Aktualnie mam na liczniku trzeci
tydzień chorowania i o ile sprawa nie jest mocno i śmiertelnie niebezpieczna –
choć podobno w przypadku mężczyzn każda choroba, równa jest otarciu się o śmierć - to
jej przewlekłość, z lekka wyprowadza mnie z równowagi. No bo co to kurcze jest?!
Trzy tygodnie?! Medycyna jest bezradna, modlitwy nic nie dają, organizm sam z
siebie nie uciąga? A święta tuż, tuż, a do świętowania też trzeba jakoś się
czuć! Mam żal do świata… Ale nawet chory, rozżalony, na granicy neurotycznego i
biologicznego załamania, życzę wszystkim dobrze: niech się wszyscy ode mnie
odpieprzą! Można powiedzieć, że to takie życzenie i dobra rada w jednym.
Oczywiście to są takie żarty, takie
wypowiedzi, żeby coś powiedzieć. Tak czasem człowiek ma ochotę coś powiedzieć…
Ech… Przyszło mi nawet do głowy, żeby zadziałać na fejsie i kiedy on (fejs) po
włączeniu zagaja do mnie dymkiem: „O czym teraz myślisz?”, to zaświtało mi,
żeby się wypowiedzieć. A co tam! Jak bym tak na jeden dzień wpuścił strumień
mojej nieokiełznanej świadomości w kanał fejsa i wyraził się i ogłosił o czym
to ja teraz myślę, ewentualnie poszedł na całość i relacjonował gdzie jestem,
co czuję, na co patrzę, przed czym uciekam, jakie są plany na najbliższe siedem
minut? Boże, jakby to mogło wyglądać?! Odpowiedź jest dość oczywista: musiałoby
to wyglądać dramatycznie, ale najgorsze byłoby to, że na pytanie „o czym teraz
myślę?”, prawdopodobnie nie padałaby żadna odpowiedź… Głuche milczenie, bo
przecież przez większość czasu o niczym nie myślę. Ale, ale! Przez cały czas gdzieś
jestem! - więc mógłbym się oprzeć o relację z lokalizacji. Tyle że – nie oszukujmy
się – moje: „siedzę w robocie” (dygresja: i nie, że w „robocie”, że to jakiś
robot, bo to by git było i byłoby czymś, nawet, gdyby to był robot kuchenny, a
może zwłaszcza wtedy, bo jaki to by musiał być robot?! to by musiał być robot
nad roboty! to by był ÜBEROBOT, ludność byłaby zainteresowana, zafrapowana,
dałaby mi lajki na 100 %..., ale…), moje: „siedzę w robocie” jest niczym wobec na
przykład: „jadę pociągiem”, czy: „ale wali w tym PKSie”, że o innych, bardziej
wyrafinowanych środkach transportu i doniosłych przeżyciach godnych odnotowania,
nie wspomnę… Ale kusi… Kusi mnie fejsbuk, przyznaję. I przyjdzie jeszcze moment,
że przełamię chorobliwą nieśmiałość i nadam relację z takiego zakątka siebie
lub świata, że ech! ;-) Wstyd nadejdzie potem…
Tymczasem zaś zbliżają się ŚWIĘTA
i związane z tym kwestie zaprzątają mnie bardzo. Choinka już stoi, trzeba
jeszcze wykonać pierniki, dopomóc Świętemu w ostatnich zakupach, omieść
domostwo, popaść w nastrój zadumy i spotkać z ludźmi, bo wiadomo, że później różnie
może być.
Piękny tekst :)
OdpowiedzUsuńDzięki. :-)
OdpowiedzUsuń