Dawno, dawno temu, mnie tu, mnie
tu nie było… Bo gdzie indziej, to oczywiście bywało się – ha! – i to jeszcze
jak się bywało! Bywało się nie lada! Wręcz PRZEbywało się! W przepychu siebie się
gościło! Ok. Tyle tytułem wstępu, a wypowiadając się sensowniej, to nie ma co
sobie języka strzępić.
Jesień jest – to wiadomo. Im
jestem starszy, tym czas jest szybszy, a ja wolniejszy. I kiedy myślę sobie o
tym, co wydarzyło się te – powiedzmy – 5 lat temu, to właściwie wydaje mi się,
jakby to było wczoraj. Za kilka lat z równą łatwością będę wspominał II Wojnę
Światową, a za kolejnych kilka otrę się we wspomnieniach o dinozaury wolnobiegające
po okolicy, tak będzie, bo takie są prawa wieku i czasu. Od pisania notek odstręcza
mnie poczucie miałkości tego działania. Odstręcza mnie też standardowy brak
czasu letniego i zimowego, ale poczucie bezsensowności tego typu działalności –
w moim wykonaniu - jest najistotniejszym motorem braku motoryki w tym kierunku.
Jestem najsłabszym ogniwem wszelkich zdarzeń i potrafię je unieważnić samą
tylko swoją obecnością. Nie zaproszą mnie do Watykanu na kanonizację… Ech… Tak…
Z drugiej strony mógłbym być używany przy różnego rodzaju katastrofach i
kataklizmach. No… Charytatywne umniejszanie problemu głodu w Afryce… Może PAH
przestanie przysyłać mi przekazy do wypełnienia, a zamiast tego wywiezie mnie w
teren i tam będę bagatelizował, ujmował, relatywizował i marginalizował
problem?
Jesień po prostu, czyli
elementarne braki w motywacji i we wierze i nawet okrzyk bojowy, głoszący, że:
Jestem ZWYCIĘZCĄ!!! - na niewiele się zdaje. I żeby nie było, ja nie narzekam,
po prostu nie i już! Mógłbym i owszem, mógłbym strumieniami świadomości zasilić
rzeki i morza i zalać nie tylko najbliższą okolice, ale i kilka dalszych
miejscowości podtopić, to się zawsze da zrobić, ale kiedy już we mnie wzbiera
wyznanie i otwarcie się tam/zapór, to jakoś tak spać mi się zachciewa, a przed
oczami staje Okrutny Krytyk i Szyderca (postaci realnie występujące we wszechświecie).
No i fala opada. Tak…
Jesień, to jesień, a wiśnia, to
wiśnia… I to jest mój głos w sprawie nie zabierania głosu, można go traktować
jako pusty głos wrzucony do urny w czasie demokratycznych – a jakże – wyborów.
Milczenie jest złotem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz