziwne zjawisko.
Raz usnęłam, tylko nie dałam po sobie poznać!
OdpowiedzUsuńHa, kolejna lekcja z użytkowania internetu - cudzysłów w nicku nie wypada ładnie ;-)
OdpowiedzUsuńJaka "wpadka"?! Nie peniaj Krzychu - nic się nie stało!!
Usuń