1 listopada, to nie jest dzień, w którym myślimy o sobie. Bo my przecież żyjemy. Są przypadki zapobiegliwości odnoszącej do tego, co będzie „po”, po tym czymś strasznym, kończącym, ostatecznym, ale nie każdy stawia sobie nagrobek już za życia i ryje na nim ile wie na swój temat: imię, nazwisko, data urodzenia. Więc takich ludzi jest niewielu. Dobrze, jeżeli ktoś – nim zniknie – zatroszczy się o tych pozostających, napisze list, kupi coś do jedzenia i zostawi w lodówce, jednak zdecydowana większość z nas nie ma do tego głowy. Tacy jesteśmy zaprzątnięci swoim schodzeniem, że rzadko myślimy o reszcie świata. Zdecydowana większość nie zastanawia się, jak to będzie już bez nas. A może warto? Warto? Hm… Czy warto myśleć o świeczce na własnym nagrobku? Czy warto wyobrażać sobie twarze tych, którzy przyjdą nas pożegnać albo przynajmniej wspomną siedząc wieczorem w domu? Tam, w domu. Oni tam, a my tu, czy może już na odwrót? Nie wiadomo, gdzie będzie wtedy „tam”, a gdzie „tu”… Pośmiertne poplątanie z pomieszaniem. Tak czy inaczej - jeszcze stojąc po tej właściwej stronie - częściej zastanawiamy się chyba nad tym, jak „tam” będzie z nami, niż „tu” bez nas, bo przecież „tu” bez nas nie będzie już niczego!
Miłego świętowania i malowniczych spacerów po cmentarzach przy pięknej pogodzie życzę. Spacerujmy, póki możemy.
nie mogę się zgodzić.. ja praktycznie każdego dnia poświecam chwilę, zeby pomyslec jak bedzie im ciezko...
OdpowiedzUsuńPrzecież wszyscy wiedzą, że po śmierci, to ...
OdpowiedzUsuńA teraz tutaj, to nic innego tylko ...
Pierniczku, nie znam Twojej i ich sytuacji, ale być może nie będzie im aż tak ciężko? Trzeba mieć nadzieję, że bez nas będzie może nawet lepiej.
OdpowiedzUsuńMonmarze, dziękuję za komentarz, uwielbiam krótkie formy, w których jest sporo pustego miejsca, które można wypełnić, dzięki czemu można się czegoś dowiedzieć. O sobie... O okolicznych lasach... O "o"... Dziękuję...