Pusto. Pusto w głowie = pustosłowie. A takie miały
być pejzaże i kontrowersje! Nie ma. Pozostaje omówienie spraw bieżących. No,
może nie zawsze bieżących. Bieżącość umowna.
Radiowa Trójka Ale. Jeszcze słucham, ale jak długo?
Na tyle, na ile można, staram się nie interesować polityką, ale w tym momencie
politycy i ich działania wtargnęli mi do domu. Chciałem napisać, że „nie
rozumiem” tego co robią, ale przecież tu nie ma czego rozumieć. Tym państwu
wydaje się, że jak będą do mnie mówić, to ja będę ich słuchał, ale nie wzięli
chyba pod uwagę, że prędzej wyłączę odbiornik. Na przykład 1. dzień Listopada,
rano. Budzę się, włączam radio, lubię – jeszcze leżąc – posłuchać, więc
włączam. Włączam zatem i?.. W pierwszej chwili myślę, że ktoś przestawił stację
na Radio Maryja, ale nie, to jednak Trójka, ale czy aby na pewno? Ja rozumiem,
że Wszystkich Świętych jest osadzone –
ba! – od zarania dziejów fundowane przez chrześcijaństwo, ale czy nie da się
inaczej? Bez piętnastu razy: „ksiądz”, „kościół”, „błogosławiony”, „święty”
itd.? Jak będę chciał posłuchać tego typu stricte religijnej prelekcji i
pochwały Kościoła Katolickiego, to bez trudu sam przełączę na Radio Maryja i
znajdę. Musiałem radio wyłączyć, bo nie dałem rady tego słuchać. Ewidentnie nie
jestem już targetem. To, że jedna czy druga audycja nie będzie mi pasować, to
jest „mój problem”, ale to, że zwolnionych, „przesuniętych”,
„odsuniętych”, tych którzy „sami
zrezygnowali” jest aż tylu, to już jest coś poważnego. Miałem wątpliwą
przyjemność pracować w miejscu, gdzie człowiek boi się szczerze rozmawiać, bo
nie do końca wie, jak taka rozmowa może się skończyć i do czego doprowadzić i
od pewnego czasu mam wrażenie, że podobna sytuacja panuje w Trójce. A to w
rozmowie na antenie jakiś słuchacz będzie życzył siły i wytrwałości apelując
jednocześnie, by pracownicy „nie dali się skundlić”, na co redaktor Kuba
Strzyczkowski zareaguje jedynie lapidarnym: „proszę zwolnić mnie z konieczności
komentowania tego głosu”. A to redaktor Wojciech Mann przyjmując poranne
życzenia i słowa otuchy od słuchaczki, skwituje je zdaniem o „takich czasach”,
które przecież miną. A to wreszcie każda nieobecność do tej pory mówiącego z
głośnika o tej i o tej godzinie redaktora, budzić będzie serię pytań od słuchaczy,
czy aby jeszcze jest zatrudniony i o co chodzi? Zresztą, wywiady i informacje
dostępne w sieci w sposób oczywisty pokazują, co i jak się dzieje. Nie
opowiadając się po żadnej ze stron sporu politycznego, nie mogę nie dostrzec,
jak rozwalają coś, co lubiłem i czego słuchałem. Nie lubię ich za to.
A tutaj cytat z pomieszczonego w Internecie wywiadu
z Maciejem Orłosiem o Teleexpresie: „Zobaczyłem, że cały ten obszar
symbolicznego Placu Powstańców, coraz bardziej się zagęszcza. Że jest coraz
więcej osób, które przychodzą z różnych miejsc typu Telewizja Republika albo
Telewizja Trwam. Ludzie nie ufają sobie wzajemnie, nie wiadomo, co przy kim
można powiedzieć, że to zostanie doniesione. Zaczynamy mówić przyciszonymi
głosami, boimy się rozmawiać przez telefon. I to nie są żarty, tylko prawdziwe
obawy”.
A tutaj kawałek z wywiadu z W. Mannem, który
odpowiada na pytanie o to, czego mu żal: „Bardzo mi żal tamtej atmosfery
spokoju, pogodnego robienia radia, braku zagrożeń, obaw i oglądania się, czy
ktoś niepowołany słucha naszej rozmowy. To jest bardzo nieprzyjemne, ta
stęchlizna w powietrzu”.
Ktoś mi powie, że to są normalne warunki w pracy, że
to jest zmiana na lepsze?
Czarny Marsz czy też Czarne Marsze. Mam z tym
problem, którego nie mam siły tłumaczyć, ale w moim widzeniu obie strony weszły
na taki poziom uogólnień, że nie daję rady tego ogarnąć. Z jednej strony, jacyś
mityczni zupełnie „obrońcy życia”, a z drugiej wszystkie „kobiety” tego świata.
Oczywiście intuicyjnie i odruchowo jestem za „kobietami”, tu nie mam wahań, ale
nie jestem przecież tym samym za zabijaniem dzieci, a przynajmniej nie jestem
za zabijaniem dzieci tak wprost. Drażni mnie, że opowiedzenie się po stronie
„kobiet” powoduje, że momentalnie staję się mordercą. I żeby sprawa była jasna:
nie jestem za ściganiem i wsadzaniem do więzień kobiet, które zdecydują się na
aborcję. Przyjmuję, że każda taka decyzja jest dramatyczna i wynika z
głębokiego namysłu i nikt, ale to nikt nie podejmuje jej, lekko li tylko i
wyłącznie w imię błahostek. Jakbym nie reagował, Czarne Marsze się odbyły i
pewnie jeszcze będą się odbywały, bo z tego co widać, to rządzący w sprawie „obrony
życia” są nieugięci i trzymają pion moralny. No, lekko się tylko czasem zakolebią,
jak - bo ja wiem - ćcina myśląca.
Chciałem zadzwonić wczoraj do domu rodzinnego, żeby
dowiedzieć się czy matka z ojcem zaakceptowali wybór obywateli USA i czy uznają
Donalda Trampa, ale odpuściłem… Bo jeżeli nie, to co ja z tym z robię, a jeżeli
tak, to co z tego? Poza tym właściwie wszyscy – mniej lub bardziej
wielkodusznie - się zgodzili, więc nie chcę ryzykować konfliktu
międzynarodowego i jakichś fochów. Są ważniejsze sprawy, np. we wtorek spadł na
mnie śnieg! Mały, słaby, drobny i nie rokujący na utrzymanie się na ziemi, ale
jednak śnieg.
Ogólnie zaś Listopad jawi się imprezowo. Wizyta
gości z nadmorza, impreza z okazji urodzin małżonki Mej Joanny, wesele, na
które zostaliśmy niespodziewanie zaproszeni i w którym weźmiemy udział. Trzy
łikendy, trzy różne wyzwania towarzyskie, ale wspólny mianownik, alkohol będzie
wszędzie.
Na ten moment, to wszystko.